Kiedyś w górskich dolinach żyły pstrągi źródlane
Lubię czytać
książki niespodzianki, pozycje, które mnie zaskakują, zastają nieprzygotowaną
na ich treść. Droga McCarthy’ego była właśnie takim zaskoczeniem.
Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, czy będą tu jakieś nawiązania
do Kerouaca i jego słynnej powieści? Dlatego zupełnie nie byłam gotowa na to,
co czekało w środku.
Od tego zimna pękały kamienie
McCarthy
przedstawia świat po zagładzie, zniszczony jakąś apokaliptyczną katastofą – nie
ma zwierząt, ptaków, ryb, niebo zasnute jest chmurą toksycznego dymu, szare,
wyprane z kolorów. Z miast i osad ludzkich zostały już tylko ruiny, wszędzie
stoją niesprawne wraki samochodów, asfalt potopił się lub spękał. Ludzie,
którzy się ostali, przypominają karaluchy i lepiej ich na swojej drodze nie
spotykać. W większości bowiem to nie ludzie, a potwory – wykorzystujący
słabszych, zmuszający ich do pracy, zniewalający innych czy w końcu...
zjadający się nawzajem. W tym zniszczonym świecie pada popiół i śnieg na
przemian, jest zimno, brakuje znanych nam, żywych kolorów. Na każdym kroku
można znaleźć ludzkie zwłoki w różnych stopniach rozkładu, i trzeba przyznać,
że autor opisuje je z obrzydliwą dokładnością. Od pierwszej strony czytelnik
poznaje starannie zarysowany, zniszczony świat, a książka swoją immersyjnością
przypomina grę komputerową – może trochę Dying Light albo swoim klimatem Death
Stranding. Świat przedstawiony jest niesamowicie wiarygodnie, a czytelnik wraz
z bohaterami szuka puszek z jedzeniem, resztek wody, czegoś, co pozwoliłoby
przeżyć.
A my cały czas jesteśmy dobrymi ludźmi?
Przez ten
opustoszały, nieludzki świat wędruje ojciec z synem. Zmierzają na południe, w stronę Zatoki Meksykańskiej, gdzie mają nadzieję, że będzie cieplej i uda im się przeżyć kolejny
rok. Muszą uciekać przed postępującym zimnem i głodem, choć nie mają pewności,
że cel ich wędrówki spełni jakiekolwiek oczekiwania. Kilkukrotnie spotykają na
swojej drodze „złych ludzi”, kanibali, a ojciec zabija mężczyznę, który rzucił
się na jego syna. Raz trafiają do piwnicy, gdzie ludzie są trzymani jako żywe
mięso i zjadani po kawałku. W takich warunkach ojciec cały czas zastanawia się,
„czy będzie go na to stać? Gdy nadejdzie czas. (...) A jeżeli nie
wystrzeli?(...) Czy stać cię na to, zeby roztrzaskać tę ukochaną głowę
kamieniem?” (s. 108). Cierpią z synem nieustanny głód i naprawdę rzadko mają
okazję najeść się do syta. Żyją na resztkach i niejednokrotnie ocierają się o
śmierć.
„Wyszedł na szary
dzień, stanął i przez ułamek sekundy zobaczył absolutna prawdę o świecie. Zimne
nieprzejednanie krążące po ziemi pozbawionej jutra. Nieubłagana ciemność.
Spuszczone ze smyczy ślepe psy słońca. Miażdżąca czarna pustka wszechświata. I
gdzieś tam dwa zaszczute zwierzątka dygoczące jak lisy w kryjówce. Czas dany na
kredyt i świat na kredyt, i oczy na kredyt, by go nimi opłakiwać.” (S. 123)
Niesiemy ogień
Chłopiec jest
naprawdę niesamowitą istotą. Z potrzeby serca chce pomagać napotkanym,
dotkniętym przez los ludziom (mężczyzna trafiony przez piorun, chłopczyk w jego
wieku, śmierdzący wychudły dziad) czy zwierzętom (zabrania ojcu zabić psa).
Cały czas widzi w świecie możliwości i okazje do czynienia dobra, chociaż
podzielenie się własnym posiłkiem oznacza dla niego późniejszy głód. Chłopiec
potrafi wyrażać wdzięczność i cały czas usiłuje trzymać się mocno wyznaczonych
zasad moralnych, upewniając się, czy jego postępowanie jest dobre. Jakby był
jedyną czystą istotą w tym zdeprawowanym świecie.
