Być wydolnym krążeniowo i oddechowo to całkiem dużo
Nastawiłam się na krótką i intensywną lekturę, i tak właśnie było.
Niespełna 120-stronicowa relacja Jakuba Sieczki, który przez pięć lat jeździł w
karetce pogotowia jako ratownik medyczny, to mocna książka. Ale czasami takich
mocnych książek się szuka, jak szokujących artykułów w prasie czy brutalnych
relacji w programach informacyjnych. Właśnie taką funkcję pełni książka lekarza
– daje wgląd w dramatyczny świat pracy zespołów medycznych z karetki.
Miejmy to więc za sobą
Sieczko porusza takie tematy, których w sumie można się
spodziewać: wyjazdy do osób starszych i samotnych, banalne zatrzymania moczu i
mniej banalne zatrzymania krążenia; wyjazdy do żuli i kloszardów, obsługiwanie
zawszonych, śmierdzących, brudnych bezdomnych; ratowanie dzieci i niemożność
pogodzenia się z ich śmiercią; zmęczenie, oczekiwanie na wezwanie, trudne
przypadki; radość z uratowania życia, milczenie po przegranej walce. W pewien
sposób Sieczko zdaje sobie sprawę z wampiryzmu swoich czytelników i
rozmiłowanie w krwawych, sensacyjnych detalach, bo już w drugim rozdziale rzuca
„Miejmy to więc za sobą” (s. 20) i wymienia, jakie najgorsze rzeczy widział podczas
swojej pracy ratownika: rozlane mózgi, ciała samobójców i heroinistów, ciała
dzieci po wypadkach, ofiary zawałów i udarów, słowem – ludzkie dramaty. Sądzę
jednak, że ta powieść ma dla autora ogromną wartość terapeutyczną – komu takie
historie opowiedzieć, jak się ich pozbyć, sprzedać dalej, oddać, nie krzywdząc
najbliższych?
Tu zupa, tu pies, tu ktoś nie żyje, jakże to? Całe życie? Tak, proszę żony, całe życie
Siłą powieści Sieczki jest zdecydowanie jej język. To zestawienie
twardego, często wulgarnego podejścia, krótkich napiętych zdań z niesamowitą
poetyckością. Autor płynnie wplata w swoją wypowiedź cytaty z Szymborskiej,
Mickiewicza czy Świetlickiego. Zresztą samo motto książki pochodzi w wiesza
Czesława Miłosza Twój głos. Z drugiej strony nie stroni od bluzgów:
Ci sami lekarze z tymi samymi pytaniami z tego samego szpitala pod wezwaniem świętego „Dlaczego do nas?”. Bo do was i chuj, chciałem wziąć pacjenta do swojego domu, ale akurat mam remont łazienki. (s. 18)
Sądzę, że dzięki takim zabiegom powieść nie jest tylko
zimnym zapisem wydarzeń, a autor wciąż potrafi dostrzec w swoim pacjencie
człowieka. Chociaż nie zawsze jest w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby osób,
z którymi się styka („Nie mogę przyjąć pani bólu. Mogę tylko tę sytuację
ulekarzyć”, s. 86), to wciąż potrafi dostrzec samotność starszej pani Leokadii,
śledzić dalsze losy dowiezionych do szpitala i uratowanych pacjentów („Ulubiony
z otrzymanych przeze mnie smsów brzmiał: „Zjadł kanapkę”, s. 33), zatęsknić za
pracą. Pozostać człowiekiem za fasadą profesjonalisty.
Jeden raz przygoda, sto razy rutyna
Dla mnie POGO Sieczki to wartościowa lektura, wyważona
pomiędzy tanim dramatyzmem a spokojnymi rozważaniami autora, zaspokajająca jedocześnie
niskie sensacyjne potrzeby czytelnika, jak i pozwalająca zobaczyć perspektywę
trudnej pracy ratownika jego – bądź co bądź – wrażliwymi oczami. Moim zdaniem
autor ma spory talent literacki i potrafi pokazać świat, do którego bardzo
niewielu z nas ma wstęp. Polecam.
Moja ocena: 8/10
*************************************************************************
Being circulatory and respiratory efficient is an
achievement
I was hoping for a short and intense read, and that's
exactly what I got. The less than a 120-page account of Jakub Sieczko, who
spent five years in an ambulance as a paramedic, is a powerful book. And
sometimes that’s exactly what we are looking for in our need of having a peek
in sensational, hearbreaking events, similarly to when we search for a shocking
article in tabloids or watch a violent coverage on the news. POGO offers you
just this - an insight into the dramatic work of the ambulance teams.
Let’s have it over
Sieczko touches on topics that you might expect: trips to
the elderly and lonely, trivial urinary retention and less trivial cardiac
arrest; trips to bums and tramps, serving the lice-infested, smelly, dirty
homeless men; rescuing children and not being able to come to terms with their
deaths; fatigue, waiting for a call, difficult cases; the joy of saving a life,
the silence after losing a fight. In a way, Sieczko is aware of his readers'
vampirism and love for bloody, sensational details, because already in the
second chapter he throws "Let's have it over already" (p. 20) and
lists the worst things he has seen during his work as a rescuer: spilled
brains, bodies of suicide victims and heroin addicts, bodies of children after
accidents, victims of heart attacks and strokes, in a word - human dramas. However,
I believe that this novel has a great therapeutic value for the author - who
should he tell such stories to, how to get rid of them, sell them, give them
back without hurting his loved ones?
A soup, a dog, a dead body, what is that? A lifetime? Yes, ma’am, a lifetime in its entirety
The strength of Sieczko's novel is definitely its language.
It is a juxtaposition of a hard, often vulgar approach, short tense sentences
with incredible poetics. The author smoothly weaves quotations from Szymborska,
Mickiewicz or Świetlicki into his speech. The motto of the book comes from
Czesław Miłosz's poem Your Voice. On the other hand, the author does not
shy away from profanity:
The same doctors with the same questions from the same
hospital of saint "Why to us?". Because fucking so, I wanted to take the
patient home, but I'm having a bathroom renovation. p. 18
I believe that thanks to such approach, the novel is not
just a cold record of events, and the author is still able to see a human being
in his patient. Although he is not always able to meet all the needs of the
people he comes in contact with ("I can't accept your pain. I can only medicate
this situation", p. 86), he can still see the loneliness of the elderly
lady Leokadia, follow the fate of the hospitalized and rescued patients
("My favorite text message was: "He ate a sandwich", p. 33), and
miss work on vacation. Be a man behind the professional facade.
Once an adventure, a hundred times routine
For me, POGO by Jakub Sieczko is a valuable read, balanced
between cheap drama and the author's calm deliberations, satisfying at the same
time the reader's low sensational needs, and allowing to see the perspective of
the difficult work of a paramedic with his - after all - sensitive eyes. In my
opinion, the author has a lot of literary talent and is able to show a world
that very few of us have access to. I strongly recommend this book.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz