niedziela, 31 lipca 2022

Cormac McCarthy, To nie jest kraj dla starych ludzi (No Country for Old Men)

Przepadłam. Przepadłam od pierwszej strony. Przeczytałam książkę w środku tygodnia w mniej niż 24 godziny i wiedziałam od początku, że mnie zachwyca. Dodać jednak muszę, że moje czytanie nie było czyste – znam film braci Cohen i jestem jego wielką fanką, więc podczas lektury dobrze mi znane sceny z filmu wyświetlały się w mojej głowie. To może być też jeden z tych niewielu przypadków, że ekranizacja jest co najmniej tak dobra, jeśli nie lepsza, niż oryginał.

Historia biegnie dwutorowo, a rozdziały się przeplatają. W części narratorem jest emerytowany szeryf Ed Tom Bell, który z pewnym przerażeniem obserwuje, w jakim kierunku zmierza świat. Dostrzega rosnące okrucieństwo, rywalizację narkotykowych karteli czy niespotykane wcześniej okrucieństwo i bezwzględność przestępców. Jego spokojny monolog jest dla mnie w jakiś sposób biblijny, starotestamentowy. Ed obserwuje świat schodzący na psy i marszczy brwi.

Drugim bohaterem powieści jest Llewelyn Moss, weteran wojny w Wietnamie, a obecnie spawacz i zapalony myśliwy. Podczas samotnej wędrówki po prerii za zwierzyną mężczyzna natyka się na miejsce jatki pomiędzy gangami, a jedna z żywych jeszcze ofiar prosi go o wodę. Llwelyn wody nie ma, podąża za to śladami innego uczestnika masakry. Przy ukrytym w cieniu, martwym ciele mężczyzny znajduje walizkę z pieniędzmi, którą wraz z bronią zabiera do domu. Sumienie nie daje mu spać i myśliwy wraca na miejsce strzelaniny, by dać wody umierającemu mężczyźnie i w ten sposób zainteresowane strony dowiadują się, kto zabrał ich pieniądze. Zaczyna się ucieczka Llwelyna przed psychopatyczym zabójcą Antonem Chigurhiem i pojedynek dwóch mężczyzn.

W książce urzekło mnie to samo, co w filmie – charyzmatyczne, ciekawe, wiarygodne postaci. Na pierwszym planie są zdecydowanie mężczyźni, zarówno ci prawi, jak i ci źli. Nawet postaci jednoznacznie pozytywne, takie, jak stary szeryf, skrywają swoje mroczne tajemnice i motywy działań. Z drugiej strony, psychopatyczny morderca Chigurh ma również swój kodeks, którym się kieruje. Uważa siebie za narzędzie przeznaczenia, wykonawcę jakiejś większej woli:

Nie mam w tej sprawie nic do gadania. Każda chwila w twoim życiu jest rozdrożem, każda jest wyborem. Gdzieś po drodze dokonałaś wyboru. Reszta to konsekwencja. Rachunek jest prowadzony starannie. Kształt został nakreślony. Nie można wymazać choćby najmniejszej kreski. (s. 268)

Co ciekawe, akcja niejako schodzi na drugi plan, a ważniejsze są spostrzeżenia i rozmyślania bohaterów. Najważniejszy fabularnie fragment powieści, przedstawiający śmierć jednego z bohaterów, w ogóle nie jest opisany. Wygrywa bezwzględne, nieodwracalne, niszczące zło, z którym na swój sposób przegrywają wszyscy: starzejący się szeryf, żona Mossa Carla Jean, sam Moss, szereg handlarzy narkotyków, rzesze narkomanów. McCarthy zdaje się sugerować, że świat zmierza ku apokalipsie.

Trzeba przyznać, że robi to w naprawdę atrakcyjnej formie. Mimo swoich 320 stron książkę czyta się jednym tchem, akcja toczy się wartko i łatwo nadążyć za kilkoma jej bohaterami. Jest w tym utworze pewien minimalizm, brak zbędnych szczegółów, brak zbędnych słów. Prostota. Z drugiej strony – nie potrafiłam rozłączyć narracji z filmem, który widziałam już kilkukrotnie i który jest naprawdę znakomity. Może dlatego łatwo mi było podążyć za akcją, zrozumieć niezaznaczone w tekście dialogi, słyszeć teksaski akcent i charakterystyczne zaciąganie. Dla mnie te dwa dzieła są ze sobą nierozerwalnie związane i nie mogę niestety odwrócić czasu i przeczytać książki najpierw, by przekonać się o słuszności swojego odbioru książki. Wygląda jednak na to, że McCarthy staje się jednym z moich ulubionych pisarzy.

Moja ocena: 10/10

Cormac McCarthy, To nie jest kraj dla starych ludzi
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
Tłumaczenie: Robert Sudół
Liczba stron: 324
ISBN: 978-83-08-05306-5

__________________________________________________________________________

I loved it. I loved it from the very first page. I read the book in the middle of the week in less than 24 hours and knew from the beginning that it amazed me. I must add, however, that my reading was not pure - I know the Cohen brothers' film and I am a huge fan of it, so while reading the book well-known scenes from the movie appeared in my head. It may also be one of the few times that the adaptation is at least as good, if not better, than the original.

The story runs in two directions and the chapters are intertwined. In one part of the narrator is Sheriff Ed Tom Bell, who watches with some horror the direction the world is headed. He notices growing cruelty, rivalry between drug cartels and unprecedented cruelty and ruthlessness of criminals. His quiet monologue is somehow biblical, has the sound of Old Testament to me. Ed watches the world go down to the dogs and frowns in disbelief.

The novel's second protagonist is Llewelyn Moss, a Vietnam veteran and now a welder and avid hunter. While wandering the prairie alone, a man stumbles upon a slaughterhouse among gangs, and one of the survivors asks him for water. Llwelyn has no water, but follows in the footsteps of another participant in the massacre. With the dead body of a man hidden in the shadows, he finds a suitcase with money, which he takes home with a gun. His conscience does not let him sleep at night, and the hunter returns to the shooting site to give water to the dying man, and thus the interested parties find out who took their money. Llwelyn's escape from the psychopathic killer Anton Chigurh begins and the two men duel.

