czwartek, 2 stycznia 2020

Anna Mularczyk-Meyer, Minimalizm po polsku czyli jak uczynić życie prostszym

Jedna z lepszych książek o minimalizmie, jakie czytałam, zakorzeniona w polskich realiach i napisana ze swadą. Do tego mądra i optymistyczna.

Śmiertelna koszula nie ma kieszeni

Autorka wychodzi od przykładu samej siebie i czasu, który bezpowrotnie straciła na - najpierw - kompulsywne kupowanie rzeczy, a potem dbanie o nie i w końcu pozbywanie się ich. Opisuje historię swoją i innych minimalistów, swoistą ewolucję w swoim postrzeganiu dóbr materialnych, ale również dóbr kultury, etc.

Miejsce na wszystko i wszystko na miejscu

Pomocne jest to, że Mularczyk-Meyer podaje sporo konkretnych rad i wskazówek. Jej poradnik jest bezwzględny, każe nam mocno zrewidować swój stan posiadania i podejście do przedmiotów, ale myślę, że może być naprawdę pomocny dla osób mocno zdeterminowanych. Kilka przykładów? Żelazna zasada odkładania rzeczy na swoje misce - zawsze. Przedmioty odkładane w przypadkowe miejsce mają moc przyciągania kolejnych i tak tworzy się bałagan. Gromadzenie przedmiotów to również gromadzenie zasobów, które mógłby użytkować ktoś inny. Bardzo podoba mi się również jej podejście do wyrzucania - autorka zdaje się mówić: "nie ma łatwo" i niechętnie patrzy na wyrzucanie przedmiotów na śmietnik. Pisze o odpowiedzialności za rzeczy, które posiadamy - i ma całkowitą rację. Zasoby, które jeszcze nadają się do użycia, powinny trafić we właściwe ręce, co znów wymaga zaangażowania czasu, ale uczy także przemyślanych zakupów.
"Wszystko ponad (...) wystarczające do szczęścia minimum jest zbędnym obciążeniem," pisze (s.79). Patrząc na nasz bagaż podczas wyjazdów z domu, trudno się z nią nie zgodzić. Mam wrażenie, że im mniej jestem obładowana, tym jestem szczęśliwsza. Dostrzegam też, jak mało tak naprawdę potrzebuję, by nie tylko odpocząć, ale również po prostu wygodnie funkcjonować.

Uwolnić książkę

Zapewne nie będzie zaskoczeniem, kiedy powiem, że największy problem mam z nadmiarem książek. Czasami mam wrażenie, że rozmnażają się one same, bez mojego aktywnego udziału (co jest oczywistą nieprawdą). Poświęcam na ich nabywanie nie tylko sporo pieniędzy, ale przede wszystkim czasu. Dlatego, jeśli uda mi się mój przyszłoroczny plan, największy dług wobec autorki będę miała, jeśli uda mi się pozbyć sporej części mojego księgozbioru. To marnowanie zasobów, bo z książek, z których już nie korzystam i nie zamierzam korzystać, mogliby cieszyć się inni. Zdecydowanie w książkowych porządkach pomaga mi blog, bo części przeczytanych i "obnotatkowanych" książek już nie ma - znalazły nowych właścicieli. "Książki żyją tylko wtedy, kiedy ktoś je czyta," pisze autorka (s. 86) i znów ma rację. 

"Stopniowe eliminowanie chaosu prowadzi do wyciszenia i zwolnienia tempa," podsumowuje autorka (s. 167). Do zwracana uwagi na chwilę obecną, bycie "tu i teraz", zadowolenie z obecnego stanu rzeczy związane z dyscypliną. Naprawdę, wiele moich wcześniejszych przemyśleń znalazłam w Minimalizmie po polsku i bardzo mnie to cieszy. Myślę, że ta książka umocni mnie w kierunku, w którym ostatnio nieśmiało zmierzam, ale pomoże również osobom, którym zamierzam ją pożyczyć.

Moja ocena: 9/10.


Anna Mularczyk-Meyer, Minimalizm po polsku czyli jak uczynić życie prostszym
Black Publishing
Wołowiec 2014
ISBN: 978-83-7536-835-2

________________________________________________________________________________

One of the best books on minimalism I've read so far, rooted in Polish reality and written with zest. Plus it is wise and optimistic.

The death shirt has no pockets

The author starts with her own example and the time she had irretrievably lost on first - compulsive buying of things, then taking care of them and finally getting rid of them. She describes her own story as well as of other minimalists', a kind of evolution in her perception of material goods, but also cultural goods, etc.

A place for everything and everything in place

It is helpful that Mularczyk-Meyer gives a lot of specific advice and tips. Her guidebook is ruthless, she tells us to strongly revise our possessions and approach to objects, but I think that it can be really helpful for strongly determined people. Some examples? The iron rule of putting things away where they belong - always. Objects set aside in random places have the power to attract other items and create mess. Collecting items is also collecting resources that someone else could use. I also really like her approach to disposal - the author seems to say "it's not easy" and is reluctant to throw items in the trash. She writes about responsibility for the things we have - and she is absolutely right. Resources that are still usable should be in the right hands, which again requires time commitment, but teaches thoughtful shopping.

"Anything above (...) a minimum sufficient for happiness is an unnecessary burden," she writes (p. 79). Looking at our luggage during trips from home, it is difficult to disagree with her. I have the impression that the less laden I am, the happier. I also see how little I really need to not only relax, but also to function comfortably.

Free the book

It will probably come as no surprise when I say that the biggest problem I have is with the excessive number of books I possess. Sometimes I get the impression that they reproduce themselves, without my active participation (which is obviously not true). I devote not only a lot of money to buying them, but above all time. Therefore, if I manage my plan next year, I will have the greatest debt to the author if I can get rid of a large part of my book collection. This is a waste of resources, because books that I no longer use and I do not intend to use could be enjoyed by others. My blog definitely helps me in the book ordering, because some of the books I've read and reviewed are already gone - they have found new owners. "Books live only when someone reads them," writes the author (p. 86) and is again right.

"Gradually eliminating chaos leads to calming down and slowing down the pace," summarizes the author (p. 167). It also direct us to the attention paid to the present moment, being "here and now", satisfaction with the current state of affairs related to discipline. I really found many of my earlier thoughts in Minimalism the Polish way and I'm very happy about that. I think this book will strengthen me in the direction I'm recently shyly going to, but it will also help people whom I intend to lend it to.


My rating: 9/10.


