Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 września 2024

Tomasz Karamon, Co widziała Matka B. Opowieści z Barda

Miłość do Małej Ojczyzny

Na wzmiankę o tej książce trafiłam w zestawieniu lektur na lato Gazety Wrocławskiej. Zaciekawił mnie nietuzinkowy tytuł i przepiękna okładka z rentgenowskim zdjęciem figurki Matki Boskiej z Bazyliki w Bardzie. Ponieważ wakacje spędzaliśmy jeżdżąc weekendami po Polsce, stwierdziłam, że to doskonała wymówka, by po powieść sięgnąć i przeczytać przed zbliżającym się spływem kajakowym, który ruszał z Barda i się w nim kończył. Jak często z reportażem, uczucia mam mieszane.

Wielogłosowość zapisu

Powieść Tomasza Karamona jest nie tylko wielogłosowa, ale wielopłaszczyznowa i wielowątkowa. Autor stosuje wiele form literackich – dialog, list, wywiad, opis, pierwszoosobową narrację, szczegółowy opis badania figurki Matki Boskiej, historię miasteczka i jego losy. Pisarzowi udało się pokazać skomplikowane losy Dolnego Śląska, przechodzące przez te tereny armie i administracje, a w tle – losy związanych z tą ziemią mieszkańców. Dla mnie najciekawsze było odnajdywanie opisywanych miejsc i zastanawianie się: „a czy to na pewno tutaj?”. Taki mam jednak kłopot z reportażami, że jest to dla mnie zawsze czyjeś spojrzenie i czyjaś perspektywa, która nakłada się – i niekoniecznie pokrywa – z moją. Zwłaszcza przy opisach miast czy terenów – moja wyobraźnia nieco inaczej je sobie kształtuje i odkrywanie prawdziwych miejsc jest niczym zdrapywanie palimpsestu. Co kryje się pod warstwą literacką?

Odnajdywanie miejsc z książki w rzeczywistości

Nie znając dokładnie topografii miasta, nie śledziłam niemieckich nazw ulic ani nie szukałam opisywanych zakładów czy sklepików, a w zasadzie budynków, w których istniały. Ale podekscytowało mnie odnalezienie wzgórza, na którym w 1966 roku ks. arcybiskup Bolesław Kominek odprawiał mszę z okazji tysiąclecia chrztu Polski i koronował figurkę Matki Boskiej. Niestety, komunistyczny plan na zagospodarowanie wzgórza i uniemożliwienie takich masowych imprez w przyszłości powiódł się – jedną połowę wzgórza zajmują ogródki działkowe, druga została podzielona na działki pod luksusowe rezydencje. Środkiem biegnie wąska droga różańcowa, prowadząca od jednej unikatowej kaplicy do drugiej. Na szczycie stoi pomnik ze sceną z ukrzyżowania – po obu bokach Chrystusa wiszą mocarne figury łotrów, a u jego stóp klęczy Matka Boska z towarzyszącymi jej kobietami. Naprzeciwko znajduje się kamień upamiętniający wielotysięczną mszę.

Jedna bohaterka

Nie udało nam się zobaczyć tytułowej figurki – w Sanktuarium trwała właśnie msza. Żałuję, bo Karamon przedstawia artefakt jak żywą osobę, opisuje czynione przez nią cuda i wagę dla wiernych. Bardzka Matka Boska jawi się jako prawdziwa opiekunka i dobrodziejka dolnośląskich stron, która dbała o swoich wiernych i wysłuchiwała ich modlitw. W drugą stronę – pokazana jest również niezłomna wiara ludności w jej sprawczą moc.

Lokalna duma

Myślę, że to ważna i potrzebna książka – pełne zachwytu spojrzenie pasjonata lokalnej historii i mieszkańca Barda, zapis wieloletnich badań i fascynacji, próba przekazania ogromu wiedzy szerzej publiczności. Chociaż przez swoją wielogłosowość i wielość form książka może sprawiać wrażenie nieco chaotycznej, warto po nią sięgnąć, by samemu porównywać literacki opis z tym, co uda nam się z niego wyłuskać „w terenie”. Cieszy również lokalna duma z książki – plakaty ją reklamujące wiszą w Bardzie w małych sklepikach. Może więc pielgrzymki wrócą do Miasta Cudów, nawet jeśli nie w celach religijnych, to by lepiej poznać Bardo i jego ciekawą historię. Serdecznie polecam.


Moja ocena: 7/10


Tomasz Karamon, Co widziała Matka B. Opowieści z Barda
Wydawnictwo Dowody, Warszawa 2024
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-66778-53-5

**********************************************************************************

Love for local homeland

I came across this book in the Gazeta Wrocławska summer reading list. I was intrigued by the unusual title and beautiful cover with an X-ray photo of the figurine of the Virgin Mary from the Basilica in Bardo. Since we spent our holidays traveling around Poland during weekends, I decided that it was a great excuse to reach for the novel and read it before the upcoming kayaking trip, which started and ended in Bardo. As is often the case with reportage, I have mixed feelings.

Polyphonic writing

Tomasz Karamon's novel is not only polyphonic, but multi-layered and multi-threaded. The author uses many literary forms - dialogue, letter, interview, first-person narration, detailed description of the examination of the figurine of the Virgin Mary, the past accounts of the town. The writer managed to show the complicated history of Lower Silesia, the armies and administrations passing through these areas, and in the background - the fates of the inhabitants connected with this land. For me, the most interesting element was finding the places described and wondering: "is this really here?". However, I have such a problem with reportage that for me it is always someone else's account and perspective that overlaps - and does not necessarily coincide - with mine. Especially when describing cities or areas - my imagination shapes them slightly differently and discovering real places is like scratching off a palimpsest. What is hidden beneath the literary layer?

Finding places from the book in real life

Not knowing the topography of the city in detail, I did not follow the German street names or look for the described establishments or shops, or rather the buildings in which they existed. But I was excited to find the hill where in 1966 priest archbishop Bolesław Kominek  celebrated mass on the occasion of the millennium of the baptism of Poland and crowned the figure of the Virgin Mary. Unfortunately, the communist plan concerning hill on preventing such mass events in the future succeeded - one half of the hill is currently occupied by allotment gardens, the other has been divided into plots for luxury residences. In the middle runs a narrow rosary path, leading from one unique chapel to another. At the top stands a monument with a scene from the crucifixion – on both sides of Christ hang mighty figures of thieves, and at his feet kneels the Mother of God with women accompanying her. Opposite is a stone commemorating a mass that was attended by thousands.

The heroine of the book

We did not manage to see the titular figure – a mass was taking place in the Sanctuary. I regret it, because Karamon presents the artifact as a living person, describes the miracles it performed and its importance to the faithful. The Mother of God of Bardo appears as a true protector and benefactress of the Lower Silesian region, who cared for her believers and listened to their prayers. On the other hand, the unwavering faith of the population in her causative power is also shown.