In the book, I was captivated by the same things as in the film - charismatic, interesting and reliable characters. Men are definitely in the foreground, both the righteous and the bad ones. Even unequivocally positive characters, such as the old sheriff, hide their dark secrets and motives. On the other hand, the psychopathic killer Chigurh also has his own code which he follows. He considers himself an instrument of destiny, the doer of a greater will:

I had no say in the matter. Every moment in your life is a turning and every one a choosing. Somewhere you made a choice. All followed to this. The accounting is scrupulous. The shape is drawn. No line can be erased. (p. 268)

Interestingly, the action seems to be relegated to the background, and the observations and thoughts of the characters are more important. The most important fictional fragment of the novel, depicting the death of one of the heroes, is not described at all. The ruthless, irreversible, destructive evil wins against everyone and they all lose in their own way: the aging sheriff, Carla Jean, her husband Moss, a number of drug dealers, and multitudes of drug addicts. McCarthy seems to imply that the world is headed for an apocalypse.

And I must admit that he does it in a really attractive form. Despite its 320 pages, the book is read in one breath, the action is fast-paced and it is easy to keep up with several of its characters. There is a certain minimalism in this piece, no unnecessary details, no unnecessary words. Simplicity. On the other hand - I couldn't separate the narrative from a movie that I have seen several times and which is really excellent. Maybe that's why it was easy for me to follow the action, understand the dialogues not marked in the text, hear a Texas accent and the characteristic puff. For me, these two works are inextricably linked with each other, and unfortunately I can't turn the time backwards and read the books first to find out about the correctness of my perception. However, it seems McCarthy is becoming one of my favorite writers.

My rating: 10/10



Author: Cormac McCarthy
Title: No Country for Old Men
Publishing House: Wydawnictwo Literackie, Krakow 2014
Translation: Robert Sudół
Number of pages: 324
ISBN: 978-83-08-05306-5

piątek, 22 lipca 2022

Magda Knedler, Moje przyjaciółki z Ravensbrück

Po przeczytaniu powieści Nikt Ci nie uwierzy, od której nie mogłam się oderwać, wiedziałam już, że będę z ciekawością odkrywać kolejne powieści wrocławskiej pisarki Magdy Knedler. Jednak jak każdy zaczytany, a do tego pracujący człowiek, czasu mało, a książek do przeczytania dużo, więc dopiero sięgnęłam po Moje przyjaciółki z Ravensbrück, powieść wydaną przez wydawnictwo MANDO w 2019 roku. I już wiem, po co sięgnę dalej – po Położną z Auschwitz.

Przy wysypie literatury obozowej (okładki z oświęcimskim motywem straszą na każdym rogu) sięgałam po tę książkę ze sporą obawą. Jednak nauczona poprzednim doświadczeniem (z własnej nieprzymuszonej woli nigdy bym po Nikt Ci nie uwierzy po samym wyglądzie wydania nie sięgnęła), wzięłam do ręki Przyjaciółki.

W twórczości Magdy Knedler cenię dwie rzeczy – naprawdę niezwykłą lekkość pióra oraz rzetelność publikowanych książek. Pisarka odkrywa ciekawe tropy, a potem je drąży, sięgając do bliższych i dalszych prawdziwych historii, a jej książki nie tylko przyjemnie się czyta, ale również można się z nich sporo nauczyć. Tym razem poznajemy trudną rzeczywistość kobiecego obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie w latach 1942-44 prowadzono okrutne pseudoeksperymenty medyczne na „Królach” – królikach doświadczalnych, więźniarkach obozu. Lekarze przeprowadzali tam operacje bez znieczulenia, infekowali rany czy sterylizowali kobiety wbrew ich woli. Jednak autorka skupia się na zupełnie innym, dość zaskakującym aspekcie działania obozu – na kobiecej przyjaźni i solidarności. W obozie działała siatka wsparcia, ruch oporu, drużyna harcerska, a kobiety organizowały potrzebującym niezbędną pomoc. Rozwijała się sztuka, między innymi twórczość poetki Grażyny Chrostowskiej, powstawały projekty rzeźbiarki Zofii Pociłowskiej, swoje ilustracje i rysunki tworzyły Maria Hiszpańska czy Maja Berezowska, ukarana za karykatury Hitlera. W obozie była również uwięziona Milena Jesenska, znakomita czeska tłumaczka i dziennikarka. Cieszę się, że pisarka uchroniła te nazwiska od zapomnienia i przypomniała sylwetki niezwykłych kobiet szerszej publiczności. Z wrocławskich akcentów pojawia się willa Silberberga, gdzie żydowski właściciel zgromadził wartościową kolekcję sztuki, zagrabioną przez nazistowskie Niemcy. Z dolnośląskich – nieodrestaurowany jeszcze zamek Książ, pokazany jako „niechciane, poniemieckie dziedzictwo” (s. 414).

Fabuła w książce rozwija się dwutorowo – jedna część opowiada o losach 4 przyjaciółek, Sabiny – Aldony Modrzewskiej, Bente – Jette Nordskov, Marii i Helge, które połączył obóz, a druga część o pisarce, Idzie Brezie, która na swoim progu znajduje rękopis z Ravensbrück i zaczyna obsesyjnie poszukiwać jego bohaterek. W tle toczy się jej nie do końca udane życie uczuciowe, rozwiązuje się zadawniony konflikt z siostrą, pojawiają się wspomnienia z życia i choroby mamy. Współczesne wątki mają za zadanie dać czytelnikowi czas na przetrawienie i złagodzenie wrażeń z lektury o okrucieństwach obozu, ale choć ciekawe, rozwadniają i osłabiają przekaz. Elementem łączącym dwutorową fabułę jest poszukiwanie autorki rękopisu – Ida cały czas zastanawia się, która z przyjaciółek spisała tajemniczą relację. Zakończenie książki przyniesie zaskakujące rozwiązanie tej zagadki.