Author: Anna Mularczyk-Meyer,
Title: Minimalism the Polish way or how to make life simpler
Wydawnictwo: Black Publishing
Wołowiec 2014
ISBN: 978-83-7536-835-2

Michał Rusinek, Pypcie na języku

Dawno już nie śmiałam się przy lekturze książki w głos. Autentycznie, bez skrępowania, często w miejscach publicznych. Czyż książka - jak by nie było - językoznawcza potrzebuje lepszej rekomendacji?

Fenomenalnie lekkie felietony o językowych potknięciach

Ogromnym plusem jest forma tej książki - podzielone na 9 tematów felietony - pypcie z życia wzięte, pypcie kulturalne, historyczne i nostalgiczne, współczesne, wirtualne i komórkowe, kulinarne, zapożyczone, językoznawcze i obywatelskie - lekko i ze swadą traktują o polszczyźnie. Każdy zawiera jakąś językową ciekawostkę, potknięcie, frazę, która staje się podstawą do napisania krótkiego i zawsze zgrabnie skonstruowanego tekstu. Nie tylko poczucie humoru nigdy nie zawodzi autora, ale również bezbłędne wyczucie taktu i profesjonalizm, nawet przy omawianiu języka wyborów czy kampanii politycznych. Nie wspominając o wyczulonym polonistycznym uchu i oku.

Książka napisana jest w sposób przystępny, błyskotliwy, niesamowicie zabawny. Zakładam, że każdy znajdzie swój ulubiony językowy lapsus, moim pozostanie nazwa markowych perfum z felietonu Podróbka - "o ryzykownie - jak na nasz rynek - przekształconej nazwie: Vesrace" (s. 22). Takich smaczków jest tam naprawdę sporo, a czytelnik będzie odkładał książkę nie tylko z uśmiechem na twarzy, ale również jednocześnie odprężony po doskonałej rozrywce i zatroskany stanem polszczyzny.


Moja ocena: 8/10


Michał Rusinek, Pypcie na języku
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2017
ISBN: 978-83-268-2552-1

_______________________________________________________________________________

It's been a while since I've laughed out loud while reading a book. Authentically, freely, often in public places. Does a linguistic book need a better recommendation?

Phenomenally light columns on language mistakes

A huge plus is the form of this book - columns divided into 9 topics of language slips- real life pips, cultural, historical and nostalgic pips, contemporary, virtual and mobile, culinary, borrowed, linguistic and civic pips - they treat Polish language with lightness and delicacy. Each contains a linguistic curiosity, a stumble, a phrase that becomes the basis for writing a short and always neatly constructed text. Not only the sense of humor never fails the author, but also the flawless sense of tact and professionalism, even when discussing the language of choices or political campaigns. Not to mention the presence of an ear and eye sensitive to the shape of Polish language.

The book is written in an accessible, brilliant way, extremely funny. I assume that everyone will find their favorite language lapsus, mine will remain the name of the branded perfume from The Fake column - with "dangerously - for our market - transformed name: Vesrace" (p. 22). There are plenty of such flavors there, and the reader will put down the book not only with a smile on his face, but also at the same time relaxed after excellent entertainment and concerned about the state of Polish.


My rating: 8/10


Author: Michał Rusinek
Title: Pips on the tongue
Publishing House: Agora
Warszawa 2017
ISBN: 978-83-268-2552-1



poniedziałek, 2 grudnia 2019

Colson Whitehead, Kolej podziemna Czarna krew Ameryki (The Underground Railroad)

Skusiła mnie okładka. Wygląda jak plakat z dawnego amerykańskiego westernu - jest prosta, graficzna, a jednocześnie wysmakowana. Dodatkowo - pozycja ta została uhonorowana nagrodą Pulitzera za rok 2017, ma rekomendację Baracka Obamy i została również wpisana na listę Oprah Winfrey (od czego zresztą Whitehead się odżegnywał). Co prawda historia niewolnictwa w Ameryce Północnej, a w zasadzie jej fragment, niezupełnie mnie interesowała, ale zaczęłam czytać. Uczucia mam mieszane.

Jedno życie, które starczyłoby na kilka powieści


Whitehead zapoznaje nas z historią Cory, a w zasadzie jej rodziny. Matka Cory, Mabel, uciekła pozostawiwszy córkę samą na farmie bawełny w Georgii, i nie udało się nikomu ustalić jej dalszego losu. Porzucona dziewczynka trafia do specjalnego domu dla wyrzutków, Hobu, i z siekierą w ręce broni kawałka poletka pozostawionego przez matkę.
Kiedy dorasta, inny niewolnik, Caesar, proponuje jej ucieczkę. Dziewczyna początkowo jest przeciwna, ale kiedy wyjątkowo okrutny właściciel wyznacza ją jako swoją kolejną nałożnicę (dziewczyna była już wcześniej zgwałcona przez niewolników z farmy, towarzyszy swojej niedoli), przestaje się wahać. Zbiegowie używają systemu kolei podziemnej - faktycznie istniejącej siatki domostw i tras przerzutowych niewolników, którzy mieli trafiać do wolnych stanów lub do Kanady. W książce Whiteheada tytułowa kolej staje się ukrytą pod ziemią siecią torów wraz z obsługującymi ją konduktorami, zwiadowcami, etc. Corze udaje się zbiec do Karoliny Południowej, gdzie wraz z Cezarem znajdują pracę i czują się bezpiecznie. Dziewczyna wie, że jeśli zostanie złapana, spotka ją straszliwy los - podczas ucieczki zabiła w obronie własnej młodego chłopca, ścigana jest więc nie tylko jako cudza własność, ale także jako morderczyni. Towarzysząca jej w ucieczce niewolnica Lovey została schwytana i powieszona na haku, gdzie zmarła okrutną i powolną śmiercią.
Bezpieczeństwo Cory i Cezara w Karolinie Południowej jest jednak względne, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, w tym stanie prowadzone są badania nad sterylizacją niewolników pod pozorem pomagania w kontroli urodzeń. Po drugie, bezwzględny łowca niewolników, Ridgeway, wpada na jej trop. Mężczyzna jest zdeterminowany, by ją schwytać, ponieważ nigdy nie udało mu się znaleźć jej matki, Mabel, której zresztą Cora szczerze nienawidzi za zostawienie jej na pastwę losu. Dziewczynie udaje się zbiec, niestety Cezar nie ma tyle szczęścia.
Cora używa kolei podziemnej i zostaje przewieziona do Północnej Karoliny, gdzie z narażeniem życia pomaga jej zawiadowca stacji, Martin. Ukrywa on Corę na strychu swojego domu przez wiele miesięcy, aż w końcu donosi na niego jego własna pomoc domowa, a Ridgeway dopada Corę. Jednak podczas drogi powrotnej szczęście uśmiecha się do dziewczyny i zostaje wyzwolona przez zbiegłych niewolników i znajduje schronienie w Indianie, na farmie, której właściciel udziela schronienia zbiegłym niewolnikom i zapewnia im godne warunki życia. Sąsiedzi jednak patrzą na rosnącą w siłę populację czarnoskórych z niechęcią i podczas zebrania wspólnoty napadają na nią, palą zabudowania, zabijają właściciela farmy i ponownie zmuszają niewolników do ucieczki. Cora znów wpada w ręce Ridgewaya i zostaje zmuszona, by pokazać mu wejście do kolei podziemnej. Udaje jej się uderzyć go i odepchnąć, co umożliwia jej ucieczkę na drezynie. Wyczerpana, spotyka na swej drodze osadników i czarny mężczyzna zabiera ją na swój wóz.