Local pride

I think this is an important and necessary book – a view full of admiration from a local history enthusiast and a resident of Bardo, a record of many years of research and fascination, an attempt to convey the vast amount of knowledge to a wider audience. Although the book may seem a bit chaotic due to its multi-voiced nature and multiplicity of forms, it is worth reaching for to compare the literary description with what we can extract from it "in the field". The local pride in the book is also pleasing - posters advertising it hang in Bardo in local shops. That’s quite something! Maybe the pilgrimages will return to the City of Miracles, even if not for literary purposes, then to get to know Bardo and its interesting history better. I highly recommend it.

My rating: 7/10

Author: Tomasz Karamon
Title: What Did Mother of G. See. Stories from Bardo
Wydawnictwo Dowody, Warsaw 2024
Number of pages: 224
ISBN: 978-83-66778-53-5

niedziela, 6 sierpnia 2023

Bartosz Józefiak, Wszyscy tak jeżdżą

Kultura zapierdalania

Odkąd na Onecie ukazał się fragment powieści Bartosza Józefiaka Wszyscy tak jeżdżą, bardzo chciałam przeczytać tę książkę. Tegoroczny reportaż o stanie polskich dróg i mentalności polskich kierowców ukazał się bardzo na czasie, kiedy cały kraj przeżywał wypadek żółtej meganki w Krakowie. Książka może nieźle przerazić.

Bartosz Józefiak

Urodzony w 1987 roku Józefiak ma już na koncie współautorstwo książki o Łodzi (wraz z Wojciechem Góreckim), współpracuje również z magazynem Duży Format i stacją TVN. Część materiałów zamieszczonych w książce była już wcześniej publikowana, co widać – część informacji z poszczególnych rozdziałów się powtarza. Niemniej jednak materiał przygotowany przez Józefiaka jest wielowątkowy,  zróżnicowany i niesamowicie wciągający. Ja przeczytałam oczekiwaną pozycję w mniej niż 24 godziny, a przecież to nieco ponad 370 stron lektury.

Mentalność kierowcy

Po co się czyta reportaże? Żeby lepiej zrozumieć konkretny temat, przyjrzeć mu się wielowątkowo, rzetelnie. We Wszyscy tak jeżdżą Józefiak swoje zadanie domowe odrobił bardzo dobrze i w atrakcyjnym, lekko sensacyjnym opakowaniu podaje całkiem sporą dawkę statystyk i danych. Okazuje się, że za trzy czwarte wypadków na polskich drogach odpowiadają mężczyźni, najczęściej w wieku 25-40 lat. Niebagatelny wpływ na postrzeganie warunków na drogach i niedostosowanie się do znaków drogowych wynika z polskiej nieufności do władzy i autorytetu, zbyt dużej ilości znaków drogowych i powszechnego w społeczeństwie poczucia, że znaki nie odzwierciedlają stanu faktycznego i bezpiecznie można jechać szybciej albo znacznie szybciej. To właśnie nadmierna prędkość jest najczęstszą przyczyną wypadków. Do mnie najmocniej przemówił argument o przeżywalności pieszych przy różniej prędkości auta podczas zderzenia:

Pieszy ma około czterdziestu – pięćdziesięciu procent szans na przeżycie, jeśli zderzy się z samochodem jadącym pięćdziesiąt na godzinę. Dalej ta zależność gwałtownie rośnie, i to nieliniowo. Przy sześćdziesiątce pieszy ma już tylko około piętnastu procent na przeżycie. Przy zderzeniu z autem jadącym powyżej setki pieszy szans nie ma żadnych. S. 145

Jak zauważa autor, większość kierowców (a także posłów) nie ma takiej świadomości i żyje w przekonaniu, że skoro zawsze jeżdżą szybko i do tej pory nic się nie zdarzyło, to się nigdy nie wydarzy, i niesłusznie wierzą, że można jeździć szybko i bezpiecznie.

Skąd tyle aut?

Polska samochodami stoi – mamy jedne z najwyższych statystyk ilości aut na 1000 mieszkańców w Europie, co wynika z faktu, że „prawie czternaście milionów ludzi żyje w gminach, których samorząd nie zapewnia transportu publicznego” (s. 155). Linie kolejowe i autobusowe są zamykane ze względu na ich nierentowność i często wiele ludzi jest skazanych na własny środek lokomocji, a jego stan techniczny zależy od zasobności portfela nabywcy.

Statystyki pokazują, że w Polsce jeżdżą najstarsze samochody w Europie. Ponad czterdzieści procent osobówek na naszych drogach ma więcej niż dwadzieścia lat. Drugie tyle ma dziesięcio-dwudziestoletni staż na drogach. S. 226

W sumie sama mam 9-letnie auto. Jednak często auto to również symbol statusu i wolności, choćby ta wolność oznaczała potem stanie w korkach. Jak więc przekonać Polaków, zwłaszcza mieszkańców dużych miast z dobrym dostępem do komunikacji miejskiej, żeby z niej korzystali?

Jak odkorkować miasta?

Eksperci przyjmują, że w mieście odległość do najbliższego przystanku autobusowego powinna wynosić nie więcej niż czterysta metrów, a w przypadku tramwaju: osiemset metrów. S. 221

Z innego źródła słyszałam, że autobus lub tramwaj powinien jechać co 6-7 minut, żeby pasażer nie musiał czekać dłużej. Józefiak podaje przykład Jaworzna jako jednego z najbezpieczniejszych komunikacyjnie miast, które zwęża ulice, redukuje liczbę miejsc parkingowych, zapewnia dobry dostęp do komunikacji miejskiej, a jednocześnie jeździ się tam płynnie i z parkowaniem nie ma problemów. Komunikacja jest tania i nie trzeba martwić się, gdzie zostawić samochód. Optymalna prędkość w mieście zapewniająca płynną jazdę to… 42km/h!

Badania dawno pokazały, że im więcej dróg zbudujemy, tym większe powstaną korki.

              Pierwsi tę zależność w latach siedemdziesiątych zbadali Brytyjczycy: David Lewis i Martin Mogridge. Udowodnili, że to, jak budujemy miasto, wpływa na to, jak korzystają z niego mieszkańcy. Ludzie, którzy dotąd wybierali komunikację publiczną, widząc pustą nową drogę, przesiądą się za kółko. Deweloperzy wzdłuż trasy pobudują osiedla, część osób kupi samochody i zdecyduje się wyprowadzić dalej od centrum. I tak w ciągu pięciu – sześciu lat nowiutkie pasy miejskiej autostrady wypełnią się pojazdami. (…) Eksperci nazywają to zjawisko „ruchem wzbudzonym”. (…) Kalifornijskie badania w latach 1973-1990 pokazały, że każde dziesięć procent powiększonej przepustowości dróg daje po czterech latach wzrost ruchu o dziewięć procent. S. 218

Trzeba więc zmieniać ludzkie nawyki i zachęcać ludzi do przesiadki do komunikacji miejskiej, o ile to oczywiście możliwe. Faktycznie, w takim mieście jak Wrocław do centrum warto wybierać się komunikacją miejską.