Dla mnie największą wartością książki były przytoczone historyczne nazwiska (od razu Wikipedia poszła w ruch) oraz przedstawione realia życia obozowego. Więźniarki dostały głos, a ich trudna historia, do tej pory indywidualnie przeżywana do środka, została upubliczniona. Zdecydowanie książka zalicza się do nurtu literatury popularnej, ale może dzięki niej wrócę do bardziej klasycznych pozycji, jak Medaliony Zofii Nałkowskiej, Dymy nad Birkenau Seweryny Szmaglewskiej, Z otchłani Zofii Kossak czy do Listów spod morwy Gustawa Morcinka, które autorka sama wymienia.


Moja ocena: 6/10.

 

Magda Knedler, Moje przyjaciółki z Ravensbrück
Wydawnictwo MANDO, Kraków 2019
Liczba stron: 432 
ISBN: 978-83-277-1681-1






___________________________________________________________________________

After reading the novel Nobody Will Believe You, from which I could not tear myself away, I already knew that I would be curious to discover other novels by Magda Knedler, a writer from Wroclaw. However, like everyone who reads and works, there is not enough time and a lot of books to read, so I only reached for My Friends from Ravensbrück, a novel published by the MANDO Publishing House in 2019. And I already know what I will go for further - The Midwife from Auschwitz.

During the flood of camp literature (covers with an Auschwitz motif scare you on every corner) I reached for this book with considerable fear. However, having learned from my previous experience (of my own free will, I would never reach for Nobody Will Believe You judging by the cover), I took The Friends… in my hands. Don’t judge the book by its cover, right?

In the work of Magda Knedler I value two things - the truly extraordinary lightness of pen and the reliability of the published books. The writer discovers interesting leads, and then explores them, reaching for closer and further real stories, and her books are not only pleasant to read, but also teach a lot. This time we get to know the harsh reality of the female concentration camp in Ravensbrück, where in the years 1942-44 cruel pseudo-medical experiments were carried out on female prisoners of the camp. Doctors performed operations there without anesthesia, infected wounds or sterilized women against their will. However, the author focuses on a completely different, quite surprising aspect of the camp's operation - female friendship and solidarity. There was a support network, resistance movement and a scout team in the camp, and women organized the necessary help for those in need. Art flourished, including the works of the poet Grażyna Chrostowska, designs by the sculptor Zofia Pociłowska were created, and their illustrations and drawings were created by Maria Hiszpańska or Maja Berezowska, punished for drawing Hitler's caricatures. Milena Jesenska, an excellent Czech translator and journalist, was also imprisoned in the camp. I am glad that the writer saved these names from oblivion and recalled the profiles of extraordinary women to a wider audience. One of Wrocław's accents is Silberberg's villa, where the Jewish owner amassed a valuable art collection, looted by Nazi Germany. From the Dolnośląskie Province - then yet unrestored Książ Castle, shown as "unwanted, post-German heritage" (p. 414).

The plot in the book unfolds in two directions - one part tells about the fate of four friends, Sabina - Aldona Modrzewska, Bente - Jette Nordskov, Maria and Helge, who were joined by the camp, and the other part about the writer, Ida Breza, who finds a manuscript from Ravensbrück on her doorstep and begins to obsessively search for its protagonists. In the background, her love life is not entirely successful, her old conflict with her sister is resolved, and memories of her mother's life and illness appear. Contemporary threads are meant to give the reader time to digest and soften the impressions from reading about the atrocities of the camp, but while interesting, they water down and weaken the message. The element connecting the two-track story is the search for the author of the manuscript - Ida constantly wonders which of the four friends wrote the mysterious account. The end of the book will bring a surprising solution to this puzzle.

For me, the greatest value of the book was the cited historical names (Wikipedia was immediately set in motion) and the presented realities of camp life. The prisoners were given a voice, and their difficult history, so far individually lived inside, was made public. The book definitely belongs to the mainstream of popular literature, but maybe thanks to it I will return to more classic works, such as Medallions by Zofia Nałkowska, Smoke over Birkenau by Seweryna Szmaglewska, Zofia Kossak's Z otchłani (From the Abyss, not translated) or Gustaw Morcinek's Listy spod morwy (Letters from under the Mulberry, not translated), which the author mentions herself.

 


My rating: 6/10.

 

Author: Magda Knedler
Title: My Friends from Ravensbrück
Publishing House MANDO, Krakow 2019
Number of pages: 432
ISBN: 978-83-277-1681-1

Anna Kamińska, Wanda Opowieść o sile życia i śmierci Historia Wandy Rutkiewicz

Nadal nie przepadam za biografiami, więc po historię życia Wandy Rutkiewicz sięgnęłam w zasadzie z przypadku. W moim bardzo ograniczonym abonamencie na Legimi była do przesłuchania za darmo. Jest to również powrót do czasu studiów, kiedy badałam motyw śmierci w górach w literaturze. Była to więc dla mnie podróż sentymentalna, ale i ciekawe przypomnienie dawnych pasji. Do recenzji sięgnęłam po papierowe wydanie książki i nie żałuję – Wydawnictwo Literackie zadbało o bogatą oprawę zdjęciową, więc naprawdę przyjemnie było przekartkować dodatkowe ciekawe materiały. W wielu książkach tego brakuje, a tu oprawa graficzna całkowicie mnie zadowala.