Książka jest też o
miłości ojca do syna, o próbie przekazania mu miłości do życia, poszukiwaniu
jego zaginionego piękna. Podtrzymywaniu nadziei nawet w obliczu apokalipsy. Jak
na McCarthy’ego to całkiem pozytywne przesłanie, przekazane w jego surowym,
biblijnym stylu. Może to też swoistego rodzaju apel, by doceniać świat, który
zas otacza, zanim przepadnie?
Dla mnie książka
jest naprawdę znakomita, z niesamowitymi, dokładnymi opisami. Bałam się w tym
samym czasie, co chłopiec wzywający swojego tatusia i przeczuwający
niebezpieczeństwo. Całą atmosferę książki zepsuło mi jednak samo zakończenie,
które jest trochę mało wiarygodnie deus ex machina. Dlatego nie dam
książce maksimum punktów.
Moja ocena: 8/10
Cormac McCarthy, Droga
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
Tłumaczenie: Robert Sudół
Liczba stron: 268
ISBN: 978-83-08-04839-9
Once there were brook trout in the streams in the mountains
I like reading surprise books, items that find me unprepared for their content. McCarthy's The Road was just such a surprise. I didn't know what to expect, will there be any references to Kerouac and his famous novel? Therefore I was completely unprepared for what was waiting inside.
Stones cracked from this cold
McCarthy presents a God-forsaken world, destroyed by some apocalyptic catastrophe - there are no animals, birds, fish, the sky is covered with a cloud of toxic smoke, gray, washed out of color. From the cities and human settlements there are only ruins left, there are broken car wrecks everywhere, the asphalt has been flooded or cracked. People who linger look like cockroaches and it's better not to meet them on your way. For the most part, they are not people, but monsters - taking advantage of the weaker ones, forcing them to work, enslaving others or finally ... eating each other. In this ravaged world, alternately ash or snow fall, it is cold, and there is a lack of the vivid colors we know. At every step you can find human corpses in varying degrees of decomposition, and it must be admitted that the author describes them with disgusting accuracy. From the first page, the reader gets to know a carefully drawn, destroyed world, and the book resembles a computer game with its immersion - maybe a bit of Dying Light or the atmosphere of Death Stranding. The world is presented incredibly reliably, and the reader and the characters look together for cans of food, leftover water, something to survive on.
We are the good guys?
Father and son wander through this deserted, inhuman world. They head south to the Gulf Coast, where they hope it will be warmer and they will be able to survive another year. They had to run away from the progressive cold and hunger, although they are not sure that their destination will meet any expectations. Several times they meet "bad people", cannibals, and the father kills the man who pounced on his son. Once they step into a basement where people are kept as live meat and eaten piece by piece. In such conditions, the father constantly wonders “will he be able to afford it? When the time is right. (...) And if it does not fire? (...) Can you afford to smash this beloved head with a stone? " (p. 108). They suffer from constant hunger and rarely have the opportunity to eat properly. They live on the scraps and often brush against death.
He walked out in the gray light and stood and he saw for a brief moment the absolute truth of the world. The cold relentless circling of the intestate world. Darkness implacable. The blind dogs of the sun in their running. The crushing black vacuum of the universe. And somewhere two hunted animals trembling like ground-foxes in their cover. Borrowed time and borrowed world and borrowed eyes with which to sorrow it. (p. 123)
We’re carrying the fire
The boy is a truly amazing creature. Out of the need of his heart, she wants to help people he meets, stroke by fate (a man hit by a lightning bolt, a boy his age, a smelly, emaciated beggar) or animals (forbidding his father to kill a dog). He constantly sees opportunities in the world to do good, although sharing his own meal means hunger for him later on. The boy is able to express gratitude and constantly tries to stick to firm morals, making sure that his actions are right. As if he was the only pure being in this depraved world.
The book is also about a father's love for his son, about an attempt to pass on his love for life to him, and a search for its lost beauty. Keeping hope even in the face of an apocalypse. For McCarthy it's quite a positive message, delivered in his strict, biblical style. Maybe it is also a kind of appeal to appreciate the world that surrounds it before it disappears?
For me, the book is really brilliant, with amazing, accurate descriptions. I was scared at the same time as the boy calling for his daddy and feeling the danger. However, the whole atmosphere of the book was spoiled for me by the very ending, which is a bit unreliable deus ex machina solution. Therefore, I will not give the book maximum points. Definitely worth reading, though!
My rating: 8/10
Title: The Road
Publishing House: Wydawnictwo Literackie, Krakow 2014
Translation: Robert Sudół
Number of pages: 268
ISBN: 978-83-08-04839-9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz