czwartek, 4 grudnia 2025

Oman + Zjednoczone Emiraty Arabskie (30.10-12.11.2025)

Oman – kraj pachnący kadzidłem

Ponieważ w tym roku nie wyszła nam wyprawa na Sri Lankę, udało nam się dogadać z liniami lotniczymi Air Arabia i przesunąć nasze loty (ze stratą części kosztów) na Oman. Dwa dni wolnego, a więc dwa dni mniej z urlopu, okazały się pokusą nie do odparcia, a zwiedzanie Omanu połączyliśmy z krótkim pobytem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W Omanie spędziliśmy 9 dni, w ZEA zaledwie 3. Kraje te są zasadniczo różne i mi do gustu zdecydowanie bardziej przypadł ten pierwszy. Mimo wizyty w teoretycznie najlepszym czasie (listopad-luty) sam początek listopada okazał się dla mnie nieco zbyt gorący (wewnątrz lądu około 35-36 stopni, nad morzem znośniej). Oman do top trójki moich zwiedzonych krajów nawet się nie zbliżył (Japonia, Jordania, Peru), ale ma swój klimat, ludzie są naprawdę przyjaźni i nienachalni, jedzenie smaczne i tanie (obyło się bez rewolucji żołądkowych i innych), a przyroda – zwłaszcza góry i wadi – absolutnie zachwycające. Jest jakaś autentyczność w tym kraju, chociaż przecież w zasadzie wybudował się – niemal w całości – przez ostatnie 50 lat za sprawą Sułtana Kaboosa, rządzącego mądrze w latach 1970-2020. Władca, inwestując zyski z wydobycia ropy naftowej, wybudował sieć znakomitych dróg, szkoły, uniwersytety, meczety, szpitale, muzea – wszystko. Kraj nadal buduje się na naszych oczach – remontuje, odnawia, rozbudowuje, inwestuje w infrastrukturę turystyczną.

Nasza podróż

30.10 (czwartek) - loty liniami Air Arabia na linii Kraków - Shardża, nocleg w słabym hotelu niedaleko lotniska, by następnego dnia spokojnie kontynuować podróż. Najtaniej można dolecieć do Omanu liniami Pegasus z Berlina, nasze loty były stosunkowo drogie i wymuszone sytuacją ze Sri Lanką.

31.10 (piątek) - lot liniami Air Arabia na linii Shardża - Maskat, wynajem auta 2WD w wypożyczalni Budget za 600PLN, wyjazd do Nizwy, zwiedzanie fortu i starego miasta w Nizwie.

Fort w Nizwie powstał w XVII wieku na polecenie sułtana ibn Saifa al Yaruba,a jego budowa zabrała 12 lat. Wyróżnia go wysoka, 40-metrowa, okrągła wieża o bardzo dużej średnicy, na którą można się wspinać z wewnętrznego dziedzińca po trzech zestawach schodów. Z każdej strony będzie widok na inną część miasta.

Nizwa słynie również z targowiska kóz, które odbywa się w każdy czwartek bardzo wcześnie rano (widowisko zaczyna się koło 6 rano). Nam nie udało się dotrzeć na czas, ale chyba warto o to zadbać, by zobaczyć tętniące życiem wydarzenie. Targowisko odbywa się w starych murach miejskich i wędrowanie po Starej Nizwie (wewnątrz murów miejskich) wieczorem ma swój wielki urok. Można zobaczyć tradycyjne, rozpadające się budynki wybudowane z gliny i słomy, powędrować wąskimi uliczkami i oczywiście - zajść na rozmaite souki ukryte w murach miejskich. Jest targowisko poświęcone przyprawom, słodkościom, rybom, mięsu, ale też antykom.

1.11 (sobota) - jedziemy na groby! Czyli na stanowisko archeologiczne w Bat, wpisane na listę UNESCO, choć oprócz tabliczki na miejscu nic nie podkreśla wagi tego miejsca. Google z Nizwy prowadzi 20-kilometrowym kawałkiem drogi szutrowej, podczas gdy zostając na głównej trasie można dojechać na miejsce asfaltem (znacznie szybciej i bardziej komfortowo. Nas błędny wybór trasy kosztował godzinę, której nam potem zabrakło). Groby w Bat i niedalekim Al-Alam powstały pomiędzy 3000 a 2000 p.n.e. i reprezentują  zwyczaje kultur Hafit, Umm i Nar. Grobowce znane są pod nazwą beehives - ule, ponieważ taki właśnie mają kształt. Zbudowane koncentrycznie z układanych na sobie z wielką sztuką dopasowanych kamieni, mogły pomieścić zwłoki do 200 zmarłych (chociaż nie składanych do grobów w tym samym czasie, groby były użytkowane przez wiele lat). W Bat, które widzieliśmy, tych grobów jest mnóstwo - ciągną się na wzgórzach, chociaż z części niewiele zostało.

Dalej z Bat do Misfatu na podwójny (a jak się potem okazało nawet potrójny) trek. Nocleg w tej pięknej wioseczce u bardzo sympatycznego gospodarza. Wzięliśmy luksusowo nocleg z kolacją i śniadaniem i to był strzał w dziesiątkę, bo Misfat nie ma bogatej oferty gastronomicznej. Wioseczka, malowniczo położona u podnóża jednego ze szczytów z ruinami twierdzy (można się tam wspiąć na malowniczy zachód słońca) oferuje naprawdę sporo wspaniałych szlaków pieszych - od łatwego i krótkiego zejścia do starego domu (Old House), który oferuje malowniczy trek w dół strumienia pośród upraw palmy daktylowej i innych roślin, po znacznie dłuższe szlaki w górę pobliskiego kanionu. Warto tu się chyba zatrzymać na dłużej.

2.11 (niedziela) - trek Jebal Shams tzw. Balcony Walk - ok. 4h w dwie strony, przy czym na początku idzie się trochę w dół, a wracając trzeba się wspinać. Naszym 2WD nie udało się dojechać do wejścia na trasę, bo droga była w remoncie, ale na miescu czekał już zapobiegliwy miejscowy ze swoim 4X4, by za stargowaną z 30 do 20 OMR (200PLN) opłatą zawieźć nas do wejścia na szlak i tam na nas uprzejmie i cierpliwe poczekać. Jebal Shams, zwany omańskim Wielkim Kanionem, oferuje zapierające dech w piersiach widoki, a sama nazwa oznacza Górę słońca. Szczyt wznosi się na wysokość 3075m. Trasę niestety się powtarza, ponieważ po dojściu na koniec treku trzeba zawrócić i iść tą samą drogą, oferującą niemniej jednak spektakularne (i w większości niezabezpieczone) widoki na kanion Wadi Ghul




















Następnie Bahla Fort z XII wieku, wpisany na listę UNESCO w 1987 roku, starannie odrestaurowany i zachwycający skomplikowanym planem murów otaczających główną twierdzę i miasto. Fort jest dziełem plemienia Bani Nebhan i mimo dość drogiego wstępu - 5 OMR (50 PLN) zdecydowanie warto go zobaczyć i spokojnie się po nim pokręcić. 