Wrażenia mam jednocześnie pozytywne i negatywne. Postać Wandy Rutkiewicz, jednocześnie bardzo silnej i bardzo słabej kobiety, jest niesamowicie fascynująca. Dodatkowym plusem dla mnie jest portret powojennego Wrocławia, do którego sprowadza się rodzina Błaszkiewiczów. Najpierw w 1946 roku przyjeżdża ojciec i mieszka przy ulicy Szajnochy 12 u Tadeusza Korczaka, a rok później dołącza reszta rodziny. Rodzice Wandy wraz z dziećmi mieszkali przy ulicy Samuela Dicksteina, Wanda uczęszczała do szkoły przy ulicy Parkowej, a w okolicy ulicy Chopina, przy Czarnej Wodzie, ginie podczas zabawy starszy brat Wandy, Jureczek, oraz jego dwóch kolegów. Pocisk artyleryjski umieszczony przez chłopców pod rozpalonym ogniskiem wybucha, rozrywając trójkę dzieci na strzępy w marcu 1948 roku. Na ulicy Brandta będzie mieszkał Zbigniew po rozwodzie z Marią. Już po swoim zamążpójściu Rutkiewicz przeprowadza się do Warszawy, a wrocławski wątek się urywa. To druga już biografia, gdzie niebagatelną pełni Wrocław – pierwszą była

Kowalska, ta od Dąbrowskiej. Dlatego też nieszczególnie zaskoczył mnie przytoczony cytat z Dzienników powojennych Dąbrowskiej o „nieutulonej nostalgii” tego powojennego miasta (s. 50).

Książka zaczyna się mocnym wstępem – zapowiedzią morderstwa ojca Wandy, Zbigniewa Błaszkiewicza, z 6 grudnia 1972 roku. To chwyt trochę podobny do otwarcia

Beksińskich Magdaleny Grzebałkowskiej, gdzie cytowany jest list Zdzisławawa Beksińskiego o samobójczej śmierci jego syna, Tomka. Tutaj takie rozpoczęcie wydało mi się nieco mniej finezyjne, a nastawione na tanią sensację. Czy to było najważniejsze doświadczenie słynnej polskiej himalaistki? Drugi element, który wzbudził moją wątpliwość, to pewien ekshibicjonizm tej książki. Czy naprawdę nie można zostawić Wandzie odrobiny prywatności, a trzeba roztrząsać jakie leki brała czy z kim sypiała? Zastanawiam się, jak odważni byliby liczni rozmówcy Kamińskiej, gdyby Wanda jeszcze żyła. Ostatni mój zarzut – za dużo szczegółów. Przytaczanie cen, tytułów, nazw ma wykreować obraz tamtych czasów, ale paradoksalnie go dla mnie zaciera. Druga sprawa, że wyprawy Rutkiewicz potraktowane są mocno po macoszemu, ze zdecydowanie mniejszą ilością szczegóółów. Jakby życie Wandy, wbrew treści ksiązki, toczyło się właśnie na dole, wśród przyjaciół, przedmiotów, ludzi, a nie wysoko w górach. Wydaje mi się, że nie do końca udało się uchwycić osobowość Rutkiewicz, co może nieuchronne, jeśli sama nie mogła uczestniczyć w procesie powstawania tej książki. Dla mnie Wanda pozostaje nieuchwytna, niedoprecyzowana, nieobecna we własnej biografii.

Patrząc jednak po stanie kopii książki, która wypożyczyłam z jednej z wrocławskich bibliotek, cieszy się ona dużym zainteresowaniem. Czytelników nie odstarsza nawet jeden z najgorszych tytułów, jakie w życiu widziałam. Wielka szkoda, dla mnie trochę zmarnowany potencjał przy niewątpliwie włożonym ogromie pracy.

Moja ocena: 5/10

 

Anna Kamińska, Wanda Opowieść o sile życia i śmierci Historia Wandy Rutkiewicz
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017
Liczba stron: 480
ISBN: 978-83-08-06357-6

_

_____________________________________________________________________

I still do not like biographies, so I reached for the life story of Wanda Rutkiewicz basically by accident. On my very limited subscription to Legimi, it was to be listened to for free. It is also a return to the times of my studies when I researched the theme of death in the mountains in literature. So it was a sentimental journey for me, but also an interesting reminder of old passions. Later on I reached for the paper edition of the book for the review and I do not regret it - Wydawnictwo Literackie took care of a rich photographic documentation, so it was really nice to browse through additional interesting materials. Many books lack this, and here the graphics completely satisfy me.

My impressions are both positive and negative. The figure of Wanda Rutkiewicz, a very strong and at the same time very weak woman, is incredibly fascinating. An additional advantage for me is the portrait of post-war Wrocław, to which the Błaszkiewicz family relegates. First, in 1946, the father comes and lives at 12 Szajnochy Street with Tadeusz Korczak, and a year later the rest of the family joins. Wanda's parents and their children lived at Samuel Dickstein Street, Wanda attended school at Parkowa Street, and in the vicinity of Chopin Street, at Czarna Woda, Wanda's older brother, Jureczek, and his two friends dies while playing. An artillery shell placed by the boys under a fire explodes, tearing three children to shreds in March 1948. Zbigniew will live on Brandt Street after his divorce from Maria. After her own marriage, Rutkiewicz moves to Warsaw, and the story in Wrocław breaks off. This is the second biography where Wrocław is of considerable importance - the first was Kowalska, the one from Dąbrowska. Therefore, I was not particularly surprised by the quotation from Dąbrowska's Post-War Diaries about the "indolent nostalgia" of this post-war city (p. 50).

The book begins with a strong introduction - a harbinger of the murder of Wanda's father, Zbigniew Błaszkiewicz, on December 6, 1972. This is a trick somewhat similar to the opening of the book Beksińscy Portret podwójny by Magdalena Grzebałkowska, where a letter from Zdzisław Beksiński about the suicidal death of his son, Tomek, is quoted. Here, such a beginning seemed a bit less sophisticated, and aimed at a cheap sensation. Was this the most important experience of the famous Polish Himalayan mountaineer? The second element that raised my doubts is a certain exhibitionism of this book. Is it really impossible to leave Wanda a bit of privacy, and one has to discuss what medications she was taking or who she slept with? I wonder how brave Kamińska's interlocutors would be if Wanda was still alive. My last complaint - too many details. The quotation of prices, titles and names is supposed to create a picture of those times, but paradoxically it blurs it for me. The second thing is that Rutkiewicz's expeditions are treated very neglectfully, with much less details. As if Wanda's life, contrary to the content of the book, was taking place down here, among friends, objects, people, and not high in the mountains. It seems to me that the personality of Rutkiewicz was not fully grasped, which may be inevitable if she was not able to participate in the process of creating this book. For me, Wanda remains elusive, imprecise, absent from her own biography.