Refleksyjnie

Józefiak pisze też o kierowcach zawodowych – kurierach i tirowcach, taksówkarzach, rozwozicielach jedzenia, chociaż im poświęca mniej uwagi niż agresywnej młodzieży czy uczestnikom wyścigów drogowych. Demitologizuje „babę za kółkiem”, oddając kobietom sprawiedliwość – jeżdżą ostrożniej, wolniej, a co za tym idzie – bezpieczniej. Autor sporo miejsca poświęca pieszym i raczej opowiada się za wzmocnieniem ich praw, ponieważ 90% wypadków powodują kierowcy.

Oprócz sporej dawki strawnie podanych informacji dziennikarz skłania również do zastanowienia, ale robi to dyskretnie. Czy ja przypadkiem nie jeżdżę za szybko, czy nie powoduję zagrożenia na drodze? Noga z gazu?

Moja ocena: 8/10


Bartosz Józefiak, Wszyscy tak jeżdżą
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023
Liczba stron: 392
ISBN: 978-83-8191-712-4

******************************************************************************

Culture (?) of Speeding

Ever since a fragment of Bartosz Józefiak's novel Everyone Drives Like That appeared on Onet, I really wanted to read this book. This year's reportage about the condition of Polish roads and the mentality of Polish drivers appeared very timely, when the whole country was discussing the accident of the yellow Renault Megane in Krakow. The book can be quite scary.

Bartosz Józefiak

Born in 1987, Józefiak has already co-authored a book about Łódź (together with Wojciech Górecki), he also collaborates with the Duży Format Magazine and the TVN station. Some of the material contained in the book has already been published before, which can be seen - some information from individual chapters is repeated. Nevertheless, the material prepared by Józefiak is multithreaded, varied and incredibly engaging. I read it in less than 24 hours, and it's over 370 pages of reading.

Driver mentality

Why do you read reportage? To better understand a specific topic, look at it in a multithreaded, reliable manner. In Everyone Drives Like That, Józefiak did his homework very well and in an attractive, slightly sensational package, he gives quite a large dose of statistics and data. It turns out that three quarters of accidents on Polish roads are caused by men, most often aged 25-40. A significant impact on the perception of road conditions and failure to comply with road signs results from the Polish distrust of power and authority, too many road signs and the common feeling in society that signs do not reflect the actual state of affairs and it is safe to drive faster or much faster than oficially allowed. Excessive speed is the most common cause of accidents. The argument about the survivability of pedestrians at different car speeds during a collision spoke the most to me:

A pedestrian has about a forty to fifty percent chance of surviving if collided with a car traveling fifty kilometers per hour. Further, this dependence grows rapidly, and non-linearly. At sixty, a pedestrian has only about fifteen percent chance of survival. Pedestrians don't stand a chance in a collision with a car traveling over a hundred kilometers per hour. p. 145

As the author notes, most drivers (and also MPs) do not have such awareness and live in the belief that since they always drive fast and nothing has happened so far, it will never happen, and they wrongly believe that you can drive fast and safely .

Why so many cars?

Poland stands by cars - we have one of the highest statistics of the number of cars per 1,000 inhabitants in Europe, which results from the fact that "almost fourteen million people live in municipalities whose local government does not provide public transport" (p. 155). Railway and bus lines are closed due to their unprofitability and often many people are doomed to their own means of transport, and its technical condition depends on the wealth of the buyer's wallet.

Statistics show that the oldest cars in Europe are driven in Poland. More than forty percent of passenger cars on our roads are over twenty years old. The same number have between ten to twenty years on the roads. p. 226

I have a 9 year old car myself. However, often the car is also a symbol of status and freedom, even if this freedom means standing in traffic jams. So how to convince Poles, especially residents of large cities with good access to public transport, to use it?

How to unjam the cities?

Experts assume that in the city the distance to the nearest bus stop should be no more than four hundred meters, and in the case of a tram: eight hundred meters. p. 221

From another source I heard that the bus or tram should go every 6-7 minutes so that the passenger does not have to wait longer. Józefiak gives the example of Jaworzno as one of the safest cities in terms of communication, with narrowed streets, reduced number of parking spaces, but at the same time providing good and cheap access to public transport. Driving there is smooth and there are no problems with parking. The optimal speed in the city for a smooth ride is ... 42km/h!

Research has long shown that the more roads we build, the bigger the traffic jams will be.

The first to study this relationship in the 1970s were the British: David Lewis and Martin Mogridge. They proved that the way we build a city influences how its inhabitants use it. People who have so far chosen public transport, seeing an empty new road, will move behind the wheel. Developers will build housing estates along the route, some people will buy cars and decide to move further away from the centre. And so, in five or six years, the new lanes of the city highway will be filled with vehicles. (...) California studies in the years 1973-1990 showed that every ten percent of increased road capacity gives a nine percent increase in traffic after four years. p. 218

It is therefore necessary to change people's habits and encourage them to switch to public transport, if possible. In fact, in a city like Wrocław, it is worth using public transport when getting to the city center.

Thoughtfulness

Józefiak also writes about professional drivers - couriers and truck drivers, taxi drivers, food delivery drivers, although he pays less attention to them than to aggressive youth or participants of the city-roads’ races. It demythologizes the "woman behind the wheel", giving women justice - they drive more carefully, slower, and thus - safer. The author devotes a lot of space to pedestrians and is rather in favor of strengthening their rights, because 90% of accidents are caused by drivers.

In addition to a large dose of digestible information, the journalist also makes you think, but he does it discreetly. Am I driving too fast or am I creating any danger the road? Foot off the gas?

My rating: 8/10

 

Author: Bartosz Józefiak
Title: Everyone Drives Like That
Publishing House: Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023
Number of pages: 392
ISBN: 978-83-8191-712-4

niedziela, 23 lipca 2023

Jakub Sieczko, POGO

Być wydolnym krążeniowo i oddechowo to całkiem dużo

Nastawiłam się na krótką i intensywną lekturę, i tak właśnie było. Niespełna 120-stronicowa relacja Jakuba Sieczki, który przez pięć lat jeździł w karetce pogotowia jako ratownik medyczny, to mocna książka. Ale czasami takich mocnych książek się szuka, jak szokujących artykułów w prasie czy brutalnych relacji w programach informacyjnych. Właśnie taką funkcję pełni książka lekarza – daje wgląd w dramatyczny świat pracy zespołów medycznych z karetki.

