Paciorek, Sushi i spać!
Tokio - 20 kwietnia, sobota
![]() |
W drogę! |
Dwa, zaopatrzyliśmy się w kartę
Suica, bo można ją później zwrócić i odzyskać 500 jenów kaucji. Karta Suica umożliwia
przejazdy metrem, można też kupować nią napoje w automatach i jedzenie w
niektórych lokalach. Doładowaliśmy sobie kartę za 500 jenów, bo mieliśmy mało
gotówki. Okoliczne bankomaty (jak większość w Japonii) pobiera opłatę
110 jenów od wypłaty 10000 jenów (a więc po obecnym przeliczniku 2.50 od 250
zł, i wielokrotność tego w zależności od wybieranej sumy).
![]() |
Tokio Sky Tree |
Następnie zarezerwowaliśmy sobie
miejsca w pociągu i pojechaliśmy na dworzec centralny w Tokyo, a stamtąd
przedostaliśmy się komunikacją miejską na nasz nocleg w dzielnicy Asakusa.
Był to chyba pierwszy i ostatni pokój z widokiem podczas naszego całego pobytu.
Pokoje hotelowe są malutkie – ledwo mieści się w nich łóżko, a plecaki trzeba
upychać po kątach. Walcząc z jetlagiem poszliśmy się jeszcze przejść w
okolicach Tokio Sky Tree i zapoznać z pobliskimi sklepikami, by potem paść
nieprzytomnie.
Tokio, 21 kwietnia, niedzielaŚwiątynia Senso-ji
Ruszamy w miasto! Na pierwszy
ogień poszła oddalona 10 minut od naszego hotelu świątynia Senso-ji,
związana z legendą o figurze bóstwa Kannona, wyłowionej z rzeki przez dwóch
braci rybaków. Świątynia powstała, by umieścić w niej figurkę i stała się
ważnym centrum religijnym. Główne wejście prowadzi przez Bramę Pioruna,
Hozo-mon, z dwoma strażnikami. Z tyłu wiszą dwa ogromne sandały, mające
symbolizować potęgę Buddy.
Za bramą po lewej stronie stoi pięciopiętrowa
pagoda, rekonstrukcja z 1973 roku odnowiona w 2017 roku, najwyższa tego
typu budowla w Japonii.
![]() |
Omkuji |
W głównym holu, Hondo, znajduje się malutki wizerunek Kannona. W świątyni, jak i dookoła niej, jest wiele stanowisk z omikuji, przepowiednią. Wrzuca się 100 jenów, potrząsa wielkim metalowym pojemnikiem, z którego wychodzi pałeczka z numerem. Otwiera się szufladę z tym samym numerem i odczytuje swoją przepowiednię. Fajna zabawa!
Po prawej stronie świątyni (jeśli
wchodziło się przez główną bramę) znajduje się Asakusa-jinja, świątynia
poświęcona braciom rybakom, którzy znaleźli figurkę. Budynek pochodzi z 1649
roku i stanowi przykład wczesnej architektury Edo.
Tokio - > Hakodate, 22
kwietnia, poniedziałek
![]() |
Goryokaku Park |
góry Hakodate z punktem obserwacyjnym, na który wyjeżdżała kolejka. To był drugi strzał w dziesiątkę - zajechaliśmy na górę akurat na zachód słońca, ale zaskoczyły nas tłumy ludzi i przenikliwy chłód. Obie rozrywki bardzo na plus! Na minus, że zapomnieliśmy o jedzeniu i dopiero ciepły ramen wieczorem nasycił nasze głodne żołądki.
Hakodate - > Hirosaki -
> Aomori, 23 kwietnia, wtorek
![]() |
Hirosaki |
![]() |
Aomori |
Zjedliśmy parę przekąsek na okolicznych straganach, ponapawaliśmy się pięknem
okolicy, rozsądnie zjedliśmy posiłek i ruszyliśmy w drogę powrotną do Aomori.
Wieczorem poszliśmy po raz pierwszy do Onsenu - Aomori Machinaka Onsen -
a więc publicznej łaźni. Buty zostawia się już na wejściu i na boso zdąża do
szatni (od tej pory zabawa w podgrupach, bo łaźnie dla kobiet i mężczyzn są
osobne). W szatni należy się rozebrać do naga, zabrać ręczniczek do chłodzenia
głowy i zaraz po wejściu do strefy onsenowej starannie się wymyć na
dostosowanym do tego stanowisku - włącznie z głową. Do ciepłych wód wchodzimy
czyściutcy i możemy rozkoszować się ciepłem wody, spokojem i relaksem. W naszym
onsenie był spory zbiornik z wodą o temperaturze 74 stopni, mniejszy dla
dzieci, całkiem spory z całkowitym ukropem, w którym nie dałam rady się
zanurzyć. Na zewnątrz był otwarty basen z ciepłą wodą i balia z ukropem. Cała
wizyta trwała około 2 godzin i była wspaniale relaksująca. Mimo nagości nie
odczuwa się skrępowania, a Japończycy udają się do źródeł całymi rodzinami,
często babcia, córka i wnuczka, więc można postrzegać zmiany zachodzące w ciele
jako coś naturalnego, akceptowalnego.