However, looking at the condition of the copy of the book I borrowed from one of the libraries in Wrocław, it is very popular. Readers are not even scared off by one of the worst titles I have ever seen. It's a pity, for me a wasted potential with undoubtedly a lot of work done.

My rating: 5/10

 

Author: Anna Kamińska
Title: Wanda A Story about the Power of Life and Death The Life of Wanda Rutkiewicz
Wydawnictwo Literackie, Krakow 2017
Number of pages: 480
ISBN: 978-83-08-06357-6

 

 


 

 

wtorek, 19 lipca 2022

Marlon James, Księga nocnych kobiet (The Book of Night Women)



Po pierwszym nieudanym i niedokończonym spotkaniu z twórczością Marlona Jamesa (nie dałam rady doczytać Krótkiej historii siedmiu zabójstw, poddałam się po 400 stronach) dałam pisarzowi drugą szansę. Okazało się, że bardzo słusznie – od Księgi nocnych kobiet trudno się oderwać. Książka jest kilka razy lepsza niż Kolej podziemna Colemana Whiteheada, którą mi przypominała.

My nie przyszli cię ruchać. My cię przyszli zabić

Większość fabuły toczy się w rozległym majątku Montpelier, którym zarządza massa Humprey. Akcja dzieję się pod koniec XVIII i na początku XIX wieku na Jamajce, na plantacji trzciny cukrowej. Młody panicz Humphrey i jego irlandzki kolega Robert Quinn przejmują zarządzanie spadkiem po śmierci ojca panicza.

W majątku mieszka wielu czarnoskórych niewolników, a jednym z nich jest urodzona w 1785 roku Lilit, owoc gwałtu nadzorcy na jej 13-letniej wówczas matce. Ponieważ ciężarna umiera przy porodzie, zielonooka dziewczynka trafia na wychowanie do prostytutki Kirke. Kiedy zaczyna dojrzewać, interesują się nią batowi, a jeden, Parys, w końcu ją dopada i usiłuje zgwałcić. Przerażona dziewczyna instynktownie się broni i zabija swojego oprawcę. Schronienia udziela jej starsza służąca z domu jaśniepaństwa, Homer. Lilit wkrótce zaczyna tam pracę, a młody panicz bardzo jej się podoba. Nawet dojrzała i realistycznie patrząca Homer ma problem z utrzymaniem pychy swojej wychowanki w ryzach. Jednak kiedy na horyzoncie pojawia się piękna i delikatna panna Isobel z sąsiedniego majątku, nadzieje dziewczyny zostają przekreślone na dobre.

Homer staje się nauczycielką Lilit, uczy ją liter, mówiąc: „Coś jeszcze ci powiem o czytaniu. Widzisz to? Za każdym razem jak to otwierasz, jesteś wolna” (s. 70). Dodatkowo kobieta poznaje młodą służącą z jej siostrami z tego samego ojca i wciąga dziewczynę w jamajską i karaibską czarną magię. Te umiejętności bardzo się jej przydadzą, gdy w końcu dopadną ją batowi.

W wyniku wielu perypetii dziewczyna trafia do majątku rodziców panny Isobel, państwa Roget. Tam uczona jest dyscypliny i ciężkiej pracy, i znów – żadne cierpienie nie jest jej oszczędzone. W końcu miarka się przebiera, a jej nienawiść do ciemiężycieli wybucha z pełną siłą. Lilit staje się narzędziem zemsty, a w wyniku jej działań majątek znika z powierzchni ziemi. Zawiadomiony o wydarzeniach nadzorca Quinn zabiera dziewczynę z powrotem do Montpelier, i następuje najbardziej zaskakująca, niesamowita i piękna część książki. Mężczyzna bierze sobie Lilit jako nałożnicę, a ona walczy z uczuciem do swojego niegdysiejszego ciemiężyciela.

Historia Lilit, zaskakująco silnej i niezależnej niewolnicy, która potrafiła obronić się przed wieloma niewyobrażalnymi okrucieństwami (chociaż nie wszystkimi, co nadaje tej książce autentyczności), jest wielowątkowa, skomplikowana i niesamowicie napisana. Głos dostają czarne kobiety, samo dno niewolniczego systemu, ze swoimi skomplikowanymi pragnieniami, marzeniami i potrzebami. Książka jest napisana unikatowym językiem, a tłumaczowi Robertowi Sudół udało się tę unikatowość przekazać (brawo!). Trzeba się jednak nastawić na dużą dawkę języka, od którego więdną uszy – „skisła cipa” niech będzie tylko przykładem.

Wszystkie negry chodzą w koło

Głównym tematem książki jest przedstawione w wielowątkowy, wielopoziomowy sposób niewolnictwo. Zaczynając od Lilit, która marzy o wyrwaniu się ze swojego beznadziejnego losu poprzez zostanie kochanką swojego pana, po jej skomplikowany związek z nadzorcą Quinnem. Robert to ciekawa i wielowymiarowa postać – jest jednocześnie ciepły i ludzki, sprowadzając dziewczynę do siebie i traktując ją w domu jak równego sobie człowieka, a jednocześnie sam zaordynował jej ciężkie baty, kiedy Lilit nie była jeszcze jego nałożnicą. Homer przypomina swojej wychowance historię Roberta, który na zawsze uciszył zagrażającą jemu i paniczowi Humphreyowi prostytutkę. Zresztą na jako Irlandczyk ma niższy status społeczny niż jego brytyjski przyjaciel i pracodawca.