Miejmy to więc za sobą

Sieczko porusza takie tematy, których w sumie można się spodziewać: wyjazdy do osób starszych i samotnych, banalne zatrzymania moczu i mniej banalne zatrzymania krążenia; wyjazdy do żuli i kloszardów, obsługiwanie zawszonych, śmierdzących, brudnych bezdomnych; ratowanie dzieci i niemożność pogodzenia się z ich śmiercią; zmęczenie, oczekiwanie na wezwanie, trudne przypadki; radość z uratowania życia, milczenie po przegranej walce. W pewien sposób Sieczko zdaje sobie sprawę z wampiryzmu swoich czytelników i rozmiłowanie w krwawych, sensacyjnych detalach, bo już w drugim rozdziale rzuca „Miejmy to więc za sobą” (s. 20) i wymienia, jakie najgorsze rzeczy widział podczas swojej pracy ratownika: rozlane mózgi, ciała samobójców i heroinistów, ciała dzieci po wypadkach, ofiary zawałów i udarów, słowem – ludzkie dramaty. Sądzę jednak, że ta powieść ma dla autora ogromną wartość terapeutyczną – komu takie historie opowiedzieć, jak się ich pozbyć, sprzedać dalej, oddać, nie krzywdząc najbliższych?

Tu zupa, tu pies, tu ktoś nie żyje, jakże to? Całe życie? Tak, proszę żony, całe życie

Siłą powieści Sieczki jest zdecydowanie jej język. To zestawienie twardego, często wulgarnego podejścia, krótkich napiętych zdań z niesamowitą poetyckością. Autor płynnie wplata w swoją wypowiedź cytaty z Szymborskiej, Mickiewicza czy Świetlickiego. Zresztą samo motto książki pochodzi w wiesza Czesława Miłosza Twój głos. Z drugiej strony nie stroni od bluzgów:

Ci sami lekarze z tymi samymi pytaniami z tego samego szpitala pod wezwaniem świętego „Dlaczego do nas?”. Bo do was i chuj, chciałem wziąć pacjenta do swojego domu, ale akurat mam remont łazienki. (s. 18)

Sądzę, że dzięki takim zabiegom powieść nie jest tylko zimnym zapisem wydarzeń, a autor wciąż potrafi dostrzec w swoim pacjencie człowieka. Chociaż nie zawsze jest w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby osób, z którymi się styka („Nie mogę przyjąć pani bólu. Mogę tylko tę sytuację ulekarzyć”, s. 86), to wciąż potrafi dostrzec samotność starszej pani Leokadii, śledzić dalsze losy dowiezionych do szpitala i uratowanych pacjentów („Ulubiony z otrzymanych przeze mnie smsów brzmiał: „Zjadł kanapkę”, s. 33), zatęsknić za pracą. Pozostać człowiekiem za fasadą profesjonalisty.

Jeden raz przygoda, sto razy rutyna

Dla mnie POGO Sieczki to wartościowa lektura, wyważona pomiędzy tanim dramatyzmem a spokojnymi rozważaniami autora, zaspokajająca jedocześnie niskie sensacyjne potrzeby czytelnika, jak i pozwalająca zobaczyć perspektywę trudnej pracy ratownika jego – bądź co bądź – wrażliwymi oczami. Moim zdaniem autor ma spory talent literacki i potrafi pokazać świat, do którego bardzo niewielu z nas ma wstęp. Polecam.

Moja ocena: 8/10


Jakub Sieczko, POGO
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2022
Liczba stron: 120
ISBN: 978-83-65970-01-5
Gatunek: reportaż, seria reporterska

*************************************************************************

Being circulatory and respiratory efficient is an achievement

I was hoping for a short and intense read, and that's exactly what I got. The less than a 120-page account of Jakub Sieczko, who spent five years in an ambulance as a paramedic, is a powerful book. And sometimes that’s exactly what we are looking for in our need of having a peek in sensational, hearbreaking events, similarly to when we search for a shocking article in tabloids or watch a violent coverage on the news. POGO offers you just this - an insight into the dramatic work of the ambulance teams.

Let’s have it over

Sieczko touches on topics that you might expect: trips to the elderly and lonely, trivial urinary retention and less trivial cardiac arrest; trips to bums and tramps, serving the lice-infested, smelly, dirty homeless men; rescuing children and not being able to come to terms with their deaths; fatigue, waiting for a call, difficult cases; the joy of saving a life, the silence after losing a fight. In a way, Sieczko is aware of his readers' vampirism and love for bloody, sensational details, because already in the second chapter he throws "Let's have it over already" (p. 20) and lists the worst things he has seen during his work as a rescuer: spilled brains, bodies of suicide victims and heroin addicts, bodies of children after accidents, victims of heart attacks and strokes, in a word - human dramas. However, I believe that this novel has a great therapeutic value for the author - who should he tell such stories to, how to get rid of them, sell them, give them back without hurting his loved ones?

A soup, a dog, a dead body, what is that? A lifetime? Yes, ma’am, a lifetime in its entirety

The strength of Sieczko's novel is definitely its language. It is a juxtaposition of a hard, often vulgar approach, short tense sentences with incredible poetics. The author smoothly weaves quotations from Szymborska, Mickiewicz or Świetlicki into his speech. The motto of the book comes from Czesław Miłosz's poem Your Voice. On the other hand, the author does not shy away from profanity:

The same doctors with the same questions from the same hospital of saint "Why to us?". Because fucking so, I wanted to take the patient home, but I'm having a bathroom renovation. p. 18

I believe that thanks to such approach, the novel is not just a cold record of events, and the author is still able to see a human being in his patient. Although he is not always able to meet all the needs of the people he comes in contact with ("I can't accept your pain. I can only medicate this situation", p. 86), he can still see the loneliness of the elderly lady Leokadia, follow the fate of the hospitalized and rescued patients ("My favorite text message was: "He ate a sandwich", p. 33), and miss work on vacation. Be a man behind the professional facade.

Once an adventure, a hundred times routine

For me, POGO by Jakub Sieczko is a valuable read, balanced between cheap drama and the author's calm deliberations, satisfying at the same time the reader's low sensational needs, and allowing to see the perspective of the difficult work of a paramedic with his - after all - sensitive eyes. In my opinion, the author has a lot of literary talent and is able to show a world that very few of us have access to. I strongly recommend this book.