Wszystkie elementy dobrej książki

Fabuła biegnie wartko, a okrucieństwa spotykające niewolników na farmie opisane są w naturalistyczny, szczegółowy sposób. Dla mnie to główny powód, by po książkę sięgnąć. O potwornym losie niewolników słyszy się nie raz, ale dopiero opowiedziany z pierwszoosobowej perspektywy staje się przejmujący i straszny. 

Uprzedmiotowienie czarnych mieszkańców Ameryki dotyczy każdej sfery życia - na farmach są wykorzystywani jako tania siła robocza do pracy ponad siły, potem - teoretycznie wolni - służą eksperymentom na ludzkim ciele. Po śmierci ich zwłoki są wykopywane i sprzedawane do sekcji. "Po śmierci murzyn stawał się człowiekiem. Dopiero wtedy był równy białemu", pisze Whitehead (s. 175). Nawet Ethel, żona Martina, która niechętnie przyjmuje Corę pod swój dach i pozwala jej się ukrywać w swoim domu, akceptuje ją dopiero wtedy, kiedy może się nią zająć podczas choroby i ewangelizować. "Nareszcie miała własnego dzikusa", padają gorzkie słowa (s. 245).

Niestety, mam wrażenie, że na tym powody, by po książkę sięgnąć, się kończą. Zaskakująco jak na doświadczenie autora, książka wygląda jak napisana po przeczytaniu podręcznika "jak napisać dobrą powieść". Emocjonujący pierwszy rozdział - jest, uciemiężona główna bohaterka - jest, okrutny czarny charakter - nawet dwóch! Mimo odhaczonych wszystkich składowych trzymającej w napięciu powieści czegoś jej jednak brakuje. Nie porywa, wydaje się schematyczna i sztampowa. Mało tego, braki fabularne i słabo uzasadnione wybory bohaterów mocno wpływały na przyjemność z lektury. Tym razem miałam wrażenie, że Pulitzer przyznany został z powodów politycznych, a tak w literaturze nie powinno być. To wrażenie wzmacnia postać głównej bohaterki - gdy wyszła ze swoich opresji, zastanawiałam się, co jeszcze przytrafi się jej w przyszłości. Ścigający ją łowca też jest postacią niespójną - niby ucierpiał jego honor, ale nie spieszy się z odtransportowaniem dziewczyny do właściciela. Szlachetnie również nie pozwala jej zgwałcić swojemu wspólnikowi, mniej przejmując się swoją wieloletnią z nim współpracą i przeżytymi niebezpieczeństwami, niż losem właśnie pojmanej niewolnicy. Dodatkowo pozwala jej uciec - to rozwiązanie było dla mnie trochę Deus es machina. Silny, wielki, groźny mężczyzna z pomagającym mu małym ciemnoskórym chłopcem daje się wymknąć osłabionej i przerażonej dziewczynie. Szkoda, bo potencjał był duży. Dla mnie duże rozczarowanie.


Moja ocena: 5/10

Colson Whitehead, Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2017
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
ISBN: 978-83-6578-101-7

___________________________________________________________________________

I was tempted by the cover. It looks like from an old American western - it is simple, graphic, and at the same time sophisticated. Additionally - the book has won the Pulitzer for 2017, has a recommendation of Barack Obama and has been included on the Oprah Winfrey list (with which Whitehead disagreed). Although the history of slavery in North America, or rather a fragment of it, did not quite interest me, I began to read. I have mixed feelings.

One life as a material enough for several novels

Whitehead introduces us to the story of Cora, or basically of her family. Cora's mother, Mabel, had escaped leaving her daughter alone at a cotton farm in Georgia, and no one could determine her fate. The abandoned girl goes to a special home for outcasts, Hob, and with an ax in her arms defends a piece of a land left by her mother.

As she grows up, another slave, Caesar, asks her to escape together. The girl initially opposes, but when the exceptionally cruel owner appoints her as his next concubine (the girl was already raped by the slaves from the farm, who share her fate), she ceases to hesitate. The fugitives use an underground rail system - the actual existing net of homesteads and slave routes used to sent people to the free states or to Canada. In Whitehead's book, the title railway becomes an actual underground network of hidden tracks, conductors, scouts, etc. Cora manages to escape to South Carolina, where she and Caesar find work and feel safe. The girl knows that if she is caught, she will face a terrible fate - during the escape she had killed a young boy in self-defense, so she is prosecuted not only as someone else's property on the run, but also as a murderess. Accompanying her in the escape, the slave Lovey has been captured and hanged on a hook, dying a cruel and slow death.

However, Cora and Caesar's safety in South Carolina is illusory, for two reasons. Firstly, a research on  the sterilization of slaves disguised as birth control is conducted and promoted in this state. Secondly, the ruthless slave hunter Ridgeway finds her trail. The man is determined to capture her, because he never managed to find her mother, Mabel, whom Cora hates deeply for leaving her alone. The girl manages to escape, unfortunately Caesar is not so lucky.

The girl uses an underground railway again and is taken to North Carolina, where at risk of  his own life is helped by another stationmaster, Martin. He begins to hide Cora in the attic of his house for many months, until finally his own housekeeper reports on him, and Ridgeway catches Cora. However, on the way back, luck strikes again and the girl and is liberated by fugitive slaves and finds refuge in Indiana, on a farm where the owner shelters people like her and provides them with decent living conditions. However, the neighbors look at the growing black population with reluctance and  fear and during the community gathering attack it, burn the buildings, kill the farm owner and force the slaves to flee again. The girl falls into Ridgeway's hands again and is forced to show him the entrance to the underground railway. She manages to strike him and push him away, which allows her to escape on the draisine. Exhausted, he meets settlers on their way and a black man takes her on his cart.

All elements of a good book don't make the book good

The plot runs fast, and the atrocities that happen to slaves on the farm are described in a naturalistic, detailed way. For me it is the main reason to reach for the book. You hear about the monstrous fate of slaves now and then, but only when told from a first-person perspective, it becomes poignant and terrible.

The objectification of black inhabitants of America applies to every sphere of life - on farms they are used as a cheap labor force to work beyond strength, then - theoretically free - they serve for experiments on the human body. After their death, their corpses are dug up and sold to the section. "After death, a black man became a human. Only then was he equal to white," writes Whitehead (p. 175). Even Ethel, Martin's wife, who is reluctant to take Cora under her roof and allows her to hide in her home, accepts her only when she can take care of her during illness and evangelize. "She finally had her own savage", states Whitehead bitterly (p. 245).

Unfortunately, that are the end of the pros. Surprisingly - taking the author's experience - the book looks like it was written after reading the 'how to write a good novel' textbook. The exciting first chapter - tick, the oppressed female character - tick, a cruel villain - let's have even two! Despite the presence of all of the components of a good novel, something is missing. The book seems schematic and clichéd. This time I had the impression that the Pulitzer has been granted for political reasons, which shouldn't happen. This impression strengthens with observing the main character - when Cora came out of her oppressions, I wondered what else would happen to her in the future. The hunter chasing her is also an incoherent character - his honor suffered, but he is in no hurry to transport the girl to the owner. He also does not allow his partner to rape the hated girl, seeming less worried about their long-term cooperation and adventures undergone together than the fate of the slave he had just captured. In addition, he also allows her to escape - this solution was a bit out of the blue to me. A strong, big, menacing man with his little dark-skinned boy helping him let a fragile woman slip away. It is a pity, because the potential of the book was huge.


My rating: 5/10

Author: Colson Whitehead
Title:  The Underground Railway. The Black Blood of America
Publishing House: Albatros
Warsaw 2017
Translated by: Rafał Lisowski
ISBN: 978-83-6578-101-7


czwartek, 28 listopada 2019

Neil Gaiman, Chłopaki Anansiego (Anansi Boys)

Twórczość Neila Gaimana znam dość dobrze. Czytałam i Amerykańskich bogów, i Nigdziebądź, Koralinę, Wilki w ścianach, Odda i śnieżnych gigantów, a teraz wreszcie Chłopaków Anansiego. Wszystkie jego książki były dobre, i chłopaki Anansiego nie zawiedli  tym względzie, ale chyba spodziewałam się czegoś więcej.

Mix gatunków z happy endem

Chłopaki Anansiego łączą w sobie kilka gatunków - to zdecydowanie fantastyka, ale również chandlerowski kryminał noir i lekkie romansidło. Przeszkadzała mi całkowicie przewidywalna fabuła, bo czasami sama ścieżka jej rozwiązania to za mało, by się nią cieszyć.


Gruby Charlie Nancy podczas planowania ślubu z narzeczoną Daisy dzwoni, by zaprosić na to uroczyste wydarzenie swojego ojca, mimo że nie darzy go szczególną sympatią, mówiąc delikatnie. Ojciec często stroił z niego żarty i Charlie przeżył z jego powodu wiele upokorzeń. Ślub jest jednak okazją do pojednania. Syn dzwoni zatem na Florydę, skąd pochodzi, i dowiaduje się, że jego ojciec właśnie zmarł (we właściwym sobie stylu, a więc spadając ze sceny w bujny dekolt siedzącej nieopodal blondynki, i obnażając jej piersi). Charles leci zatem na pogrzeb, gdzie spóźniony wygłasza mowę nie na tej ceremonii co trzeba... Mamy już zatem pojęcie, jakim niezgułą jest początkowo nasz bohater. Od przyjaciółki rodziny dowiaduje się, że ma brata, i jeśli chce, by ten do niego przybył, wystarczy, że poprosi pająka o przekazanie wieści. Podpity Charlie tak właśnie robi, i faktycznie - niedługo potem u jego drzwi staje przystojne alter ego naszego sympatycznego bohatera. Spider, bo tak nazywa się brat, odmieni życie Charlesa, ukradnie i rozdziewiczy mu narzeczoną, zaszantażuje szefa, co spowoduje jednocześnie podwyżkę jak i donos na policję, a kiedy zrozpaczony chłopak będzie chciał się go pozbyć - będzie musiał sięgnąć do pomocy czarnej magii i uroczej policjantki Daisy. Wiadomo, jak się ta historia skończy.

Dobra, choć nieco tandetna, rozrywka

Ciekawe wątki? Początkowo Spider wydaje się być alter ego Charliego, oddzielonym od niego za pomocą magii przez sąsiadkę. To sprytna, cwaniacka wersja Charliego, "bardziej udany brat", który jednak w trakcie trwania historii nie tylko staje się osobnym bytem, ale również traci trochę swojego czaru i polotu na rzecz brata. Ciekawy jest też wątek, kiedy jedno z bóstw, Kobieta-Ptak, pragnąca zemsty za żarty strojone prze ojca chłopców, Anansiego, wyrywa Spiderowi język. Mimo tak poważnego okaleczenia Spider nie traci rezonu i woli walki, a Charliemu udaje się odzyskać jego język, który oddany właścicielowi z powrotem się zakorzenia i pełni swoją funkcję.

Zdecydowanie nie podobało mi się, że poczucie humoru, dość sarkastyczne, przyznam, zasłaniało często braki fabularne. Pięciu różnych bohaterów udaje się niezależnie od siebie na odległe wyspy na Karaibach? Rosie i jej matka płyną tam w rejs, psychopatyczny szef Charliego, Grahame Coats, ma tam willę i mnóstwo pieniędzy na kontach, Callyanne Higgler, sąsiadka Charliego z Florydy, akurat pojechała tam odwiedzić swoją rodzinę, więc Charlie podąża za nią, a Daisy odkrywa miejsce pobytu mordercy Coatsa i podąża za nim... Planujący z wyprzedzeniem morderca zostawia zakrwawioną koszulę na miejscu zbrodni. Kobieta Ptak wycofuje się z umowy i oddaje ród Anansiego z powrotem w ręce jego synów w zasadzie bez dyskusji... Dużo jest braków fabularnych w imię efekciarskich żarcików.

To, co mi zaimponowało, to wymieszanie światów - świata religii, magii i świata rzeczywistego. W zasadzie nawet to, co realne u Gaimana, jest również płynne i podlega ciągłym przemianom, a zmarli mają naprawdę spory wpływ na rzeczywistość. Pojawia się też częsta u autora perspektywa osoby zmarłej (Maeve Livingstone, którą Coats oszukiwał latami, i wreszcie zamordował).

Rozrywka zaiste przednia, bo książkę połyka się raz dwa, ale mam paskudne wrażenie, że niewiele mi po niej zostało i nie będę chciała do niej wrócić. Znacznie cięższy, mroczniejszy kaliber Amerykańskich bogów dużo bardziej mi się podobał.

Moja ocena: 6/10

Neil Gaiman, Chłopaki Anansiego
Wydawnictwo Mag
Warszawa 2006
Tłumaczenie: Paulina Braiter
ISBN: 83-7480-020-8


_______________________________________________________________________________

I know the work of Neil Gaiman quite well. I've read American Gods, Neverwhere, Coraline, The Wolves in the Walls, Odd and the Frost Giants, and now finally Anansi Boys. All his books were good, and Anansi Boys didn't spoil the image, which was to be expected.

A mix of genres with a happy ending

Anansi Boys combines several genres - it's definitely a fantasy book, but at the same time a Chandleresque noir detective story and a light romance. And yet, the predictable storyline disturbed me considerably, as sometimes the path of the plot alone is not enough to enjoy the whole thing.

Fat Charlie Nancy, when planning his wedding with fiancée Daisy, calls to invite his father to this solemn event, despite the fact that he does not like him particularly, to put it mildly. His father has often made fun of him and Charlie experienced many humiliations because of him. However, the wedding is an opportunity for reconciliation. The son calls Florida, where he comes from, and finds out that his father has just died (in his own style, so falling off the stage into the lush cleavage of a blonde sitting nearby and exposing her breasts). Charles is therefore going to a funeral (instead of a wedding), where he gives a speech at the wrong funeral. So we already have an idea how clumsy is our hero at first. Then he learns from a friend of the family that he has a brother, and if he wants to meet him, all he has to do is ask the spider to tell the news. Tipsy Charlie does just that, and in fact - soon at his door stands a handsome alter ego of himself. Spider, as this is the name of the brother, will change Charles's life, steal and deflower his fiancée, blackmail the boss, which will both cause a raise and a denunciation to the police, and when desperate Charlie will try to get rid of him - he will have to resort to black magic and a charming policewoman Daisy. We all know how this story ends.

Good, but at times trashy entertainment

Interesting threads? Initially, Spider seems to be Charlie's alter ego, separated from him by magic by a neighbor. This is a cleverer, more cunning version of Charlie, 'a more successful brother', who during the course of the plot not only becomes a separate entity, but also loses some of his charm and glow to his brother. Also the Shakespearian motif ot a tongue pulled out from the mouth draws attention - when one of the gods, the Bird Woman, who craves for a revenge for pranks played on her by the boys' father, Anansi, pulls Spider's tongue out. Despite such a serious mutilation, Spider does not lose his resonance and the will to fight, and Charlie manages to regain his tongue, which, returned to the owner, takes root and performs his function again.

I definitely did not like the fact that the sense of humor, quite sarcastic, I admit, often covered the shortcomings of the plot. Five different heroes go independently to remote islands in the Caribbean? Rosie and her mother go on a cruise there, Charlie's psychopathic boss, Grahame Coats, he has a villa and lots of money on his accounts there, Callyanne Higgler, Charlie's neighbor from Florida, just went to visit her family there, so Charlie follows her, and Daisy discovers a place of Coats the murderer hiding and follows him ... The killer planning ahead leaves a bloody shirt at the crime scene. The Woman Bird withdraws from the contract and gives Anansi back to his sons with almost no argument... There are a lot of shortcomings for the sake of flashy jokes.

What impressed me was the mixing of worlds - the world of religion, magic and the real one. In fact, even what is supposed to be real in Gaiman's prose is often vague and subject to constant change, and the dead have a considerable impact on so called reality. Also the narrative perspective of the dead person is a literary trace characteristic for Gaiman's prose (e.g. the one of Maeve Livingstone whom Coats cheated for years and finally murdered).

The entertainment provided by Gaiman is really light, because the book is swallowed in one reading, but I have a nasty feeling that I won't remember much of it and I won't ever come back to it. I liked the heavier, darker tone of American Gods much more.



My rating: 6/10



Author: Neil Gaiman
Title: Anansi Boys
Publishing House: Mag
Warsaw 2006
Translated by: Paulina Braiter
ISBN: 83-7480-020-8

Tove Jansson, Uczciwa oszustka (Den ärliga bedragaren)

Wydana w 2018 roku przez wydawnictwo Nasza Księgarnia książka Uczciwa oszustka Tove Jansson kusi nie tylko nazwiskiem autorki, ale również piękną, utrzymaną w chłodnej tonacji okładką. Jako że serię o Muminkach darzę ogromnym sentymentem z dzieciństwa, z wielką ciekawością sięgnęłam po pozycję spoza słynnego cyklu, przeznaczoną bardziej do dorosłych niż do dzieci czy młodzieży.

Czy oszustka może być uczciwa?


Katri Kling mieszka ze swoim bratem Matsem w niewielkim miasteczku Västerby, w malutkim mieszkanku nad sklepem. Towarzyszy im bezimienny owczarek niemiecki, pies Katri. Dziewczyna, delikatnie mówiąc, za towarzystwem nie przepada, jednak jest ceniona wśród lokalnej społeczności za swoje umiejętności matematyczne i księgowe oraz zdroworozsądkowe podejście do każdej sytuacji. Tylko dzieci z miasteczka, widząc ją, wołają za nią "czarownica", czym Katri nieszczególnie się przejmuje. Jej brat dla odmiany postrzegany jest jako lekko opóźniony w rozwoju, ale jego znajomość szkutnictwa imponuje. Losy rodziców są nieznane. Katri odrzuca mało wyrafinowane awanse zatrudniającego ją sklepikarza i zaczyna rozglądać się za nową pracą i nowym lokum. Jej uwagę szybko przyciąga starsza kobieta, ilustratorka powieści dla dzieci, Anna Aemenlin. Kobieta jest zamożna i zaczyna potrzebować pomocy w prowadzeniu domu, nie wspominając już o porządku w dokumentach. Między kobietami zawiązuje się subtelna więź, i wkrótce Katri wraz z bratem wprowadza się do domu Anny, wnosząc w niego na powrót życie. Pracowita dziewczyna porządkuje finanse swojej gospodyni, potem jej dom, a potem pragnie uporządkować życie i myśli. Napotyka jednak opór i sprawy zaczynają się toczyć nie po jej myśli. Relacja kobiet zaczyna przypominać pojedynek, który wygra jedna z nich, a druga go chyba nigdy do końca nie pojmie.

Ani słowa za dużo

Książka Jansson zbudowana jest w bardzo oszczędny sposób. Zdania są krótkie, surowe. Nawet przeglądając książkę do recenzji czułam surowy klimat zimnej północy i czynności ludzi ograniczone do niezbędnego minimum na mrozie. Jednocześnie książka jest w cudowny sposób niedookreślona, otwarta, wymykająca się łatwym interpretacjom. 

Katri Kling ma żółte oczy, zupełnie jak wilk. Jest samotnikiem, dbającym jednak o potrzeby swoich "młodych" - w tym przypadku swojego młodszego brata. Kiedy znajduje sobie ofiarę - Annę (która - nomen omen - maluje na swoich wspaniałych akwarelach runa leśnego bezbronne króliki), osacza ją i stara się na swój sposób obezwładnić. Katri zależy na spokojnym lokum i bezpieczeństwie finansowym, dlatego opierając się na swoim autorytecie odbiera Annie zaufanie do innych, i kieruje je tylko i wyłącznie na siebie. Nie zwraca jednak uwagi, że ten "królik" też ma na nią wpływ, i zaczyna oswajać dziewczynę w ten sam sposób, w jaki oswaja jej psa. Starsza kobieta stara się wpuścić w zaschnięty i surowy świat młodej dziewczyny odrobinę radości i zaburzającej porządek zabawy. Ten element wymykający się wszelkiej logice zaburza idealny plan Katri. Obie kobiety wychodzą z tej relacji zmienione - Anna przestaje dodawać króliki do swoich rysunków, a Katri - cóż, niech metaforą jej losu będzie jej zdziczały pies.

Bardzo podoba mi się też fakt, że książka stanowi wiwisekcję zaledwie małego fragmentu życia obu kobiet. Ich losy są tylko zarysowane, wszystkie zbędne szczegóły są usunięte, a w centrum książki jest ich zmieniająca się relacja. Zakończenie jest otwarte, niedookreślone, losy Matsa i Katrin - nieznane. To właśnie w tej książce jest wspaniałe - pozostawia ona czytelnikowi dużo miejsca mimo precyzji języka. Z pewnością będę chciała sięgnąć do tej książki po raz kolejny.


Moja ocena: 9/10

Tove Jansson, Uczciwa oszustka
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2018
Tłumaczenie: Halina Thylwe
ISBN: 978-83-13225-3

_____________________________________________________________________________

Published in 2018 by the Publishing House Nasz Księgarnia, the book The True Deceiver by Tove Jansson tempts not only with the author's name, but also with beautiful cool-toned cover. Since I have a great sentiment to the Moomin series from my childhood, I reached for a position outside the famous series with a great curiosity to discover that it has been intended more for adult readers rather than for children or teenagers.

Can a deceiver be honest?

Katri Kling lives with her brother Mats in the small town of Västerby, in a tiny apartment above the store. The siblings are accompanied by a nameless German Shepherd of Katri. The girl, to put it mildly, does not like human company, but is valued among the local community for her mathematical and accounting skills and common sense approach to every situation. Only children from the town, seeing her, call for her "a witch", which doesn't really bother her. For a change, her brother is perceived as slightly retarded, but his knowledge of boatbuilding is impressive. The fate of parents is unknown. Katri rejects the straightforward courtship of her landlord and at the same time shop owner and starts looking for a new job and a new home. Her attention is quickly attracted by an elderly lady, an illustrator of children's novels, Anna Aemenlin. The woman is wealthy and begins to need help in running her home, not to mention the order in the documents. A subtle bond is formed between the women, and soon Katri and her brother move into Anna's house, bringing back life to the old mansion. Hardworking girl organizes the finances of her hostess, then her house, and then wants to organize her life and thoughts. However, she encounters unexpected and subtle resistance and things are start to go wrong. The relationship of women begins to resemble a duel that one of them wins and the other will probably never comprehend.

Not a word too much

Jansson does not use too many words in her prose. The sentences are short and harsh. Even when flipping through the book for review, I felt the harsh climate of the cold north and people's activities limited to the bare minimum in the cold. At the same time, the book is wonderfully vague, open, defying easy interpretations.

Katri Kling has yellow eyes, just like a wolf. She is a loner, but she cares about the needs of her 'cubs' - in this case her younger brother. When she finds a victim - Anna (who - nomen omen - paints defenseless rabbits on her magnificent watercolors), she wraps her and tries to overpower her. Katri cares for a quiet place and financial security, so by relying on her authority deprives Anna of trust in others, and directs it only towards herself. She does notice, however, that this 'rabbit' also affects her, and begins to tame the girl in the same way in which it tames her dog. An older woman tries to let into the dry and harsh world of the young girl a bit of joy and thus disturbs Katri's ordeal. This element of fun, escaping all logic, destroys Katri's ideal plan. Both women are altered by this relationship - Anna stops adding rabbits to her drawings, and Katri - well, let her feral dog be the metaphor of her fate.

I also really like the fact that the book is a vivisection of just a small fragment of the lives of both women. Their fate is only outlined, all unnecessary details are removed, and in the center of the book is their changing relationship. The ending is open, unspecified, the fate of Mats and Katrin - unknown. This book is wonderful - it leaves the reader a lot of space despite the precision of the language. I will definitely come back to it again.



My rating: 9/10


Author: Tove Jansson
Title: The True Deceiver
Publishing House: Nasza Księgarnia
Warsaw 2018
Translation: Halina Thylwe
ISBN: 978-83-13225-3

wtorek, 26 listopada 2019

Katarzyna Kędzierska, Chcieć mniej Minimalizm w praktyce

Z jednej strony lubię, a z drugiej nie lubię czytać książek o minimalizmie. Lubię, bo motywują mnie do działania i podsuwają wiele ciekawych pomysłów i refleksji, a nie lubię, bo widzę, ile mi jeszcze do ideału brakuje. Przy czym ideałem nie jest 100 przedmiotów, ale wolne miejsce w mieszkaniu i porządek, poczucie panowania nad przestrzenią. Poszukiwanie pomocy w książkach uważam zatem za rozpoczęte, a mimo to po książki typu Chcieć mniej Minimalizm w praktyce Katarzyny Kędzierskiej sięgam z dużym sceptycyzmem. Boję się miałkiej treści i zawartych w nich oczywistości. Na szczęście ostatnio często jestem przyjemnie zaskoczona, także tym razem. Książka została wydana przez wydawnictwo Znak w serii litera nova, ma estetyczną, prostą okładkę i jest po prostu ładna. Czyta się ją naprawdę szybko, a niektóre przemyślenia (samą mnie zaskoczyło, które) pozostają z czytelnikiem na długo.