Sami niewolnicy są pokazani na wiele sposobów. Mamy pewną zażyłość między kobietami, ale nie ma lojalności. Podobnie jak w całym majątku, dominującym uczuciem jest strach i pragnienie ocalenia własnego życia, jak i przenikająca wszystko rozpacz i niepewność.

Księga nocnych kobiet ocieka okrucieństwem, które aż zatyka dech w piersiach, a opisy są bardzo ewokatywne. Dulcymena, służąca w majątku Coulibre, kochanka sędziego pokoju Rogeta (z musu), zostaje okrutnie ukarana za niezamknięcie kóz w zagrodzie na noc. Zazdrosna żona sędziego, pani Roget, wymierzyła jej karę 166 batów, a opis tej sceny wywiera długotrwałe wrażenie: „Chłoszcze Dulcymenę, jak najmocniej chłostać potrafi, zamachując się wysoko, razy zadając, aż spod skóry wyszło mięso, spod mięsa krew” (s. 227). Natomiast jej mąż wykazał się gorszą od okrucieństwa obojętnością:

Dulcymena już się nie podźwignęła, nawet jak massa przyszedł, kopnął ją dwa razy w bok i raz w cipę, nazywając leniwą krową, co się wyleguje. Lilit próbowała pomóc, ale Dulcymena już nie chciała dla siebie pomocy. W kolejne dni puchła i puchła od takiego mnóstwo ropy i wody, że pękła i skonała. (s. 228)

Homer ma swoje wspomnienia – pokochała pracowitego Bendżiego i kiedy była wysoko w ciąży oboje zbiegli. Złapali ich maroni, wolni czarnoskórzy, którzy za odstawianie zbiegłych pobratymców do właścicieli dostawali finansowe nagrody.

(...) najpierw dali mi lanie. Takie lanie, że mój bąk pierwszy wyzionął ducha i wypadł ze mnie. Dziewuszka. (...) To nie strata bączka mnie dobiła. Ja straciłam samą siebie. Bo te marony tak ze mną postąpiły, jakby żaden czarnuch nie zasługiwał na wolność. Jakby żaden czarnuch nie mógł być człowiek, chłop czy baba. Im się zdaje, że są wolne, ale to podłe nikczemniki i ruchają kozy, to nawet kobiety nie znają. Ja myślałam, że kobieta musi być wolna, żeby być kobieta, a oni mi to odebrali. Odebrali mi kobiecość. (...) Urządzili mi najgorszą chłostę, jaka kiedykolwiek była w Montpelier. (...) Bili mnie batami i konarami i piętnowali za każdy dzień ucieczki. (...) Jak Wilkinsowi skończył się mój grzbiet, kazała mnie piętnować z przodu. Słyszałam ja, jak moje cycki skwierczą jak gęsina na patelni. W nosie czułam swąd własnego palonego mięsa. (s. 247)

Kiedy po latach Homer jest ponownie karana, tym razem za rzucanie klątwy, obeah, widok jej nagiego ciała jest potworny:

Homer naga, skóra napięta na kościach, biodra sterczące, żebra wystające na boki (....). Grzbiet, zad i uda w bliznach wielkich jak pasy na bydlęciu, cycki odrąbane i zarosłe, że tylko sutek świadczy, że urodziła się, by karmić dzieciny. (s. 435)

Jak widać, książka zapewnia sporo niełatwych emocji, ale napisana jest wartko, akcja jest wiarygodna, a koniec zapewni nam piękny zaskakujący plot twist. Jedna z lepszych książek, po które sięgnęłam tego roku. Polecam!

Moja ocena: 9/10.


Marlon James, Księga nocnych kobiet

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017
Tłumaczenie: Robert Sudół
Liczba stron: 480
ISBN: 978-83-08-06426-9

_________________________________________________________________________

After the first unsuccessful and unfinished meeting with the work of Marlon James (I did not manage to read A Brief History of Seven Killings, I gave up after 400 pages), I gave the writer a second chance. It turned out that it was a good decision - it is difficult to tear oneself away from The Book of Night Women. The book is several times better than the Coleman Whitehead’s Underground it reminded me of.

We didn't come to fuck you. We came to kill you

Most of the plot takes place in the sprawling Montpelier estate, which is managed by Massa Humprey. The action takes place at the end of the 18th and the beginning of the 19th century in Jamaica, on a sugar cane plantation. Young Lord Humphrey and his Irish colleague Robert Quinn take over the management of the estate following the death of the Lord's father.

Many black slaves live on the estate, one of them being Lilith, born in 1785, the fruit of the supervisor's rape on her 13-year-old mother at the time. As a pregnant woman dies in childbirth, the green-eyed girl is brought up by a prostitute, Circe. As she begins to mature, Johnny-jumpers take an interest in her, and one, Paris, eventually grabs hold of her and tries to rape her. Frightened girl instinctively protects herself and kills her tormentor. She is sheltered by an elderly maid Homer, a servant at the home of the noble family. Lilith starts working there soon, and she likes the young master very much. Even mature and realistic Homer has a problem with keeping her pupil's pride in check. However, when the beautiful and delicate Miss Isobel from a neighboring estate appears on the horizon, the girl's hopes are lost for good.

Homer becomes Lilith's teacher, teaches her the letters, saying, “Make me tell you something else about reading. You see this? Every time you open this you get free”(p. 70). Additionally, the woman meets the young maid with her sisters from the same father and draws the girl into Jamaican and Caribbean dark magic. These skills will be very useful to her when the Johnny-jumpers finally get her.

As a result of many vicissitudes, the girl finds herself in the property of Miss Isobel's parents, the Roget family. There she is taught discipline and hard work, and again - no suffering is spared her. Eventually, the happenings in the new place become too much, and her hatred of its oppressors explodes in full force. Lilith becomes a tool of revenge, and as a result of her actions, the property disappears from the face of the earth. Notified of the events, overseer Quinn takes the girl back to Montpelier, and the most surprising, amazing, and beautiful part of the book follows. The man takes Lilith as a concubine, and she struggles with affection for her former oppressor.