My rating: 8/10


Author: Jakub Sieczko
Title: POGO
Publishing House: Dowody na Istnienie, Warsaw 2022
Number of pages: 120
ISBN: 978-83-65970-01-5
Genre: reportage, reportage series

niedziela, 21 maja 2023

Anna Mateja, Serce pasowało. Opowieść o polskiej transplantologii

Czasy wizjonerów

Uwielbiam film Bogowie w reżyserii Łukasza Palkowskiego z 2014. Teraz sięgnęłam po książkę Anny Mateji, która wyszła 2 lata później, pewnie na fali popularności obrazu o Relidze. Wydane w 2016 roku przez wydawnictwo Czarne Serce pasowało jest, jak zapowiada podtytuł, opowieścią o początkach polskiej transplantologii. Przy czym skromne 180 stron daje kompletny obraz tej dziedziny medycyny, poczynając od przeszczepów nerek, poprzez serce, wątrobę, szpik, po kończyny czy nawet twarz. Reportaż pokazuje trudne początki, poświęcenie lekarzy, trudności w zaopatrzeniu, brak sprzętu i podstawowych materiałów. Mimo to adepci medycyny parli naprzód i za wszelką cenę walczyli o życie swoich podopiecznych, nie poddając się mimo licznych niepowodzeń. Może dzięki oddaniu tej pasji powieść jest prawie nieodkładalna. Dlaczego prawie? Bo non stop sprawdzałam kolejne historie w google, oglądając pacjentów czy doczytując o co ciekawszych przypadkach.

Przeszczepy nerek

Bohaterami pierwszego rozdziału są lekarze nefrolodzy, którzy w 1966 roku dokonują pierwszego udanego przeszczepu nerek na 19-letniej Danucie Milewskiej. Chorzy na nerki mieli bardzo utrudniony dostęp do dializ, brakowało sprzętu, więc często operacja, bardzo ryzykowna, była ich jedyną szansą. Tutaj wielkie medyczne nazwiska to Jan Nielubowicz, profesor AM z Warszawy czy doktor Wojciech Rowiński, którzy dokonywali pierwszych przeszczepów, walcząc z wysoką śmiertelnością pacjentów i brakiem skutecznych leków przeciwko odrzuceniu organu.

Przeszczepy serca - początki

Drugi rozdział to dobrze nam znana historia transplantacji serca. Pierwszy, niestety nieudany, przeszczep serca ma miejsce w 1969 roku, dokonują go profesor Jan Moll i profesor Antoni Dziatkowiak. Ma to miejsce 2 lata po pierwszej na świecie transplantacji serca, dokonanej w grudniu 1967 roku w RPA przez doktora Christiana Barnarda, gdzie pacjent zmarł 18 dni po zabiegu z powodu zapalenia płuc. Cyklosporyna zaczęła być stosowana do bezpiecznego obniżania odporności dopiero w 1983 roku, wcześniej stosowano naświetlania bombą kobaltową, by zapobiec odrzuceniu przeszczepu. To z kolei powodowało łatwość zapadania na różnego rodzaju infekcje. Jednak już drugi pacjent Barnarda, dentysta Philip Bliberg, przeżył z przeszczepionym organem 19 miesięcy, zmarł na miażdżycę. Na zakończony sukcesem zabieg w Polsce przyjdzie czekać prawie 20 lat.

Klinika profesora Religi

W trzecim rozdziale przyglądamy się klinice Religi w Zabrzu, oraz pracującym tam lekarzom – Marianowi Zembali, Andrzejowi Bochenkowi, Stanisławowi Wosiowi, Romualdowi Cichoniowi czy Jackowi Mollowi. Trzej pierwsi pacjenci Religi i jego zespołu umierają, dopiero czwarty, przewodnik górski Piotr Macura, przeżywa i prowadzi normalne życie. Rozwój transplantologii poszedł dalej lawinowo, zaczęto przeszczepiać płuca, a w 2001 roku Marian Zembala przeszczepił po raz pierwszy jednocześnie płuca i serce. Zaczynają się prace nad sztucznym sercem. „Transplantacja to jest trochę tak, jakby natura zostawiła naszemu życiu furtkę – powie Religa kilka miesięcy przed śmiercią. – Dała człowiekowi jeszcze jedną szansę wyjścia z zagrożenia i odsunięcia nieuchronnego.” (s. 89).

Przeszczepy trzustki i wątroby

Profesorowie Jacek Szmidt i Mieczysław Lao w lutym 1988 roku przeprowadzają udany zabieg przeszczepu trzustki i nerki, profesor Stanisław Zieliński podejmuje w 1987 roku próby przeszczepu wątroby, ale pierwszy udany przeszczep tego narządu ma miejsce dopiero w 1994 roku. Wykonali go profesor Bogdan Michałowicz i doktor Jacek Pawlak. Z początkiem lat 90-tych profesor Kaliciński i zespół z Centrum Zdrowia Dziecka zajmuje się przeszczepami dziecięcymi od żywych dawców.

Leczenie białaczki

Wczesne lata 70-te to również początki leczenia białaczki i takie nazwiska, jak profesor Jerzy Hołowiecki czy profesor Wiesław Jędrzejczak. Poprzedzające je przeszczepy szpiku kostnego wykonywane w Bostonie przez doktora Edwarda Thomasa były dla większości pacjentów nieudane – na 400 zabiegów tylko czterej pacjenci wyzdrowieli, reszta zmarła w wyniku odrzucenia przeszczepu. Pierwszym krokiem do sukcesu było napromieniowywanie pacjentów w celu zniszczenia chorego szpiku, lecz śmiertelność nadal była zastraszająco wysoka. Również zabiegi przeprowadzane przez profesora Jędrzejaka obarczone są wysokim ryzykiem. „Na dziewięciu pacjentów mieliśmy trzy życia netto” (s. 128), mówił lekarz. Chociaż przy białaczce rokowania nadal nie są szczególnie optymistyczne, to Polska jest trzecim w Europie krajem jeśli chodzi o liczbę dawców szpiku.

Replantacje i przeszczepy kończyn

Rozdział szósty zaczyna się z przytupem – Józef Maszkiewicz przyeżdża do szitala w Trzebnicy z odciętą dłonią w worku po cemencie. Ordynator Ryszard Kocięba podejmuje się operacji. Była to pierwsza w Europie, a siódma na świecie udana operacja replantacji ręki. W 1973 roku Kocięba doprowadza do otwarcia pierwszego w Europie Ośrodka Replantacji Kończyn. Pracuje tam profesor Jerzy Jabłecki, który wraz z zespołem prowadzi udane operacje replantacji, a potem przeszczepów kończyn. Najbardziej znani pacjenci to Leszek Opoka, który stracił dłoń i połowę przedramienia w wypadku z piłą mechaniczną; Mirosław Borodziuk, informatyk, który rękę stracił w dzieciństwie w wypadku z młockarnią, czy najbardziej spektakularny przypadek – Grzegorz Galasiński, który stracił twarz w wypadku z maszyną do rozdrabniania kamieni. Galasiński był operowany w Gliwicach przez zespół profesora Maciejewskiego. Gliwicka klinika pomogła jeszcze wielu pacjentom, zwłaszcza tym z nowotworami twarzy i szyi. Natomiast jako przestroga przytoczona jest historia Clinta Callahana, pierwszego na świecie pacjenta, któremu przeszczepiono rękę, ale mężczyzna nie zaakceptował nowej kończyny i po zaniedbaniu terapii poprosił o jej amputację.