Rzeczy, które nas otaczają, mają na nas ogromny wpływ, dużo większy, niż kiedykolwiek bylibyśmy w stanie przyznać. s. 153

Autorka zwraca uwagę, że posiadane przedmioty są tylko atrybutami, które służą nam do wypracowania sobie pozycji, do rozwoju osobistego, do prowadzenia życia. Są narzędziami, a nie celem w samym sobie, o czym często zapominamy. Dodatkowo, łatwiej (dużo łatwiej!) przedmiot kupić, niż się go potem w rozsądny sposób pozbyć. Wymaga to wysiłku (oczywiście jeśli nie chcemy zaśmiecać środowiska i zapewnić sobie choć częściowy zwrot wydanych na niego pieniędzy), a jednocześnie mamy tendencję do nadawania przedmiotom wyższej wartości rzeczowej, niż faktycznie mają, ze względu na ładunek emocjonalny, który niosą. „Dany przedmiot sprzedasz za tyle, za ile ktoś będzie skłonny za niego zapłacić”, s. 53. Zwykłe przedmioty użytkowe, tak jak auta, tracą połowę swojej wartości przy zakupie.

Rzeczy, które nas otaczają, mają na nas ogromny wpływ, dużo większy, niż kiedykolwiek bylibyśmy w stanie przyznać. s. 153

Plusów minimalizmu nie trzeba wymieniać – czy to w kontekście ochrony środowiska (uwalnianie zasobów i niemarnowanie ich, recycling), czy materialnym (oszczędność przy zastanowieniu się, czy dana rzecz jest nam naprawdę potrzebna, odzyskiwanie części poniesionych kosztów przy dalszej sprzedaży rzeczy), społecznym (więcej czasu dla bliskich, na kontakty towarzyskie, a nie na „opiekowanie się” przedmiotami – czyszczenie ich, przestawianie, magazynowanie), estetycznym (łatwiejsze utrzymywanie porządku w domu), aż w końcu czasowym (począwszy od sprzątania, poprzez konieczność ciągłych wyborów, czego akurat używać, aż po czas spędzony na poszukiwaniu i zakupie danej rzeczy). W wersji makabrycznej przy mniejszej ilości przedmiotów osoby porządkujące nasze przedmioty po naszej śmierci na pewno również będą odczuwały wdzięczność za mniej pracy. Pozbycie się rzeczy sprawia, że nie trzeba się już nimi więcej zajmować, pisze autorka.

Wnioski? Wystarczająco dobra

Nie są rewolucyjne. Dla mnie to większe skupienie na byciu tu i teraz, cieszenie się chwilą, uwalnianie zasobów poznawczych na nowe doświadczenia. Rzeczom trzeba pozwolić spełnić swoją funkcję i ruszać dalej, uwalniać je, by przydawały się innym. Osobiście mam wrażenie, że przedmioty, które mnie otaczają, coraz mniej pomagają mi w funkcjonowaniu, a coraz bardziej osaczają i zabierają za dużo mojego czasu i uwagi. Zdecydowany problem mam z książkami, i choć nie ocieram się jeszcze o syllogomanię (patologiczne zbieractwo), to chyba zdecydowanie podążam w tym kierunku. Natomiast konkretnych porad trochę mi zabrakło. Jak rozstać się z przedmiotami, których mamy za dużo, ale które uważamy za ważne (i świadczące o naszym statusie)? Jaki system przy porządkowaniu przyjąć? Jak się do tego zabrać? Zdecydowanie na plus dla autorki, że nie skupia się tylko na materialnych przedmiotach, ale również na zaśmiecaniu swojego czasu:„Mówiąc komuś lub czemuś „tak”, zawsze mówisz też „nie”, niestety, najczęściej sobie.” (s. 85). Kędzierska apeluje o szacunek do samego siebie i zwraca też uwagę na dawanie sobie większej wolności. „Zamiast nieustannie być najlepszą, wybrałam bycie wystarczająco dobrą”, pisze (s. 81). Taka niewielka zmiana może zrewolucjonizować życie. Ja sama nad tym pracuję – by umieć odpuszczać i nie przejmować się tak strasznie.
Na pewno dużą wartość stanowią wskazówki do dalszej lektury, zawarte na końcu pozycji, np. odniesienie do książki Billa Hybelsa Prostota. Jak nie komplikować sobie życia z wydawnictwa Esprit, czy do bloga Leo Babuty: www.zenhabits.net.


Moja ocena: 6.5/10


Katarzyna Kędzierska, Chcieć mniej Minimalizm w praktyce
Wydawnictwo Znak
Kraków 2016
ISBN: 978-83-240-3652-3

_________________________________________________________________________________

On the one hand, I like reading books on minimalism, and on the other I don't. I like it because they motivate me to act and give me many interesting ideas and conceptions, and I don't like it because I can see how much I still have to do to become perfect. And by perfect I don't mean possessing 100 objects, but free space and order in the apartment, a sense of control over space. My quest for finding book advisers I announce to be open, and yet I took Katarzyna Kędzierska's To want less Minimalism in  practice with deep skepticism. What scares me off is the possibility of mediocre content and truisms. Fortunately, I have been pleasantly surprised. The book has been published by the Znak Publishing House in the litera nova series, has an aesthetic, well-designed cover and is simply pretty. It reads really fast, and some insights remain with the reader for a long time.

The things that surround us have a tremendous impact on us, far bigger than we could ever admit. (p. 153)

The author points out that the items owned by us are only attributes that we use to develop professionally, personally, to lead a life. They are tools, not an aim in themselves, which we often forget. In addition, those tools are easier to buy than to dispose of wisely (and responsibly). This requires effort (of course, if we do not want to litter the environment and ensure at least a partial return of the money spent), and at the same time we tend to give objects higher material value than they actually have, due to the emotional charge that they carry. "You will sell an item for as much as someone would be willing to pay for it," reflects the author (p. 53). Normal goods, alike cars, lose half of their value when they are bought.