The story of Lilith, a surprisingly strong and independent slave who has been able to defend herself against many unimaginable atrocities (though not from all of them, which makes this book authentic) is multi-layered, complex and incredibly written. Black women get a voice, the very bottom of the slave system, with their complicated desires, dreams and needs. The book is written in a unique language, and the translator Robert Sudół managed to convey this uniqueness (bravo!). However, you need to prepare yourself for a large dose of the ears-withering language - let the "twisted cunt" be just an example.

Every Negro walk in a circle

The main topic of the book is slavery presented in a multi-layered, multi-level way. From Lilith, who dreams of breaking out of her hopeless fate by becoming her master's mistress, to her complicated relationship with overseer Quinn. Robert is an interesting and multidimensional character - he is warm and human at the same time, bringing the girl to himself and treating her at home as an equal human being, and at the same time he ordered her heavy whips when Lilith was not yet his concubine. Homer reminds her pupil of the story of Robert who forever silenced a prostitute who threatened him and Lord Humphrey. Anyway, as an Irishman, he has a lower social status than his British friend and employer.

The slaves themselves are shown in many ways. We have a certain intimacy between women, but no loyalty. As in all possessions, the dominant feeling is fear and the desire to save one's own life, as well as pervading despair and uncertainty.

The book of the night women drips with breathtaking cruelty, and the descriptions are very evocative. Dulcymena, a servant on the Coulibre estate, mistress of the Justice of the Peace Roget (not out of her free will of course), is cruelly punished for not keeping the goats locked for the night. The judge's jealous wife, Mrs. Roget, sentenced her to 166 lashes, and the description of this scene made a long-lasting impression: "She flogges Dulcymena, she can whip as hard as she can, swinging high, swinging twice, until meat comes out from under the skin, blood from under the meat" (p. 227, quote unprecise as translated backwards from Polish). Her husband, on the other hand, showed indifference worse than cruelty:

Dulcymena no longer pulled herself up, even as massa came, he kicked her twice in the side and once in the cunt, calling her a lazy cow that lounges. Lilit tried to help, but Dulcymena no longer wanted to help herself. In the days that followed, she swelled and bloated with so much oil and water that she burst and died. (p. 228, quote unprecise as translated backwards from Polish).

Homer has memories of her own - she fell in love with the hardworking Benji, and when she was well-advanced in her pregnancy, they both escaped. They were caught by the Maroons, free blacks, who received financial rewards for returning the fugitives to their owners.

(...) first they spanked me. Such a spanking that my baby gave up first and fell out of me dead. Girlie. (...) It was not the loss that killed me. I lost myself. Cause these maroons acted to me like no nigga deserved freedom. Like no nigga could be a man or a peasant or a woman. They think they are free, but they are vile villains and they fuck goats, they even don't know women. I thought a woman had to be free to be a woman, and they took it from me. They took away my femininity. (...) They gave me the worst flogging ever in Montpelier. (...) They beat me with whips and limbs and stigmatized me for each day of my escape. (...) When Wilkins ran out of my back, she ordered me to be branded at the front. I heard my tits sizzling like goose in a pan. I could smell my own roasted meat in my nose. " (p. 247, quote unprecise as translated backwards from Polish).

When Homer is punished again years later, this time for casting a curse, obeah, the sight of her naked body is terrible:

Homer naked, skin taut on the bones, protruding hips, ribs sticking to the sides (...). Back, rump and thighs in scars as large as stripes on cattle, tits severed and overgrown, that only a nipple testifies that she was born to feed babies. (p. 435)

As you can see, the book provides a lot of uneasy emotions, but it reads incredibly fast, the action is believable, and the end will bring a beautiful, surprising plot twist. One of the best books I have read this year. I highly recommend!

My rating: 9/10.

Author: Marlon James
Title: The Book of Night Women
Publishing House: Wydawnictwo Literackie, Krakow 2017
Translation: Robert Sudół
Number of pages: 480
ISBN: 978-83-08-06426-9

Sally Rooney, Gdzie jesteś, piękny świecie (Beautiful World, Where Are You)

Mam problem z tą książką, ponieważ jest dla mnie jednocześnie bardzo dobra i bardzo zła. Nie czytało się jej lekko, wręcz momentami nużąco, ale zostawiła mnie w naprawdę dobrym, dziwnym nastroju.

Gdzie jesteś, piękny świecie

opowiada historię przyjaźni dwóch młodych kobiet, obecnie koło trzydziestki. Alice jest już uznaną pisarką, która ma w dorobku dwie książki i załamanie nerwowe. Teraz jeździ po całym świecie na różnego rodzaju wydarzenia literackie, ale prywatnie zaszywa się w spokojnej małej miejscowości, samotnie. Tam przez Tindera poznaje Felixa, pracownika magazynu, z którym zaczyna się spotykać, i którego zaprasza na służbowy wyjazd do Rzymu.

Drugą bohaterką jest Eileen, na co dzień mieszkająca w Dublinie i pracująca w redakcji literackiego czasopisma. Jest po rozstaniu ze swoim pierwszym poważnym partnerem i liże rany. Gdzieś dookoła kręci się Simon, jej przyjaciel z dzieciństwa, pierwsza młodzieńcza miłość.

Dziewczyny mieszkały ze sobą podczas studiów i tak się ze sobą zaprzyjaźniły. Wraz z wyjazdem Alice do Mayo przechodzą na komunikację mailową i przez wiele miesięcy wymieniają długie maile, w których dzielą się wydarzeniami ze swojego życia, przemyśleniami, spostrzeżeniami. Tutaj poruszana jest większość ważnych tematów książki dotyczących wiary, religii, piękna, literatury, potrzeby miłości.