Rola dawcy i nadzieja dla chorych

Ostatni rozdział opisuje przekonania, z którymi muszą się zmierzyć lekarze, z podejściem społeczeństwa do pobierania organów, z ogólnym klimatem. Książkę warto przeczytać, zwłaszcza, że naprawdę trudno ją odłożyć. Jest napisana jak najlepszy kryminał, w surowym, obiektywnym stylu, z iście chirurgiczną precyzją. Mimo trudnej tematyki, reportaż napisany jest przystępnym językiem, jasno, klarownie, popularnonaukowo. Nawet osoby niezwiązane z medycyną nie będą miały problemu ze zrozumieniem medycznych procedur czy terminów. Dla mnie hit tak samo jak film o Relidze – zdecydowanie warto zasiąść z książką na jeden wieczór i dać się porwać niesamowitej historii polskiej transplantologii.

Moja ocena: 9/10


Anna Mateja, Serce pasowało Opowieść o polskiej transplantologii
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016
Liczba stron: 184
ISBN: 978-83-8049-303-2

**************************************************************************

The times of visionaries

I love the film Gods directed by Łukasz Palkowski from 2014. Now I reached for Anna Mateja's book, which was published two years later, probably on the wave of popularity of the picture about Religa. Published in 2016 by the Czarne publishing house The Heart Was a Match is, as the subtitle promises, a story about the beginnings of Polish transplantology. At the same time, the modest 180 pages give a complete picture of this field of medicine, starting from kidney transplants, through the heart, liver, bone marrow, to limbs and even the face. The report shows difficult first stages, doctors' dedication, hardships in supplies, lack of equipment and basic materials. Despite this, the adepts of medicine pushed forward and fought for the lives of their patients at all costs, not giving up despite numerous failures. Perhaps it is thanks to the depiction of this passion that the novel is almost impossible to put down. Why almost? Because I was constantly checking more stories in Google, watching patients or reading about more arresting cases.

Kidney transplants

The heroes of the first chapter are nephrologists who in 1966 perform the first successful kidney transplant on 19-year-old Danuta Milewska. Kidney patients had very difficult access to dialysis, there was a lack of equipment, so often a very risky operation was their only chance. Here, the great medical names are Jan Nielubowicz, professor of the Medical University of Warsaw, and doctor Wojciech Rowiński, who performed the first transplants, fighting high patient mortality and the lack of effective drugs against organ rejection.

Heart transplants - beginnings

The second chapter is the well-known story of heart transplantation. The first, unfortunately unsuccessful heart transplant takes place in 1969, carried out by Professor Jan Moll and Professor Antoni Dziatkowiak. This takes place 2 years after the world's first heart transplant, performed in December 1967 in South Africa by Dr. Christian Barnard, where the patient died 18 days after the procedure due to pneumonia. Cyclosporine began to be used for safe immunosuppression only in 1983, before cobalt bomb irradiation was used to prevent transplant rejection. This, in turn, resulted in the ease of contracting various types of infections. However, Barnard's second patient, dentist Philip Bliberg, survived 19 months with the transplanted organ, and died of atherosclerosis. It will take almost 20 years for a successful treatment in Poland.

Clinic of Professor Religa in Zabrze

In the third chapter, we look at the Religa’s clinic in Zabrze and at the doctors working there - Marian Zembala, Andrzej Bochenek, Stanisław Woś, Romuald Cichoń and Jacek Moll. The first three patients of Religia and his team die, only the fourth, mountain guide Piotr Macura, survives and leads a normal life. The development of transplantology went further, the medics started to transplant lungs, and in 2001 Marian Zembala transplanted both lungs and heart for the first time. Work on an artificial heart begins. “Transplantation is a bit like nature has left a gate for our lives,” Religa will say a few months before his death. "It gave man one more chance to get out of danger and stave off the inevitable." (p. 89).

Pancreas and liver transplants

Professors Jacek Szmidt and Mieczysław Lao in February 1988 perform a successful pancreas and kidney transplantation, Professor Stanisław Zieliński attempts a liver transplant in 1987, but the first successful transplant of this organ does not take place until 1994. It was made by professor Bogdan Michałowicz and doctor Jacek Pawlak. At the beginning of the 1990s, Professor Kaliciński and a team from the Children's Memorial Health Institute dealt with children's transplants from living donors.

Treatment of leukemia

The early 1970s also marked the beginnings of leukemia treatment and names such as Professor Jerzy Hołowiecki and Professor Wiesław Jędrzejczak. The preceding bone marrow transplants performed in Boston by Dr. Edward Thomas were unsuccessful for most patients - out of 400 procedures, only four patients recovered, the rest died as a result of transplant rejection. The first step to success was irradiating patients to destroy the diseased marrow, but the mortality rate was still alarmingly high. Also, the procedures performed by Professor Jędrzejak carry a high risk. "We had three net lives out of nine patients" (p. 128), the doctor said. Although the prognosis for leukemia is still not particularly optimistic, Poland is the third country in Europe in terms of the number of bone marrow donors.

Limb replantations and transplants

Chapter six begins with a bang - Józef Maszkiewicz arrives at the hospital in Trzebnica with a severed hand in a cement bag. Ryszard Kocięba, head of the department, undertakes the operation. It was the first in Europe and the seventh in the world successful hand replantation surgery. In 1973, Kocięba leads to the opening of the first Limb Replantation Center in Europe. Professor Jerzy Jabłecki works there, and, together with his team, conducts successful replantation operations, and then limb transplants. The most famous patients are Leszek Opoka, who lost his hand and half of his forearm in an accident with a chainsaw; Mirosław Borodziuk, an IT specialist who lost his arm in childhood in an accident with a threshing machine. However the most spectacular case - Grzegorz Galasiński, who lost his face in an accident with a stone crushing machine, was operated on in Gliwice by the team of Professor Maciejewski. The clinic in Gliwice helped many more patients, especially those with face and neck cancers. As a cautionary tale, the story of Clint Callahan, the first patient in the world to receive an arm transplant, is quoted as a warning, as the man did not accept the new limb and, after neglecting the therapy, asked for its amputation.

The role of the donor and hope for the sick

The last chapter describes the beliefs doctors have to face, the society's approach to organ donation, the general climate. The book is worth reading, especially since it's really hard to put down. It is written like the best detective story, in a raw, objective style, with truly surgical precision. Despite the difficult subject matter, the reportage is written in an accessible language, clearly, lucidly, in a popular science manner. Even non-medical people will have no problem understanding medical procedures or terms. For me, ir is as good as the movie about Religa - it is definitely worth sitting down with a book for one evening and letting yourself be carried away by the amazing history of Polish transplantology.