The things that surround us have a tremendous impact on us, far more than we could ever admit. (p. 153)

The pros of minimalism seemed quite obvious - whether in the context of environmental protection (releasing resources and not wasting them, recycling), or material (saving money after reflecting on the purchase, recovering some of the costs incurred while selling things), social ( more time for loved ones, for social life, and saved on not "looking after" items - cleaning them, moving , storing, etc.), aesthetic (keeping order at home easily), and finally time (starting from cleaning, through the need for constant choices, which item to use, right up to the time spent searching for and buying a given item). In the somber version, with fewer possessions those who organize our goods after our death will certainly feel gratitude for less work. Getting rid of things means that you don't have to deal with them anymore, writes the author.

Conclusions? Good enough

They are not revolutionary. For me it's a greater focus on being here and now, enjoying the moment, releasing cognitive resources for new experiences. Things must be allowed to fulfill their function and move on, freeing them so that they can be useful to others. Personally, I have the impression that the objects that surround me help me less and less, and become oppressive by taking away too much of my time and attention. I have a definite problem with books, and although I am not a case of syllogomania (pathological collecting), I am definitely heading in that direction. However, the book lacked specific advice. How do we part with objects that we have in abundance but which we consider important (and portraying our status)? Which system should I use when ordering? How to do it? Definitely a plus for the author for not focusing only on material objects, but also on littering of our time: "When you say 'yes' to someone or something, you always also say 'no', most often to yourself, unfortunately (p. 85). Kędzierska calls for self-respect and also draws attention to giving yourself greater freedom. "Instead of constantly being the best, I chose to be good enough," she writes (p. 81). Such a small change can revolutionize life. I work on it myself - to be able to let go and not worry so much.
Certainly the great value are the tips for further reading, included at the end of the book, e.g. reference to the publication by Bill Hybels Simplicity. How not to complicate your life by the Esprit Publishing House or the Leo Babuta blog: www.zenhabits.net.



My rating: 6/10



Author: Katarzyna Kędzierska
Title: To want less. Minimalism in practice
Publishing House: Znak
Krakow 2016
ISBN: 978-83-240-3652-3

niedziela, 24 listopada 2019

Jørn Lier Horst, Gdy mrok zapada (Når det mørkner)

Wystarczy jeden długi wieczór i kawałek nocy, by połknąć kryminał Horsta prawie na jedno posiedzenie. Jest w nim wszystko, co w norweskim kryminale najlepsze - zmęczony policjant, odludne tajemnicze miejsce, tajemnica z przeszłości i sypiący gęsto śnieg. Na trwające właśnie zbyt długie wieczory - pozycja jak znalazł. 

Norweski kryminał w najlepszym wydaniu

Ciężko mi będzie spamiętać, co w książce Horsta podobało mi się najbardziej. Mamy tu do czynienia z doświadczonym śledczym Williamem Wistingiem, który wspomina początki swojej kariery w policji. Jest śledztwo powiązane z napadem na bank, jest próba ujęcia złodzieja samochodów, ale jest również przypadkowa sprawa starego auta ukrytego w stodole, które ma na karoserii ślady kul wskazujące, że kierowca zginął na miejscu. W domu kwilą niedawno urodzone bliźnięta, a żona ambitnego i niedosypiającego gliny, Ingrid, wykazuje się nie tylko anielską cierpliwością, ale również ogromnym zrozumieniem dla wymagającej pracy swojego męża. Wszystkie wątki toczą się jednocześnie, co oddaje specyfikę pracy w policji. Są nocne dyżury, wyjazdy do wypadków, wieczne zmęczenie i mozół pracy. 

"W pracy policjanta człowiek wciąż stykał się z tym, co negatywne, chore, destrukcyjne, odbiegające od normy. Ale Wisting pod wieloma względami czuł się w tym mroku dobrze." s. 28

Horst potrafi pisać o tym jasno i klarownie, jednocześnie budując nastrój i podążając wraz z czytelnikami za rozwijającym się tropem śledztwa. Jego głęboka znajomość tematu i realizm opisów wynika z jego policyjnego doświadczenia (do 2013 roku był szefem wydziału śledczego okręgu policji w Vestfold) oraz ukończonym studiom z psychologii i kryminologii. Nie ma przekombinowania fabuły, nie ma niepotrzebnych dłużyzn - akcja toczy się wartko, a jednocześnie oddany jest mozół śledztwa, wielość godzin spęczonych na poszukiwaniach śladów i zniechęcająca biurokracja. Nic dodać, nic ująć. Poszukiwanie kolejnych tomów rozpoczęte!

Moja ocena: 8/10


Jørn Lier Horst, Gdy zapada mrok
Wydawnictwo Smak słowa
Sopot 2016
Tłumaczenie: Karolina Drozdowska
ISBN: 978-83-64846-92-2

____________________________________________________________________________


One long evening and a part of the night are enough to swallow Horst's crime story in one sitting. It has all ingredients that turn it into one of best Norwegian crime stories - a tired policeman, a secluded secret place, a mystery from the past and heavy snow. A perfect match for the long winter evenings! Or just one evening... 

Norwegian detective story at its best

It will be hard for me to point down what I liked most about Horst's book. We follow an experienced investigator William Wisting remembering the beginning of his career in the police force. There is an ongoing investigation related to a bank robbery, as well as an attempt to capture a car thief, but most importantly there is also a random case of an old car hidden in a barn, bering traces of bullets on the body indicating that the driver was killed on the spot. At home, newly born twins await their father, as well as angelically patient wife Ingrid, who shows great understanding of her husband's demanding occupation. All threads run simultaneously, which reflects the specifics of working in the police. There are night shifts, calls to various accidents, eternal fatigue and hard work.

"In the work of a policeman, man was still in contact with what was negative, sick, destructive, abnormal. But Wisting in many ways felt good in this darkness." p. 28

Horst is able to write concisely and clearly about this, at the same time building the mood and following the development of the investigation with his readers. His deep knowledge of the subject and the realism of the descriptions is due to his police experience (until 2013 he was the head of the investigating department of the Vestfold police district) and completed psychology and criminology studies. There is no recombination of the plot, no unnecessary verbosity - the action takes place rapidly, and at the same time is devoted to the hassle of the investigation, the number of hours spent on searching for traces and discouraging bureaucracy. Nothing more, nothing less. The search for other William Wisting volumes has started!

My rating: 8/10

Author: Jørn Lier Horst
Title: When It Grows Dark
Publishing House: Smak słowa
Sopot, 2016
Translated by:
ISBN: 978-83-64846-92-2