Tutaj też zaczyna się mój książkowy dylemat. Po pierwsze, maile wymieniane pomiędzy dziewczynami są przegadane i trochę trywialne, chociaż czasami zaskakują dojrzałością. Jest w nich jakaś strukturalna sztuczność, są wykreowanym nośnikiem fabuły, choć odnoszą się oczywiście do długiej tradycji powieści epistolarnej. Czytając je jednocześnie trochę zazdrościłam dziewczynom takiej mailowej historii ich znajomości i stylu, a z drugiej strony chyba im trochę nie wierzyłam. Jest trochę mrugania oczkiem do czytelnika, zwłaszcza, kiedy Alice, nosząca w sobie pewnie podobieństwo do autorki, pisze, że pisarze już dawno są oderwani od rzeczywistości i „zostawili zwyczajne życie za sobą” (s. 107).

Po drugie, miłosne rozterki bohaterów wydają mi się trudne do zrozumienia. W przypadku Eileen i Simona ich uczucie widać jak na dłoni od samego początku, ale żadne z nich nie ma odwagi, by podjąć wiążącą decyzję. Z drugiej strony Alice i Felixa w zasadzie nie ma co łączyć, a ich wzajemne przepychanki są co najmniej ciekawą podstawą jakiegokolwiek związku. Alice boi się komukolwiek zaufać i kocha ludzi, jednocześnie nie otwierając się na nich, pozostając poza swoją miłością. Oba wątki jednocześnie przyciągały mnie i odpychały, a powieść czasami ocierała się o tanie romansidło.

Z drugiej jednak strony książka mnie poruszyła i w jakimś stopniu zmieniła, czego nie mogę powiedzieć o większości literatury, którą czytam. Rooney pokazuje trywialną prawdę – że do szczęścia potrzebni są nam inni ludzie, troska i miłość. Muszę przyznać, że trochę się odnalazłam w tej powieści, czasami w zagubieniu swoich bohaterów, w ich wątpliwościach, spostrzeżeniach, refleksjach. Mimo, że jestem trochę starsza od opisywanych przez pisarkę postaci, czuję, że jest ona w jakimś stopniu również moim głosem, piszącym z „zwyczajnym życiu” i codziennych kłopotach.

Nieczęsto mam też ochotę sięgnąć do danej powieści ponownie, a w tym przypadku wiem, że to zrobię. Zobaczyć za kilka lat, co z niej wyciągnę, co odczytam, co we mnie zostanie, co wyjdzie na pierwszy plan. Mam wrażenie, że proza Rooney składa się ze światłocieni i nie da się jej w całości zobaczyć za jednym podejściem.

Nie mogę dać powieści jednocześnie oceny 5 i 10, dlatego dam jej 7. Być może będę miała okazję kiedyś ją zrewidować.

Moja ocena: 7/10.



Sally Rooney, Gdzie jesteś, piękny świecie
Wydawnictwo WAB, Warszawa 2022
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Liczba stron: 368
ISBN: 978-83-280-9617-2
_________________________________________________________________________

I have a problem with this book because it is very good and very bad to me at the same time. It wasn't easy to read, even tedious at times, but it left me in a really good, weird mood.

Beautiful World, Where Are You tells the story of a friendship of two young women, now around thirty years old. Alice is an established writer with two books to her credit and a nervous breakdown. Now she travels all over the world to all kinds of literary events, but in private she hides herself in a quiet small town, alone. There, through Tinder, he meets Felix, a warehouse worker with whom she begins to meet and invites him to a business trip to Rome.

The other heroine is Eileen, who lives in Dublin and works in the editorial office of a literary magazine. She is after parting ways with her first serious partner and is licking her wounds. Also, Simon, her childhood friend Simon, her first love, always seems to be around.

The girls lived together during their studies and became friends. Along with Alice's departure to Mayo, they switch to e-mail communication and for many months they exchange long e-mails in which they share their life events, thoughts and observations. Most of the important topics of the book concerning faith, religion, beauty, literature, and the need for love are discussed through this medium.

This is also where my book dilemma begins. First of all, the e-mails exchanged between girls are long-winded and a bit trivial, although they sometimes surprise with maturity. There is some structural artificiality in them, they are a created carrier of the plot, although they obviously refer to the long tradition of the epistolary novel. Reading them at the same time, I envied the girls a little about the written history of their relationship and its style, and on the other hand, I didn't believe them. It is a bit of a wink at the reader, especially when Alice, probably bearing a resemblance to the author, writes that writers have long since been divorced from reality and "left ordinary life behind" (p. 107).

Secondly, the characters' love dilemmas seem difficult to understand. In the case of Eileen and Simon, their feeling is clear from the start, but neither of them has the courage to make a binding decision. On the other hand, Alice and Felix do not have anything to do with each other, and their struggle with each other is at least an interesting basis for any relationship. Alice is afraid to trust anyone and loves people, while not opening up to them, remaining beyond her affection. Both plots attracted and repelled me at the same time, and the novel sometimes brushed against a cheap romance.

On the other hand, the book touched me and changed me to some extent, which I cannot say about most of the literature I read. Rooney shows the trivial truth - that we need other people, care and love to be happy. I must admit that I found myself a bit in this novel, sometimes in the loss of my characters, in their doubts, observations and reflections. Although I am a bit older than the characters described by the writer, I feel that to some extent she is also my voice, writing about "ordinary life" and everyday troubles.

Nor do I often feel like coming back to a given novel again, and in this case, I know I will. To see in a few years what I will get out of it, what I will find, what will remain in me, what will come to the front. I have the impression that Rooney's prose is made of chiaroscuro and cannot be seen in its entirety in one go.

I can't give a novel a 5 and a 10 at the same time, so I will give it a 7. Perhaps I will have a chance to revise it someday.

My rating: 7/10.



Author: Sally Rooney
Title: Beautiful World, Where Are You
Publishing House: WAB, Warsaw 2022
Translation: Jerzy Kozłowski
Number of pages: 368
ISBN: 978-83-280-9617-2