My rating: 9/10


Author: Anna Mateja
Title: The Heart Was a Match A Story Of Polish Transplantology
Publishing House: Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016
Number of pages: 184
ISBN: 978-83-8049-303-2

niedziela, 6 listopada 2022

Lidia Ostałowska, Cygan to Cygan

Nie wolno ujawniać gadziom spraw cygańskich

Ta książka była moim marzeniem od liceum, kiedy to koleżanka rzuciła, że Cyganie mają ciekawy zbiór praw obyczajowych, i że warto zapoznać się z reportażem Lidii Ostałowskiej Cygan to Cygan. W 2021 roku wydawnictwo Czarne wydało trzeci dodruk powieści, i tak też znalazła się ona na mojej półce. Niestety, nie warto było tyle czekać – nie znalazłam w książce tego, czego szukałam. Może też moje oczekiwania były zupełnie chybione?

Cygański kodeks i obyczajowość

Chciałam się przede wszystkim zapoznać ze zwyczajami Cyganów, z ich kodeksem romanipen, który pomógłby mi poznać ich kulturę i zwyczaje. Dowiedziałam się zatem, że kobiety są skalane od pasa w dół i dlatego noszą chroniące przed kalającą mocą spódnice i jedzą z osobnych misek; najważniejszym świętem w roku jest Giurgiowden, w czterdziesty dzień od równonocy, kiedy składa się ofiarę z jagnięcia dla świętego Jerzego, by strzegł owiec. To również święto wiosny, związane z wielkim sprzątaniem domów i czterodniową ucztą z tradycyjnymi daniami (pita, ciasto z porem, kajmacznica, nadziewane wątróbką jagnię, jagnięce płucka). Ostałowska pokazuje również zwyczaje związane ze śmiercią (powinno się położyć odchodzącego Roma na trawie), czy miłością:

Na Słowacji stare Cyganki umiały pomóc miłości. Doradzały: żeby chłopak pokochał, umyj w wodzie całe ciało, ugotuj na tym zupę, daj mu zjeść. Do miski wrzuć kawałek skóry z palca u nogi, brud zza paznokcia, osad z zęba – koniecznie w poniedziałek rano. (s. 111)

W mniejszości romskiej funkcjonuje Siero Rom (Cygan Głowa) albo Baro Siero (Wielka Głowa) – zwierzchnik, który rozstrzyga rożne spory. Może uznać członka społeczności za skalanego (magerdo), który nie mógł jeść ani pić z rodziną ani przebywać w domach swoich najbliższych i sam mógł ich skalać, ale z taki stan można było odpokutować i się oczyścić.

Najważniejszym prawem jest romanipen – cygański kodeks:

Nie wolno ujawniać gadziom spraw cygańskich. Nie wolno zakapować innego Cygana. Cygan z Cyganem ma rozmawiać po cygańsku. Starszym trzeba dawać szacunek, bo przekazują nam język i prawo. To, co gadziowskie, jest nieczyste. (s. 143)

Tyle będę chciała zachować w pamięci i zapewne uzupełnić innymi lekturami, żeby być w stanie lepiej zrozumieć romską kulturę.

Pobieżny obraz romskiej społeczności

Książka Ostałowskiej nie podobała mi się jednak z kilku względów. Po pierwsze, jej bohaterów poznajemy tylko pobieżnie, i zmieniają się oni jak w kalejdoskopie. Wśród głównych postaci nie ma kobiet, a to ich los i podrzędne stanowisko interesuje mnie szczególnie. Po trzecie w końcu, rozpiętość geograficzna książki jest bardzo duża, wędrujemy od Rumunii, Węgier, Polski, po Albanię i Macedonię, a Ostałowska stara się nakreślić los mniejszości romskiej w szerokiej skali. Daje to trochę chaotyczny i zdawkowy obraz.

Autorka pisze w sposób bardzo zaangażowany po stronie mniejszości romskiej i może przez to jej historie wydają się nie do końca wyważone. Chociaż Ostałowska uznaje winę Romów w trudnościach z asymilacją oraz powody, dla których Cyganie nie cieszą się zaufaniem narodów, wśród których mieszkają, jednoznacznie apeluje: „Dajmy im miejsce!” (s. 171). Niestety, mimo podjęcia próby, jej książka nie zmniejsza dystansu do Romów ani nie buduje tego zaufania.


Moja ocena: 5/10.


Lidia Ostałowska, Cygan to Cygan
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021
Liczba stron: 176
ISBN: 978-83-8191-321-8

*******************************************************************

Gypsy matters must not be revealed to the Gadjos

This book was my dream since high school, when my friend said that Gypsies have an interesting collection of moral laws, and that it is worth reading the reportage by Lidia Ostałowska

Gypsy is a Gypsy. In 2021, the Czarne publishing house released the third reprint of the journalistic collection, and so it landed on my shelf. Unfortunately, it wasn't worth the wait - I didn't find what I was looking for in the book. Maybe my expectations were completely missed as well?

The Gypsy code and laws

First of all, I wanted to get acquainted with the customs of the Gypsies, with their romanipen code of conduct, which would help me understand their culture and customs. So I learned that women are tainted from the waist down and therefore wear skirts to protect against the defilement of power and eat from separate bowls; the most important holiday of the year is Giurgiowden, on the fortieth day after the equinox, when a lamb sacrifice is made to Saint George to guard the sheep. It is also a celebration of spring, associated with the great cleaning of houses and a four-day feast with traditional dishes (pita, leek pie, cauliflower, lamb stuffed with livers with onion and rice, lamb lungs). Ostałowska also shows customs related to death (you should lay the dying Roma person on the grass) or love:

In Slovakia, old Gypsies knew how to help love. They advised: for the boy to love, wash the whole body in water, cook soup on it, let him eat it. Put a piece of skin from your toe into the bowl, dirt from behind the nail, tooth residue - Monday morning necessarily. (p. 111)

In the Roma minority there is Siero Rom (Gypsy Head) or Baro Siero (Great Head) - a superior who settles various disputes. He may consider a member of the community to be defiled (magerdo) and then he cannot eat or drink with his family or stay in the homes of his loved ones and could defile them himself, but it was possible to repent and cleanse himself from such a state.

The most important law is romanipen – the Gypsy code:

Gypsy matters must not be revealed to the Gadjos. You can't take another Gypsy. Gypsy is supposed to speak Gypsy with a Gypsy. We must respect the elders because they teach us the language and the law. What is Gadjo is unclean. (p. 143).

I would like to keep this much in my memory and probably supplement it with other readings in order to be able to better understand the Roma culture.

A chaotic image of the Roma community

However, I did not like Ostałowska's book for several reasons. First of all, we get to know her heroes only briefly, and they change like in a kaleidoscope. There are no women among the main characters, and it is their fate and subordinate position that interests me particularly. Thirdly, the geographic range of the book is very large, we travel from Romania, Hungary, Poland, to Albania and Macedonia, and Ostałowska tries to outline the fate of the Roma minority on a wide scale. This gives a somewhat chaotic and perfunctory picture.