Rzut beretem (może 10 minut drogi) znajduje się  zamek Jabreen, ze wstępem w tej samej cenie co Bahla. Zamek powstał w 1675 roku na polecenie Imama Bil-araba ibn Sułtana, i był swego czasu ważnym punktem naukowym na mapie, centrum nauk o astrologii, medycynie i islamskim prawie. Bogate zdobienia wnętrza, między innymi bogato zdobione w motywy florystyczne malowane drewniane sufity, ukryty elegancki wewnętrzny dziedziniec, bogata kolekcja naczyń kuchennych, ukryty system obrony przed najeźdźcami (np. do spuszczania wrzącego syropu daktylowego atakującym na głowę) sprawia, że zamek Jabrin różni się zdecydowanie od innych budowli i twierdzy w kraju. Zdecydowanie warto go zobaczyć. Przy zamku oczywiście bezpłatny parking. Znów nocujemy w Nizwie (choć w innym miejscu). 

3.11 (poniedziałek) - zaczynamy dzień od zwiedzenia rewelacyjnego muzeum Oman Across Ages. Bardzo fotogeniczny budynek ze znakomitą, wyważoną wystawą dotyczącą historii i prehistorii Omanu. Zeszło nam lekko 3h. Projekt australijskiej pracowni architektonicznej COX zainspirowany jest ostrymi szczytami pobliskich gór Al Hajar i do nich nawiązuje kształtem, a koszt budowy przekroczył 500 milionów USD. Jest to jedno z najlepszych muzeów, jakie kiedykolwiek widziałam, choć razi trochę czołobitna część poświęcona inicjatorowi inicjatywy, sułtanowi Kabusowi. Wstęp 5 OMR (50 PLN). 


Dalej trasa do noclegu na pustyni Wahiba Sands. Wzięliśmy opcję wyważoną - niedrogi nocleg, kolacje za 5 OMR (50PLN) oraz dune bashing za 25 OMR (250PLN). Niestety ostatnia atrakcją okazała się śmieciowa - ot pojeździć trochę autem po wydmach w okolicach obozu. Nie pokazało nam to oblicza tej rozległej pustyni, a jeszcze zajechaliśmy do namiotu Beduinów na poczęstunek kawą i daktylami, oczywiście z nadzieją że coś kupimy. Meh. Gwiazd w zasadzie nie było za bardzo widać, bo miasto było za blisko. Sam nocleg z kolacją byłby ok. Do doświadczenia z pustyni Wadi Ram w Jordanii nijak się to nie umywa. Dla mnie trochę pułapka na turystów, niewarta swojej ceny.

4.11 (wtorek) – zamknięty – jak się okazało na miejscu - fort w Sur, a potem zwiedzanie - jak się potem okazało zamkniętego - stanowiska archeologicznego z mauzoleum Bibi Maryam i starego miasta portowego Qalhat, również na liście UNESCO. Chociaż z miasta faktycznie niewiele pozostało, a wykopaliska są zamknięte dla turystów, to jednak warto zobaczyć to piękne miejsce. Dawniej był to ważny port, który odwiedził np. Marco Polo w XIII wieku i Ibn Batutta w XIVw. Napotkani niedaleko na plaży rybacy powiedzieli nam, że wciąż można zobaczyć malutkie wykluwające się żółwie zielone na plaży Turtle Beach w Ras Al Hadd. Więc zawróciliśmy i pojechaliśmy na północno-wschodni cypel Omanu. Obsługa w hotelu uprzejmie wytłumaczyła nam, jak dojść do plaży. 















5.11 (środa)
- pobudka 4:30, marsz na plażę i poszukiwanie igły w stogu siana. Głowny okres lęgowy żółwi zielonych przypada na wrzesień, ale na początku listopada nadal, przy odrobinie szczęścia, można zobaczyć małe gady zasuwające do Morza Arabskiego. I o dziwo udało się! Widzieliśmy kilka spóźnialskich maluchów maszerujących dzielnie w stronę morza, a także ślady dużych żółwi. Wielka radość. 

Potem, powtarzając po raz kolejny fragment trasy z poprzedniego dnia, ruszyliśmy do Wadi Ash Shab, gdzie około 40-minutowa wędrówka kanionem zaprowadziła nas do źródła, w którym można popływać. Wybrałam się w górę strumienia i moja cierpliwość została wynagrodzona. Na końcu jest jaskinia, do której wpływa się wąską szczeliną, a w niej jaskinia i wodospad. Mega! 

Potem udało nam się jeszcze zobaczyć Bimmah Sinkhole, cenotę, i ruszyliśmy w stronę Muskatu na nocleg. Parking i wstęp do cenoty darmowe. Są toalety i miejsce do przebrania. 

6.11 (czwartek) - poranek zaczęliśmy od kąpieli na niewielkiej piaszczystej plaży Qantab, niedaleko Maskatu. Malutka plażyczka zapewniła nam trochę prywatności, chociaż i tak nie czułam się na tyle komfortowo, by pod bacznym okiem miejscowych mężczyzn pływać w dwuczęściowym stroju kąpielowym.

Potem odwiedziliśmy Muzeum Narodowe w Omanie, które wraz z Oman Across Ages daje dobre pojęcie o historii i kulturze kraju, który zwiedziliśmy (przy muzeum darmowy parking, wstęp do placówki klasyczne 5 OMR - 50PLN). Dalej spacerkiem pod pałac Sułtana Al-Alam, dostępny tylko z zewnątrz, a potem do twierdzy Al-Mirani, gdzie wstęp kosztował zawrotne 7 OMR (70 PLN, totalnie nie warto!). Stamtąd na Souk - parkingi w centrum miasta są płatne, ale udało nam się bezpłatnie zaparkować auto przy Fish souk, targu rybnym przy porcie. Krótki spacer i zakup pamiątek oraz podziwianie bogactwa towarów na souku. Dalej na nocleg do hotelu nad morzem. 

7.11 (piątek) - po leniwym poranku nad basenem dalsze zwiedzanie. Ruszyliśmy do Nakhal zwiedzić szereg atrakcji - zaczęliśmy od Meczetu Sułtana Al Qaboosa, ale zapomnieliśmy, że jest piątek. Akurat o 13 kończyło się główne nabożeństwo dnia, więc udało nam się częściowo zobaczyć Meczet. Potem bardzo fotogeniczny i wart odwiedzenia fort Nakhal, że wstępem za 3 OMR (30PLN), z ciekawymi wyjściami na baszty widokowe. Twierdza powstała w 1834 roku, oferuje piękne widoki na okolicę, a pobliskie falaje - systemy irygacyjne - zasilają całą okolicę. Fenomen falajy doskonale wyjaśia poświęcona im wystawa w Muzeum Narodowym w Omanie i Muzeum Oman Across Ages, gdzie można takim systemem w ramach wyzwania zarządzać. Dalej na koniec miasta, gdzie bije gorące źródło Ain Al Thawarah, i można się przespacerować brzegiem ciepłego strumienia (znowu Fish spa!). 








Stamtąd pojechaliśmy do zamkniętego fortu al-Rusnak, wyrobić sobie o nim jakieś wyobrażenie. Wiele twierdz przechodzi kompleksowe remonty (np. Biswah i Nakhal są już po), teraz prace konserwatorskie trwają w monumentalnej twierdzy Al-rusnak (fort Rustaq). 