The author writes in a very committed way on the side of the Roma minority and perhaps this makes her stories seem not entirely balanced. Although Ostałowska recognizes the guilt of the Roma in difficulties with assimilation and the reasons why Gypsies do not enjoy the trust of the nations among which they live, she unequivocally appeals: "Let's give them a place!" (p. 171). Unfortunately, despite her attempt, her book does not diminish the distrust for minority or build trust with Roma.

 

My rating: 5/10.

 


Author: Lidia Ostałowska
Title: Gypsy is a Gypsy
Publishing House: Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021
Number of pages: 176
ISBN: 978-83-8191-321-8

środa, 12 stycznia 2022

Jan Pelczar, Lecę Piloci mi to powiedzieli

Stanowisko pracy jest w niebie 

Rzadko sięgam po reportaże. Nigdy za nimi nie przepadałam, nie ciekawiły mnie i szybko męczyły. Tym razem jednak książka Jana Pelczara o lataniu przykuła moją uwagę. Miałam pewne obawy, czy po jej przeczytaniu jeszcze będę chciała wsiąść do samolotu, ale na szczęście treść jest wyważona, czytelnik znajdzie w środku dużo informacji o bezpieczeństwie, a autor porusza naprawdę arcycieawe tematy.

Z reportażu Pelczara można dowiedzieć się między innymi jak wygląda, ile trwa i ile kosztuje szkolenie na pilota i jakie są jego stopnie; jak wygląda praca pilota; jaka jest przyszłość tego zawodu. Jak COVID wpłynął na branżę, jak zmienia się ona pod względem ekonomicznym i ekologicznym (ślad węglowy).

Autor przytacza różne opinie, zwraca uwagę na wiele perspektyw. Zwłaszcza przy zagadnieniu rozwoju technologii i ludzkiej omylności porusza temat wyeliminowania pilota z kabiny. Już w tym momencie pilot jest bardziej kontrolerem maszyny, niż faktycznie ją prowadzi. Systemy sterowane są przez komputer, a człowiek już teraz staje się zbędny. Do tego dochodzi optymalizacja kosztów, możliwość naziemnego sterowania samolotem, dalszy rozwój technologii. Pozostaje bariera psychologiczna, być może już trochę przełamana przez bezzałogowe drony, paryskie metro bez konduktora, rozwój automatycznych, inteligentnych samochodów prowadzonych przez komputer.

Z książki Pelczara można dowiedzieć się naprawdę wielu ciekawostek, a także mocno się uspokoić w kwestii bezpieczeństwa. Autor zwraca uwagę, że samoloty tanich linii lotniczych mają jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy niż inne, bo jakakolwiek katastrofa wiązałaby się z nieodrabialnymi stratami wizerunkowymi (takimi liniami najczęściej latam). Można się również dowiedzieć, z jaką prędkością lata samolot (na małych wysokościach 630km/h, podczas wznoszenia 278km/h, na dużych wysokościach 462km/h, a jeśli pilot się spieszy to nawet 555km/h). Kiedy samolot osiągnie odpowiednią wysokość, prędkość obserwuje się w procencie macha, a więc w procencie prędkości dźwięku (0.7 do 0.8 macha). Pelczar opisuje również dość dokładnie, jak działają siły oddziałujące na samolot, jakie systemy odpowiadają za kontrolę lotu, itd. Jednocześnie autor pisze też, że im samolot cięższy, tym lepiej, bo tym bardziej płasko leci. Znalazło się miejsce nawet na romantyczny aspekt pracy w powietrzu, ne element paranormalny, a więc parhelion (słońce poboczne), na wytłumaczenie jak w ogóle wzniesienie w powietrze jest możliwe.

Początkowo myślałam, że książka będzie tylko dla pasjonatów lotnictwa, przyszłych pilotów czy członków załogi. Po skończeniu uważam, że spokojnie może się z nią zapoznać zarówno osoba, która ma obawy co do bezpieczeństwa w powietrzu, zapaleni podróżnicy czy osoby latające w interesach. Nie polecam googlowania wzmiankowanych katastrof lotniczych, które autor opisuje bardzo oględnie. Internet mocno ryje głowę, sama książka raczej działa jak balsam.


Moja ocena: 7/10.


Jan Pelczar, Lecę. Piloci mi to powiedzieli
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-8191-199-3
Gatunek: reportaż

________________________________________________________________

My workplace is in heaven

I rarely reach for a reportage. I never liked those kind of books, they didn't interest me and I felt tired quickly. This time, however, Jan Pelczar's book about flying caught my attention. I had some concerns about whether I would ever like to get on the plane after reading it, but fortunately the content is balanced, the reader will find a lot of information about safety inside, and the author touches on some really interesting topics.

One can find out from Pelczar's book, among other things, how does the pilot training look like, how long does it last and how much does it cost, as well as what are its grades; what does the pilot's job look like; what is the future of this profession. How COVID has affected the industry, how is it changing economically and ecologically (carbon footprint).

The author cites various opinions and draws attention to many perspectives. Especially when it comes to the development of technology and human fallibility, it raises the issue of eliminating the pilot from the cockpit. Already at this point, the pilot is more a controller of the machine than actually a decision-maker. The systems are controlled by a computer, and now humans are becoming redundant. Added to this is cost optimization, the possibility of on-the-ground plane control, and further technology development. There remains a psychological barrier, perhaps already broken a bit by unmanned drones, the Paris metro without a conductor, the development of autonomous cars.

You can learn a lot of interesting facts from Pelczar's book, and also calm down when it comes to safety. The author points out that planes of low-cost airlines have even more restrictive regulations than others, because any catastrophe would be associated with irreparable image losses (I usually fly with such airlines). You can also find out at what speed the plane flies (at low altitudes 630 km/h, when climbing 278 km/h, at high altitudes 462 km/h, and if the pilot is in a hurry, even 555 km/h). When the plane reaches the desired altitude, the speed is measured as a percentage of Mach number, i.e. a percentage of the speed of sound (Mach 0.7 to 0.8). Pelczar also describes quite accurately the forces affecting the plane, what systems are responsible for flight control, etc. At the same time, the author also writes that the heavier the plane, the better, because the flatter it flies. There is even room for the romantic aspect of working in the air, as well as the paranormal element (the parhelion – double sun effect), or an explanation how taking up into the air is even possible.

Initially, I thought the book would be only for aviation enthusiasts, future pilots or crew members. After I have finished it, I think it can be also recommended to those afraid of flying, avid globetrotters or business travelers. I do not recommend googling the mentioned plane crashes, which the author describes very carefully. The Internet leaves nothing to the imagination, while the book itself works like a balm.

My rating: 7/10.

 

Author: Jan Pelczar
Title: I'm flying. The pilots have told me
Publishing House: Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021
Number of pages: 224
ISBN: 978-83-8191-199-3
Genre: reportage