8.11 (sobota) - z rana wyprawa do Maskatu, by zobaczyć Wielki Meczet Sułtana Al Qaboosa. Było warto. Meczet wpuszcza gości tylko w godzinach 8-11, w piątki jest zamknięty, więc musieliśmy pojechać specjalnie, żeby go zobaczyć. Budowla powstawała w latach 1992-2001 na polecenie hojnego władcy we współczesnym stylu i jest największym meczetem w kraju, mogącym pomieścić 20 tysięcy wiernych. Wybudowany z piaskowca sprowadzonego specjalnie z Indii, meczet zachwyca zarówno piękna i bogatą snycerką, tradycyjnie zdobionymi kaflami, ale również największym na świecie ręcznie plecionym dywanem, który sześciuset specjalistów tkało przez cztery lata. Do prac zaproszono artystów z różnych rejonów, pracujących w różnych stylach, i te mieniące się kolory i wzory harmonijnie się ze sobą łączą. Wstęp jest za damo, tak jak pobliski parking, należy pamiętać o skromnym ubiorze zasłaniającym kolana i ramiona oraz głowę (dla kobiet).










Na 13:30 mieliśmy zarezerwowaną wycieczkę na wyspy Dalmanyat, by pływać z żółwiami zielonymi. Popołudniowy rejs okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie było tak upiornie gorąco, plus zachód słońca na łodzi w cenie! Rejs rezerwowałam na stronie Shouf i w promocji kosztował 25 OMR (250PLN) od osoby. W cenie było dopłyniecie do wysp, dwa przystanki na nurkowanie, drobne przekąski (kanapki, chipsy, owoce) i napoje. Wróciliśmy po około 5 godzinach. Przyjemne zakończenie naszego pobytu w Omanie. 

DROGI

Drogi w Omanie są albo bardzo dobre, tak jak kilkupasmowe autostrady czy gładkie drogi miejskie, albo całkowicie niedostępne dla aut z napędem na dwa koła (2WD). Na autostradach obowiązuje ograniczenie do 120km/h i trzeba go przestrzegać ze względu na często rozmieszczone radary. N lokalnych trasach spowalniaczami są bardzo wysokie i nieprzyjazne hopki (progi zwalniające), zawsze poprzedzone odpowiednim znakiem, a czasami i kratką na drodze. Na trasach krajowych ograniczenie to 100km/h, a w miastach od 40-80km/h, choć zdarzyła się i krajówka z ograniczeniem do 100km/h w centrum miasta. Rental ma wbudowany czujnik, który zaczyna pipczeć przy przekroczeniu 120km/h i będzie tak pipczał dopóki się nie zwolni. Wszystkie drogi są bezpłatne, no chyba że trasa was pokona i trzeba brać taksówkę. Nas pokonał Jebel Shams (trasa we fragmencie w remoncie - listopad 2025) i taksa kosztowała 20 riali (200pln), oraz dojazd na pustynię (dodatkowe 10 riali czyli 100PLN). Poza tym nasze tanie autko 2WD sprawiło się bardzo dobrze i dowiozło. Wszędzie gdzie chcieliśmy, ale też nie kręciliśmy się szczególnie po górach i kanionach. Co ciekawe, auta pracujące mają czerwone tablice rejestracyjne, a zwykle żółte. Zwrot rentala na lotnisku w Maskacie - trasa oznaczona jak po sznurku. Nam sprawdziła się wypożyczalnia Budget, a wynajem 2WD na 9 dni kosztował około 600PLN.

JEDZENIE

W Omanie na każdym kroku można znaleźć Coffee Shopy, szybkie jadłodajnie z fast foodami, kanapkami i napojami. Kanapki zaczynają się już od 2.50 PLN (0.25 OMR) i są znakomitą opcją przy długiej podróży. Lokalsi często podjeżdżają pod coffie shopa, trąbią, obsługa podchodzi do auta, przyjmuje zamówienie i po chwili je przynosi. Wszędzie była możliwa płatność kartą. Bardzo popularne - i pikantne - jest hinduskie i pakistańskie jedzenie. Najdroższy posiłek wyniósł nas 39PLN w mocno turystycznym miejscu. Najczęściej płaciliśmy za dwa dania i dwa napoje około 25PLN.

RELIGIA

W Omanie religią dominującą jest islam - 86% społeczeństwa to muzułmanie ibadyci. Chrześcijan jest niewiele ponad 5%, podobnie jak buddystów. Dla Europejczyków przekłada się to na konieczność właściwego ubierania się - ramiona i kolana powinny być zasłonięte. Zbyt rozebrany strój będzie przyciągał nieprzychylne lub nachalne spojrzenia. Muzułmańskie kobiety kapią się całkowicie ubrane, choć mokry materiał i tak mocno podkreśla ich kształty, a pływa się skrajnie niewygodnie (ja pływałam w długich wiskozowych spodniach i cienkiej bluzie UV). Meczety mają osobne wejścia dla kobiet i mężczyzn, część przeznaczona dla kobiet jest znacznie mniejsza, ponieważ panie mogą się modlić w domu, nie mają obowiązku chodzenia na modlitwę co piątek. 

ZEA - kraj pachnący pieniądzem

9.11 (niedziela) - lot do Shardży w ZEA, wynajem auta (znów wypożyczalnia Budget, Kia Picanto za 260PLN, mamy wykupione ubezpieczenie zewnętrzne). Ruszamy do Abu Zabi, mamy wykupiony wstęp do Abu Zabi Louvre (65 AED/65 PLN). Na miejscu bezpłatny parking, nawet ocieniony. Samo muzeum... Architektura wspaniała, projekt Jeana Nouvela, rozpoczęcie prac 2009, otwarcie placówki 2017. W tle wielkie pieniądze - francuski Luwr dostał 400 milionów USD za użyczenie nazwy do 2047 roku oraz 190 milionów USD za wypożyczenie części swojej kolekcji oraz szereg innych, nie mniejszych kwot, podwajających niemal tę sumę. Jeśli chodzi o zbiory - w porównaniu do europejskich muzeów jest ich niewiele, artefakty są zestawiane na przestrzeni różnych kultur i religii, pokazując zbieżności między nimi. Wystawa czasowa o Mamelukach. Z terenów muzeum widać postępującą budowę Muzeum Guggenheim, ponieważ wyspa Saadiyat ma się stać kulturalnym centrum omanatu Abu Zabi. Dzieje się! 






Dalej krótka wizyta na Targu Daktyli, gdzie mogliśmy pokosztować różnych gatunków tych słodkości, popić karaku i zakupić niewielką ilość daktyli. Oczywiście nie jesteśmy tak atrakcyjnymi klientami co nadciągający właśnie autokar Rosjan, więc szybko się ulatniamy.














Potem wizyta w hotelu Emirates Palace Mandarin Oriental. Do pałacu można normalnie wjechać na parking, nawet bieda-opcją Kia Picanto :) Do zobaczenia jest imponujące hotelowe lobby. Sam nocleg w hotelu kosztuje około 7kPLN za noc, więc może kiedy indziej:) 


Dalej ostatni przystanek na naszej trasie - Wielki Meczet Sułtana Zajida. Znów na miejscu dostępny bezpłatny parking, a bezpłatne bilety załatwia się w aplikacji na miejscu. Dojście do Meczetu karkołomne - zjeżdża się do galerii handlowej i wędruje ruchomymi chodnikami z dobre 10 minut. My byliśmy na miejscu chwilę przed 20, meczet zamyka swoje podwoje dla zwiedzających o 21, więc chyba było trochę mniej zwiedzających, plus budynek był pięknie oświetlony. 

Prace zaczęto w 1997 roku, a Meczet otwarto w 2007. Przepych to mało powiedziane - na miejscu piękne chiaroscuro, płaskorzeźby, snycerka i prace w kamieniu. A jednak nie opuszczało mnie wrażenie, że to miejsce nie jest tak autentyczne jak meczet w Omanie, faktycznie zrobione na pokaz i z przepychem, choć wnętrza niekoniecznie z gustem. 

Nocleg w centrum Abu Zabi, uzbecka kolacja. 

10.11 (poniedziałek) - z samego rana ruszamy do Dubaju, trochę z niepokoju o auto zostawione na placu budowy, a trochę dlatego, że plany na ten dzień bogate. Z samego rana zwiedzamy The View, punkt widokowy na ogromną sztuczna wyspę Palm Jumeirah, nieprawdopodobną inwestycje, która zwiększyła długość linii brzegowej ZEA o 520 kilometrów i dała miejsce zamieszkania 70 tysiącom ludzi. Projekt powstał w zaledwie kilka lat - od 2001 do 2006 roku. Zledwie rok później na wyspę wprowadzili się pierwsi mieszkańcy. Miejsce obfituje w niesamowitą architekturę, powstają dwie inwestycje pracowni Zahy Hadid OMNIYAT (Orle, The Alba), stoi ogromny hotel the Atlantis - pojechaliśmy to wszystko zobaczyć. Na końcu Palm Jumeirah są darmowe miejsca postojowe wzdłuż drogi. Punk widokowy The View znakomicie nakreśla historię projektu i jego technologiczne skomplikowanie.

Potem parking w the Dubai Mall (4 godziny za darmo), ogarnięcie galerii, wyjście na fontanny (pokazy o 13 i 13:30, a potem o 18). Podjechaliśmy kolejką do Muzeum Przyszłości (znów niesamowity budynek pracowni Killa Design). Powrót do Galerii, jedziemy do Muzeum Zjednoczenia (poszczególne Emiraty zjednoczyły się w 1971 roku). Mało gości, obsługa średnio miła, znów znakomita architektura. 



Na koniec dnia tak przeze mnie oczekiwane Międzynarodowe Targi Książki w Sharjah Expo. Ogromne miejsce, jedna hala poświęcona literaturze angielskojęzycznej, ale brak nowości książkowych i chaos wydawniczy. Wyszłam rozczarowana po zaledwie półtorej godziny. 

Nocleg w tragicznym hotelu w Sharjah, z karaluchami. 



11.11 (wtorek) - plażing smażing na plaży Sharjah. Ponieważ palące słońce i absolutny brak cienia nie dają odsapnąć, przenosimy się do Muzeum Islamu, które pokazuje się znakomite. Budynek muzeum mieści się w dawnej zabudowie targowej (souk) i pokazuje zarówno 1400 lat sztuki islamskiej, ale również wszystkie podstawy wiary, święte miejsca (wraz z małymi kopiami Mekki i Medyny), a w centralnej wieży na kopule wymalowane jest niebo z konstelacjami znaków zodiaku.

Krótki spacer prowadzi do Muzeum Sztuki Arabskiej, ciekawe, nieduże, szybkie do zwiedzenia. Wstęp jest bezpłatny, ale jeśli ktoś nie jest wielkim fanem sztuki, muzeum można sobie spokojnie odpuścić. 

Nocleg i przygotowania do powrotu, ostatnie zakupy i kolacja. 

12.11 (środa) - powrót. 

ZEA to kraj, który wpadł (albo wpadnie) na wszystkie możliwe sposoby wydobywania pieniędzy z turysty (w możliwie przyjemny sposób). Wizyta na najwyższym budynku świata? Proszę bardzo. Spacer po fasadzie na wysokości 47 piętra? jest! Najdłuższa tyrolka na świcie? Rzut beretem od Dubaju! Noclegi - w każdym standardzie i cenie. W moich oczach Dubaj jest nastawiony na kasę, na turystów, na wielkie biznesy. Sharjah to w dużej mierze tania sypialnia dla Dubaju, w rzeszami imigrantów mieszkających w ciasnych klitkach, co rano stojących w gigantycznych korkach do emiratu obok. Abu Zabi zaś kreuje się na centrum kultury i sztuki. Petrodolary finansują najnieprawdopodobniejsze wizje architektoniczne, najbardziej niesamowite pomysły i projekty. To kraj do wydawania kasy, choć mi zabrakło w nim tej omańskiej autentyczności, gościnności i spokoju. Ale co kto lubi!


niedziela, 30 listopada 2025

Katherine May, Zimowanie (Wintering)

Książka terapeutyczna

Pięknie wydana książka Katherine May Zimowanie zwróciła moją uwagę podczas kolejnej już edycji akcji charytatywnej Kup Pan Książkę na rzecz Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci, która trwa właśnie w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu przy ulicy Kazimierza Wielkiego (29.11-1.12.2025). Spokojna, chłodna okładka ze złotymi elementami, oraz podtytuł Moc odpoczynku i wyciszenia, kiedy wszystko idzie nie tak sprawiły, że z ciekawością sięgnęłam po tę pozycję. Spodziewałam się trochę przemądrzałego poradnika, a dostałam wyważone rozważania, dzięki którym można się na chwilę zatrzymać i odpocząć.

Osobisty dziennik jako forma terapii

Urodzona w 1977 roku w Wielkiej Brytanii May jest dziennikarką, pisarką i autorką podcastów. W Polsce dostępne są jeszcze dwa tytuły jej autorstwa - Przesilenie. Droga do siebie, kiedy przytłacza cię świat i Oczarowanie. Jak odzyskać zauroczenie światem. Wszystkie książki są rodzajem nieregularnie prowadzonego dziennika (tu bardziej w formie miesięcznika, od nazw miesięcy zatytułowane są poszczególne rozdziały), co daje może nieco większy dystans do opisywanych wydarzeń i doświadczeń. Zimowanie staje się metaforą cyklicznie pojawiających się gorszych miesięcy w naszym życiu, czasu, kiedy rzeczywistość zaczyna nas przytłaczać i osaczać i robi się ciężko. May pokazuje więc trudne momenty w naszym życiu jako element, który pojawia się i wraca, jest nieunikniony, i naturalny jak naprzemiennie przychodzące pory roku. May normalizuje pewne tematy, pokazując, że nie każdy musi być zawsze 100% produktywny, gotowy do działania, walczący. Że można pozwolić sobie na przestrzeń do smutku, do zwolnienia obrotów, do wyluzowania. Chociaż w naszej polskiej rzeczywistości zrezygnowanie z pracy i schowanie w bezpiecznej przestrzeni domu raczej jest trudne do wykonania, to jednak zadbanie o balans, czas na odpoczynek, o swoje zdrowie wydaje się do wykrojenia.

Książka niosąca wyciszenie

Mi ta książka przyniosła dużo ukojenia. Rok 2025 nie był dla mnie łatwy, poczułam, że ilość problemów i ich skala trochę mnie przerastają. Że zamiast chcieć stawiać im czoła, wolałabym się schować w miejsce, w którym nikt mnie nie znajdzie, a cała burza przejdzie bokiem. May pokazuje, że to jest ok, że jestem jak wszyscy inni, którzy też mierzą się z galopadą gorączkowych myśli w bezsenne noce, problemów, które urastają do rozmiaru potworów tak długo, jak długo pozostajemy w pozycji leżącej. Kiedy tylko wstaniemy, okazuje się, że wszystko jest do ogarnięcia.

Osobiste rozważania

Pamiętnik May ma jeszcze inną wartość dla mnie – pokazuje odzwierciedlenie spowolnienia procesów w naturze, wyciszenie, zimowe zamarcie procesów. Autorka pisze o życiu pszczół w ulu (zresztą dowiedziałam się z książki nadzwyczaj ciekawych faktów o tych pracowitych owadach), o jesiennym zrzucaniu liści przez drzewa (proces zwany abscysją), o wielu tradycjach w różnych krajach związanych ze zmianą pór roku i natężenia światła, o pewnym cyklu, rytmie rocznym, rytuałach, które nadają naszemu życiu pewne stałe, powtarzające się elementy, dające nam poczucie bezpieczeństwa. May tak pisze o obchodach święta św. Łucji w Szwecji, że przez chwilę sprawdzałam ceny biletów do Sztokholmu na ten właśnie weekend. Opisy sauny i związanej z nią kultury w Finlandii zaowocowały biletami do Turku w środku zimy. Biel i chłód, gryzące ukłucia zimna w opisach Autorki mają magnetyczną, wyciszającą moc.

Literatura wytchnieniowa

Zimowanie pozostawiło mnie z uczuciem głębokiej wdzięczności i wyciszenia. Dla mnie książka nie była nudna ani chaotyczna, co powtarza się w wielu recenzjach jako zarzut. Autorka pisze coś w rodzaju pamiętnika z trudnego dla siebie okresu, w którym myśli wirują i powtarzają się, a ona sama opowiada o swoich zmaganiach, trudach, ale też fascynacjach. Brak fabuły sprawił, że nie miałam potrzeby gnać z lekturą dalej, pośpieszać akcji, wypatrywać kolejnych wydarzeń. Mogłam usiąść na spokojnie i nieśpiesznie zanurzyć się w przyjemności czytania i zastawiania się nad sobą. Taka chwila wytchnienia była mi naprawdę potrzebna. Książka natomiast powędruje dalej do następnych potrzebujących – myślę, że naprawdę szerokiej liczbie osób może przynieść trochę ukojenia.

Moja ocena: 8/10.


Katherine May, Zimowanie Moc odpoczynku i wyciszenia, kiedy wszystko idzie nie tak
Tłumaczenie: Anna Dorota Kamińska
Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2023
Liczba stron: 302
ISBN: 97883-240-7756-4

**********************************************************************************

A Therapeutic Book

Katherine May's beautifully published book, Wintering, caught my eye during the latest edition of the "Buy a Book" charity fair for the Wrocław Children's Hospice, currently underway at the New Horizons Cinema in Wrocław on Kazimierza Wielkiego Street (November 29–December 1, 2025). The calm, cool cover with gold accents and the subtitle, The Power of Rest and Retreat in Difficult Times, made me eager to pick up this book. I was expecting a somewhat preachy self-help book, but instead received balanced reflections that help you pause and relax.

A Personal Journal as a Form of Therapy

Born in 1977 in the UK, May is a journalist, writer, and podcaster. Two of her other titles are available in Poland: The Electricity of Every Living Thing: A Woman's Walk in the Wild to Find Her Way Home and Enchantment: Reawakening Wonder in an Exhausted Age. All the books are a kind of irregularly kept journal (here, more in the form of a monthly journal, with individual chapters named after the months), which perhaps provides a bit more perspective on the events and experiences described. Winter becomes a metaphor for the cyclical, difficult months in our lives, a time when reality begins to overwhelm and envelop us, and things get difficult. May thus presents difficult moments in our lives as an element that appears and returns, inevitable and natural, like the alternating seasons. The eriter normalizes certain topics, showing that not everyone has to be 100% productive, ready for action, and fighting all the time. That you can allow yourself space to be sad, to slow down, to relax. Although in our Polish reality, quitting work and retreating to the safety of home is rather difficult, carving out time for balance, time for rest, and for your health seems manageable.

A Book that Brings Peace

This book brought me much solace. The year 2025 wasn't easy for me; I felt the number of problems and their scale were overwhelming. Instead of wanting to face them, I'd rather hide somewhere where no one would find me and the entire storm would pass by. May shows me that it's okay, that I'm like everyone else who also faces a gallop of frantic thoughts on sleepless nights, problems that grow into monsters as long as we remain in bed. As soon as we get up, it turns out everything is manageable.

Personal Reflections

May's diary has another value for me – it reflects the slowing down of processes in nature, the stillness, the winter stillness of processes. The author writes about the lives of bees in the hive (in fact, I learned some incredibly interesting facts about these industrious insects from the book), about the autumn shedding of leaves by trees (a process called abscission), about the many traditions in various countries related to the changing seasons and light intensity, about a certain cycle, annual rhythm, and rituals that give our lives certain constant, recurring elements that bring s sense of security. May writes so much about the celebration of St. Lucia in Sweden that I briefly checked ticket prices to Stockholm for that weekend. Descriptions of the sauna and its associated culture in Finland led to tickets to Turku in the middle of winter. The whiteness and the chill, the biting pinches of cold in the author's descriptions, have a magnetic, calming power.

Respite Literature

Wintering left me with a feeling of deep gratitude and peace. For me, the book wasn't boring or chaotic, a recurring complaint in many reviews. The author writes a kind of diary from a difficult period, in which thoughts swirl and repeat themselves, and she recounts her struggles, hardships, and also fascinations. The lack of a plot meant I didn't need to run through the book, rush the action, or anticipate the next events. I could sit back and slowly immerse myself in the pleasure of reading and reflecting on it. I really needed this moment of respite. The book, however, will go on to others in need – I think it can bring a little solace to a truly wide range of people.

My rating: 8/10.


Author: Katherine May
Title: Wintering: The Power of Rest and Retreat in Difficult Times
Translated by: Anna Dorota Kamińska
Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2023
Number of pages: 302
ISBN: 97883-240-7756-4

niedziela, 16 listopada 2025

Agata Romaniuk, Z miłości? To współczuję Opowieści z Omanu

Lektura obowiązkowa przed wyjazdem do Omanu

Ta książka okazała się prawdziwym zbawieniem. Zbierając się do Omanu nie miałam kompletnie pojęcia, co tam czytać. Nie znam żadnych omańskich pisarzy, a po prostu arabskich brać nie chciałam. Niemal w przeddzień wyjazdu podzieliłam się moim kłopotem z koleżanką z pracy i okazało się, że niedawno skończyła ciekawy reportaż o tym kraju. Tak oto Z miłości? To współczuję Agaty Romaniuk poleciało ze mną na wycieczkę. I bardzo się z tego powodu cieszę.

Jeden człowiek, który zrewolucjonizował kraj

Autorka, magister socjologii i absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, spędziła kilka lat w Omanie. Na podstawie tych doświadczeń, obserwacji, ale też rozmów z lokalnymi kobietami, powstała ta ciekawa książka. Romaniuk udaje się pokazać kraj zarówno na podstawie jednostkowych historii, jak i nadać im bardziej ogólny wymiar, dopisując kontekst i podając naukowe dane. Mamy więc 12 rozdziałów, do tego słowniczek arabskich terminów i bibliografię (gdyby ktoś chciał dalej zgłębiać temat). Zazwyczaj ostatnie, czym się podczas podróży interesuję, to lokalny władca, a tu na samym początku Autorka przedstawia nietuzinkową postać Sułtana Kabusa (Qaboosa) bin Said Al Saida, który rządził w Omanie przez niemal pięćdziesiąt lat. Książka została opublikowana w 2019 roku, w styczniu 2020 uwielbiany władca zmarł. Mężczyzna wprowadził w kraj w okres niezwykle intensywnego rozwoju, który zresztą trwa do dziś, i można powiedzieć, że zastał Oman glinianym a zostawił murowanym. „Kiedy przejął władzę, w kraju były tylko trzy szkoły podstawowe, a 66% obywateli (w tym 88% kobiet) było analfabetami. W całym Omanie był tylko jeden szpital, ludzie rzadko dożywali pięćdziesięciu lat, a jeden na pięć noworodków umierał zaraz po urodzeniu. Nie było dróg, sklepów, żadnej infrastruktury publicznej” (s. 26), pisze Romaniuk. Okres rządów sułtana zapoczątkowuje omańską erę renesansu. Jeden człowiek był w stanie postawić na nogi cały kraj, inwestując rozsądnie w wydobycie ropy naftowej. Liczba ludności za jego rządów wzrosła dziewięciokrotnie (z pół miliona do obecnych czterech i pół miliona), a na jego wezwanie Omańczycy wrócili do kraju z rozproszenia z całego świata. Niezwykła historia.

Sytuacja kobiet w Omanie

Romaniuk pisze też o kontraktach małżeńskich, które chronią kobietę i zapewniają jej kieszonkowe od męża i pieniądze za urodzenie dzieci. Autorka wspomina też o wielożeństwie (mężczyzna może mieć do czterech żon i jak to ułatwia im życie), o ilości rodzących się dzieci (”W 1994 roku dzietność w Omanie wynosiła ponad 7 urodzeń na jedną kobietę. Wynikało to między innymi z młodego wieku pierworódek, które wcześnie wychodziły za mąż. Jeszcze w 2004 roku aż 15% rodzących po raz pierwszy miało mniej niż 20 lat. Śmiertelność noworodków była znaczna”, s. 123), o wymogu bycia dziewicą i związanym z tym rynku ofert na hymenoplastykę, zwłaszcza w Tajlandii, o gwałtach małżeńskich (i że omańskie prawo w ogóle czegoś takiego nie rozpoznaje). O tym, że mężczyzna może dokonać rozwodu na telefon (talak), a kobieta musi się z mężem sądzić, nawet jeśli jest bita. O rynku prostytucji, o niewolniczej pracy opiekunek do dzieci i szerzej służby, często przylatującej tu do pracy z Azji. O sprowadzaniu nieletnich panien młodych, zwłaszcza z Indii, wraz z szokującą historią młodziutkiej Rehany, która na razie żyje u boku siedemnastego „męża”. Książka wciąga od pierwszej strony, a opowiadane historie, pisane z punktu widzenia jednostki, zawsze też dają szerszy kontekst i pokazują konkretny problem czy zagadnienie. Dla mnie była to fascynująca lektura, pozwalająca lepiej zrozumieć kraj, po którym podróżuję. Jeśli macie w planach wyjazd do Omanu, to jest to lektura wręcz obowiązkowa!

Moja ocena: 8/10.


Agata Romaniuk, Z miłości? To współczuję Opowieści z Omanu
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019
Liczba stron: 244
ISBN: 978-83-67054-14-0

*********************************************************************************

Required reading before traveling to Oman

This book turned out to be a true lifesaver. When I was planning to go to Oman, I had absolutely no idea what to read. I don't know any Omani writers, and I simply didn't want to read random Arabic ones. Almost the day before my departure, I shared my predicament with a colleague and it turned out she had recently finished an interesting reportage about the country. So, Agata Romaniuk's Out of Love? Then I Pity You came with me on the trip. And I'm very happy about that.

One Man Who Revolutionized a Country

The author, a sociology graduate and a graduate of the Polish School of Reportage, spent several years in Oman. Based on these experiences, observations, and conversations with local women, this compelling book was created. Romaniuk manages to present the country both through individual stories and by giving them a broader perspective, adding context and providing scientific data. We have 12 chapters, plus a glossary of Arabic terms and a bibliography (in case anyone wants to delve further). Usually, the last thing I'm interested in when traveling is the local ruler, but right at the beginning, the author presents the extraordinary figure of Sultan Qaboos ibn Said Al Said, who ruled Oman for almost fifty years. The book was published in 2019, and in January 2020, the beloved ruler died. He ushered the country into a period of incredibly intense development, which continues to this day, and one could say he found Oman built of clay and left it built of brick. "When he took power, there were only three primary schools, and 66% of citizens (including 88% of women) were illiterate. There was only one hospital in all of Oman, people rarely lived past the age of fifty, and one in five newborns died at birth. There were no roads, no shops, and no public infrastructure whatsoever," writes Romaniuk (p. 26). The Sultan's reign ushered in an Omani renaissance. One man was able to revitalize the entire country by investing wisely in petroleum extraction. The population increased ninefold during his reign (from half a million to the current four and a half million), and at his beck and call, Omanis returned to their homeland from dispersed communities around the world. A remarkable story.

The Situation of Women in Oman

Romaniuk also writes about marriage contracts, which protect women and provide them with allowances from their husbands and childbirth benefits. The author also mentions polygamy (a man can have up to four wives and how this makes their lives easier), the number of children born ("In 1994, the fertility rate in Oman was over 7 births per woman. This was due, among other things, to the young age of first-time mothers, who married early. In 2004, as many as 15% of first-time mothers were under 20 years old. Infant mortality was significant," p. 123), the requirement to be a virgin and the related market for hymenoplasty, especially in Thailand, marital rape (and that Omani law does not recognize such a thing at all). The fact that a man can divorce by phone (talaq), while a woman must sue her husband, even if beaten. The prostitution market, the slave labor of nannies and, more broadly, servants, often flown here from Asia to work. Also about the importation of underage brides, especially from India, along with the shocking story of young Rehana, who is currently living with her seventeenth "husband." The book captivates from the very first page, and the stories, written from an individual's perspective, always provide a broader context and highlight a specific problem or issue. I found it a fascinating read, allowing me to better understand the country I'm traveling through. If you're planning a trip to Oman, this is a must-read!

My rating: 8/10.

Author: Agata Romaniuk
Title: Out of Love? Then I Pity You: Stories from Oman
Publishing House: Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019
Number of pages: 244
ISBN: 978-83-67054-14-0

 

Julian Barnes, Jedyna historia (The Only Story)

Powieść o miłości z istotniejszymi tematami niż miłość

Jedyna historia to trzecia książka Juliana Barnesa, po Poczuciu kresu i Arthurze i George’u, którą przeczytałam. Styl pisania Autora nie jest więc dla mnie nowością, a jednak książka mocno mnie zaskoczyła. Z jednej strony to powieść o miłości, jak odbiera ją większość czytelników. Dla mnie była to jednak opowieść o traumie, przemocy domowej i alkoholizmie, które przerosły dwójkę zakochanych w sobie ludzi.

Mężczyzna

Powieść ma formę wspomnień głównego bohatera, dorosłego już Anglika z klasy średniej. Paul Roberts wspomina swoją pierwszą miłość, która wpłynęła na całe jego życie. Dojrzały już mężczyzna patrzy na siebie jako na dziewiętnastolatka (są lata 60-te XX wieku, to też istotne w kwestii ówczesnej obyczajowości), absolwenta Collegu, który po wakacjach będzie zaczynał studia prawnicze. Matka zachęca go, by zapisał się do klubu tenisowego, w nadziei, że pozna tam odpowiednią dziewczynę, a z czasem zakocha się i założy rodzinę. Jednak Paul poznaje w klubie 48-letnią Susan Mcleod, mężatkę, matkę dwóch dorosłych córek, i nawiązuje z nią romans. Żadne z dwójki kochanków nie jest jednak gotowe na to, co ta relacja im przyniesie. Paul pokochuje miłością pierwszą, wielką, naiwną i rażącą siłą swojego uczucia. Miłość do sporo od siebie starszej kobiety daje mu poczucie wyjątkowości, bycia outsiderem. Cieszy go społeczne zgorszenie towarzyszące temu związkowi i niepokój rodziców. Z drugiej strony jest w swojej miłości do Susan autentyczny.

Kobieta

Uczucie Paula otwiera z kolei u Susan puszkę Pandory. Okazuje się, że była w dzieciństwie molestowana przez swojego wuja, a jej mąż Gordon regularnie ją bije po alkoholu. Do tego stopnia, że wybija jej zęby. Kobieta decyduje się odejść do swojego znacznie młodszego kochanka, ale ona ma do stracenia wszystko, a on niewiele. Presja okazuje się dla niej nie do zniesienia i zaczyna popijać alkohol – na początku niewiele, ale potem już bez opamiętania. Wchodzący dopiero w dorosłość Paul nie umie pomóc swojej ukochanej, nie wie, jak ma się zachowywać, i nic, czego próbuje, nie działa. Związek zaczyna się sypać, ale Paul jeszcze nie wie, że Susan była tą jedną jedyną.

Język miłości

Powieść Barnesa czytało mi się ciężko. Sama czułam się bezradna niczym główny bohater, przerażona ogromem okropności, które przeszła Susan, pełna smutku, że nie udało się jej pomóc. Rozważania głównego bohatera o naturze miłości, faktycznie stanowiące najważniejszy temat przewodni książki, były dla mnie drugorzędne. Niemniej jednak Barnes ma kilka ciekawych spostrzeżeń w tym temacie. Paul był zaskoczony, że Gordon znał czułe zwroty, którymi zwracała się do niego Susan. Potem jednak dochodzi, do następujących wniosków:

Patrząc na sprawę racjonalnie, wiedział, że zasób dostępnych słów jest ograniczony i nie powinno mieć znaczenia, iż podlegają one recyklingowi, kiedy co noc, na całym świecie, miliardy ludzi zapewniają o wyjątkowości swoich uczuć, używając w tym celu wyrażeń z drugiej ręki. (s. 264)

Słowa są przenoszone drogą płciową, pisze w innym miejscu (s. 263).

Pamięć

Kolejnym ważnym tematem u Barnesa jest kwestia pamięci. Dorosły mężczyzna wspominając swoją młodzieńczą miłość zastanawia się, na ile wiarygodne są jego wspomnienia. „A więc znajomy problem pamięci. Rozumiał, że pamięć jest niewiarygodna i uprzedzona, ale w którą stronę? Czy skłania się ku optymizmowi?”, zastanawia się bohater (s. 219). Na ile jego obraz miłości sprzed lat jest wart zaufania? Podobne rozważania można znaleźć w Poczuciu kresu.

Niejednoznaczna rekomendacja

Przyznam, że książka mnie wciągnęła i z niepokojem śledziłam fabułę, zastanawiając się, jak skończy się ta historia. To smutna powieść inicjacyjna, z rzadko poruszanym ważnym tematem alkoholizmu wśród kobiet. Również przemoc domowa, za którą żaden z oprawców nigdy nie zapłacił, jest tu znakomicie pokazana. Natomiast temat miłości tonie w truizmach, jakby Barnes był epigonem wszystkich wielkich powieści o tym najważniejszym uczuciu. W takim razie czy warto? Musicie się chyba przekonać sami. Ja nie żałuję tej lektury, ale też nie będę do niej wracać.

Moja ocena: 7/10.


Julian Barnes, Jedyna historia
Tłumaczenie: Dominika Lewandowska-Rodak
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2020
Liczba stron: 286
ISBN: 978-83-813-9628-8

**********************************************************************************

A love novel with more important themes than love

The Only Story is the third book by Julian Barnes, after The Sense of an Ending and Arthur and George, that I have read. The author's writing style is nothing new to me, yet the book surprised me greatly. On the one hand, it's a love novel, as most readers perceive it. For me, however, it was a story about trauma, domestic violence, and alcoholism, which overwhelmed two people in love.

The Man

The novel takes the form of a memoir by the protagonist, a middle-class middle-aged Englishman. Paul Roberts recalls his first love, which influenced his entire life. The mature man revisits himself when he was nineteen years old (the setting is the 1960s, which is also significant considering the social mores of the time), a college graduate who will begin law school after the summer break. His mother encourages him to join the tennis club, hoping he'll meet the right girl there, and eventually fall in love and start a family. However, Paul meets 48-year-old Susan Mcleod, a married mother of two adult daughters and begins an affair with her. Neither of the two lovers is prepared for what this relationship will bring them. Paul falls in love with a first love, a great, naive, and blatant one. His love for a woman much older than himself gives him a sense of uniqueness, of being an outsider. He enjoys the social outrage that accompanies this relationship and his parents' anxiety. On the other hand, he is genuine in his feeling for Susan.

The Woman

Paul's love, in turn, opens a Pandora's box for Susan. It turns out she was molested as a child by her uncle, and her husband, Gordon, regularly beats her when he's drunk, to the point of knocking out her teeth. She decides to leave for her much younger lover, but she has everything to lose, and Paul quite the contrary. The stakes for her are much higher. The pressure proves unbearable, and she begins to drink—little at first, but then incessantly. Paul, just entering adulthood, is unable to help his beloved, unsure how to behave, and nothing he tries works. The relationship begins to crumble, but Paul doesn't yet know that Susan was the one.

The Language of Love

Barnes's novel was a difficult read. I felt as helpless as the main character, terrified by the enormity of the horrors Susan endured, filled with sadness that he couldn't help her. The main character's reflections on the nature of love, which are truly the book's central theme, were secondary to me. Nevertheless, Barnes has some interesting observations on this topic. Paul was surprised that Gordon knew the affectionate terms Susan addressed him with. But then he comes to the following conclusions:

Looking at it rationally, he knew that the supply of available words is limited, and it shouldn't matter that they are recycled when, every night, all over the world, billions of people affirm the uniqueness of their feelings using secondhand expressions. (p. 264, inexact citation, translated back from Polish)

Words are transmitted sexually, he writes elsewhere (p. 263).

Memory

Another important theme in Barnes's work is the question of memory. An adult man, recalling his youthful love, wonders how reliable his memories are. "“So, that familiar question of memory. He recognized that memory was unreliable and biased, but in which direction? Towards optimism?" the protagonist wonders (p. 219). To what extent is his image of love from past years worth trusting? Similar considerations can be found in The Sense of an Ending.

A mixed recommendation

I must admit that the book captivated me, and I followed the plot with trepidation, wondering how the story would end. It is a sad novel of initiation, with the rarely discussed important topic of alcoholism among women. Domestic violence, for which neither perpetrator ever paid the price, is also brilliantly portrayed here. The topic of love, however, is drowned in clichés, as if Barnes were the epigone of all great novels about this most important feeling. So, is it worth it? I guess you'll have to see for yourself. I don't regret reading it, but I won't be returning to it either.

My rating: 7/10.

Author: Julian Barnes
Title: The Only Story
Translation: Dominika Lewandowska-Rodak
Publisher: Świat Książki, Warsaw 2020
Number of pages: 286
ISBN: 978-83-813-9628-8

piątek, 14 listopada 2025

Uketsu, Dziwne obrazki (Hennae)

Kryminał w obrazkach

Sięgnęłam po książkę Uketsu Dziwne obrazki, bo wielokrotnie natykałam się na nią w różnych recenzjach i blogach. Przeczytałam ją w jeden wieczór, co żadnym osiągnięciem nie jest, ponieważ książka zawiera bardzo dużo ilustracji, które rozpychają ją do 270 stron. De facto tekstu do przeczytania jest zdecydowanie mniej, zwłaszcza, że część fragmentów czy cytatów wielokrotnie się powtarza. Doceniam nowatorskie podejście i oparcie fabuły na ilustracjach, ale książka w ogóle mnie nie porwała ani nie wydała się wiarygodna.

Cztery kluczowe elementy fabuły

Na ten kryminał składają się cztery różne zestawy ilustracji, a każdy z nich niesie inny element układanki. Początek stanowi wykład Tomiko Hagio, psycholożki, o tym, co można wyczytać z dziecięcych ilustracji. Potem następuje właściwa fabuła. W pierwszej części pojawia się tajemniczy blog Dziennik uczuć Rena Nanashino, który opowiada o szczęśliwym życiu młodej małżeńskiej pary. Żona, Yuki, spodziewa się pierwszego dziecka, ale niestety umiera z powodu komplikacji przy porodzie. Blog kończy się zagadkowym wpisem, który analizuje dwóch fanów parapsychologii i kolegów ze studiów, Shūhei Sasakiego i Kurihary. W drugiej części mama, Yūta Konno, samotnie opiekuje się swoim synem po śmierci ojca, Takeshiego. Sześciolatek sprawia drobne problemy – maluje po ścianach w wynajętym mieszkaniu, ale też jednego dnia ucieka z domu, choć dość szybko udaje się go odnaleźć. Co gorsza, rodzinę zaczyna ktoś śledzić, co spędza Yūko sen z powiek. W trzeciej części poznajemy nierozwiązaną historię morderstwa Yoshiharu Miury, kontrowersyjnego nauczyciela szkolnego, który został brutalnie zabity podczas wycieczki w góry. Przy zwłokach znaleziono tajemniczy rysunek górskiej panoramy. Zagadkę tego morderstwa próbuje rozwikłać dawny uczeń profesora, Shunsuke Iwata, przy wsparciu starszego dziennikarza śledczego, Isamu Kumai. Wreszcie czwarta część łączy i wyjaśnia wszystkie wątki, sprytnie łącząc postaci w nie do końca wiarygodną historię.

Niewiarygodna fabuła

Powiem szczerze, że nie kupuję tej historii. Bohaterów jest wielu, ale w zasadzie żadna sylwetka, prócz głównej bohaterki, nie jest szczególnie pogłębiona. Wiele elementów jest nie do uwierzenia, jak choćby ten, że ojciec woli popełnić samobójstwo i zostawić swoje jedyne dziecko w rękach morderczyni swojej żony. Albo to, że opieka nad osieroconym chłopcem przypada samotnemu, chorującemu na raka mężczyźnie, zupełnie niezwiązanemu z rodziną. Albo, że ten mężczyzna przypadkiem spotyka w szpitalu studenta, który niezależnie pracuje nad tym samym śledztwem, i rzuca na sprawę dodatkowe światło. Bardzo wygodny zabieg.

Strata czasu

Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ta nowa forma książki, kryminał obrazkowy, zyskała dużą popularność w Japonii, kochającej przecież mangę i różnego rodzaju blogi. Natomiast miałkość i sensacyjność tej fabuły, wraz z lekko uwłaczającymi intelektowi czytelnika wykresami i grafikami, przypadkowymi rozwiązaniami zagadek zupełnie mnie nie przekonała ani nie zachwyciła. Za kilka miesięcy nie będę pamiętać tej taniej fabuły, ani nawet próbować analizować dziecięcych ilustracji. Dla mnie – mimo szybkiej lektury – strata czasu.

Moja ocena: 5/10.


Uketsu, Dziwne obrazki
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2025
Tłumaczenie: Sara Manasterska
Liczba stron: 272
ISBN: 978-83-8382-172-6

**********************************************************************************

A Crime Fiction in Pictures

I picked up Uketsu's book, Strange Pictures, because I'd repeatedly come across it in various reviews and blogs. I read it in one evening, which is no accomplishment, as the book contains so many illustrations that it stretches to 270 pages. In reality, there's significantly less text to read, especially since some passages and quotes are repeated multiple times. I appreciated the innovative approach and the illustration-driven plot, but the book didn't captivate me at all or seem believable.

Four Key Plot Elements

This crime fiction consists of four different sets of illustrations, each carrying a different piece of the puzzle. It begins with a lecture by Tomiko Hagio, a psychologist, on what can be deducted from children's illustrations. Then the actual plot unfolds. The first part features a mysterious blog, "The Diary of Feelings by Ren Nanashino”, which tells the story of a young married couple's happy life. The wife, Yuki, is expecting their first child, but unfortunately dies from complications during childbirth. The blog ends with a mysterious entry which is examined by two parapsychology enthusiasts and fellow students, Shūhei Sasaki and Kurihara. In the second part, the mother, Yūta Konno, is left to care for her son alone after the death of boy’s father, Takeshi. The six-year-old causes minor problems – he paints on the walls of their rented apartment, but also runs away from home one day, though he is quickly found. Worse still, someone begins following the family, keeping Yūko awake at night. In the third part, we learn the unsolved story of the murder of Yoshiharu Miura, a controversial school teacher who was brutally murdered during a mountain trip. A mysterious drawing of a mountain panorama is found on the body. The professor's former student, Shunsuke Iwata, attempts to solve the mystery, with the support of senior investigative journalist Isamu Kumai. Finally, the fourth part connects and explains all the threads, cleverly weaving the characters into a not entirely believable story.

Unbelievable Plot

Honestly, I don't buy this story. There are many characters, but essentially no one, aside from the main character, is portrayed in an in-depth mnner. Many elements are beyond belief, such as the father committing suicide and leaving his only child in the hands of his wife's murderer. Or the fact that the care of an orphaned boy falls to a lonely man suffering from cancer, completely unconnected to the boy’s family. Or that this man accidentally meets a student in the hospital who is independently working on the same investigation and sheds additional light on the case. A very convenient approach.

Waste of time

I can understand why this new form of book, the graphic novel, has gained so much popularity in Japan, which, after all, loves manga and various blogs. However, the shallowness and sensationalism of this plot, along with the slightly intellectually insulting diagrams and graphics, and the random solutions to puzzles, didn't entirely convince or delight me. In a few months, I won't remember this cheap plot, nor will I even attempt to analyze the children's illustrations. For me – despite a quick read – it was a waste of time.

My rating: 5/10.

Author: Uketsu
Title: Strange Pictures
Publishing House: Czarna Owca, Warsaw 2025
Translation: Sara Manasterska
Number of pages: 272
ISBN: 978-83-8382-172-6