Aomori - > Matsushima Bay -
> Kyoto, 24 kwietnia, środa
![]() |
Matsushima Bay |
![]() |
Most Fukuurabashi |
Kioto, 25 kwietnia, czwartek
![]() |
Fushimi-Inari |
Kioto! Zwiedzanie od rana - wydawało nam się, że "już" o 8:20 byliśmy przy pierwszym zabytku, a więc wejściu do kompleksu Inari (Fushimi-Inari Taisha), ale okazało się, że tłum na miejscu był całkiem spory. 6 rano byłaby lepszą porą, obawiam się. Ciągnące się jedna za drugą charakterystyczne pomarańczowe bramy torii zdają się nie mieć końca, a zwiedzenie całego kompleksu zabiera dobre 2-3 godziny. Koniecznie trzeba zaopatrzyć się w wodę i jakieś kanapki, żeby po drodze nie paść z głodu.
Zaraz za główną świątynią
zaczynają się dwa rzędy bram - Senbon Torii - dosłownie setki bram
torii. Poszliśmy tą samą stroną co wszyscy i wspinaliśmy się z dobrych 30 minut
by dojść do rozdroża zwanego Yotsutsuji, z którego dwie drogi prowadzą
na szczyt, jedna na punkt widokowy, z którego można potem tyłem zejść w stronę
Kioto, roztacza się stamtąd również piękny widok na miasto. Szczyt jest
niepozorny i łatwo go przeoczyć, ale nie chodzi o wejście na górę, a o samo
doświadczenie drogi. Bramy ciągną się od skrzyżowania pojedynczo, po drodze
mijamy wiele mniejszych kapliczek poświęconych bogini Inari i jej posłańcom -
lisom. Mimo ciepłego słonecznego dnia na górze panował chłód i wilgoć, a wiele
miejsc było porośniętych mchem. W jednym miejscu słyszeliśmy niesamowite
kumkanie żab.
Zeszliśmy ze skrzyżowania
Yotsutsuji przez cmentarz na górze i okazało się że jesteśmy na prostej drodze
do świątyni Tofuku-ji - obiektu z 1236 roku z buddyjskim ogrodem zen.
Tutaj chyba po raz pierwszy w pełni zrozumieliśmy, jak piękne i dopracowane
będą japońskie ogrody. Zachwyt!
![]() |
Rengeoin Temple |
![]() |
Kiyomizu-dera |
Później wsiedliśmy w autobus i
podjechaliśmy do tętniącej życiem uliczki handlowej Sannenzaka w
dzielnicy Higashiyama. Bulwar doprowadził nas do wejścia do kompleksu
świątynnego Kiyomizu-dera na górze Otowa z pięknym widokiem na miasto
poniżej.
Na obszarze o powierzchni 130 000
metrów kwadratowych, rozciągającym się w połowie wysokości góry Otowa na wschód
od Kioto, znajduje się ponad 30 świątyń i świątynek, w tym skarby narodowe i
ważne dobra kulturalne. Od momentu powstania świątynia ponad 10 razy była
niszczona przez wielkie pożary, jednak za każdym razem była odbudowywana.
Większą część obecnej świątyni odbudowano w 1633 roku. W 1994 roku obiekt
został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako „Zabytki
starożytnego Kioto”.
Ponieważ większość miejsc w Kioto zamyka się w okolicach 16:30-17, to był koniec intensywnego zwiedzania na ten dzień. Przenieśliśmy się do fatalnego hotelu na kolejne 4 dni i odkryliśmy market Life naprzeciwko hotelu, który pod wieczór przeceniał świeże produkty do 40%. Zaopatrzyliśmy się więc w tanie Sashimi i poszliśmy obżerać do hotelu.
Kioto, 26 kwietnia, piątek
![]() |
Katsura Imperial Villa |
Dzień zaczęliśmy wcześnie i od
ciekawego przypadku. Wsiedliśmy nie w ten pociąg, dzięki czemu zajechaliśmy pod
Cesarski letni pałac w Kioto (Katsura Imperial Village). Był to drugi
znakomity przykład wspaniale przemyślanego i zadbanego ogrodu z masą sztuczek
wizualnych. Niemal co krok rozciągał się nowy widok, zachwycał dobrze
zaprojektowany pawilon herbaciany czy starannie przycięte drzewo. Wycieczki z
przewodnikiem rozpoczynają się o każdej równej godzinie, a obcokrajowcy dostają
w cenie audioguide.
Dalej nasze ścieżki prowadziły do
Złotego Pawilonu (Kinkaku-ji), który początkowo, a więc w 1397 roku,
powstał jako dom szoguna Ashikaga Yoshi-mitsu. Zgodnie z życzeniem pierwszego
właściciela został przerobiony na buddyjską świątynię. Każde piętro wykonano w
innym stylu, a budynek jest widowisko posadowiony nad niewielkim jeziorem.
Niestety, jest to rekonstrukcja, gdyż budynek został spalony w 1950 roku przez
mnicha.
![]() |
Kinkaku-ji - Złoty Pawilon |
Osaka, 27 kwietnia, sobota
![]() |
Osaka, kanał Dotombori |
W Osace weszliśmy też do
odbudowanego w 1931 roku zamku Osaka (Osaka-jo). Oryginalna konstrukcja
powstała w 1583 roku na polecenie generała Toyotomi Hideyoshi i rękoma 100
tysięcy robotników. W środku znajduje się ciekawa wystawa pokazująca historię
zabytku i codzienne życie jego mieszkańców, a z ostatniego poziomu rozciąga się
imponujący widok na miasto.
Na koniec naszego pobytu w Osace
zrobiliśmy to, po co się do Osaki przyjeżdża – poszliśmy jeść! Dzielnica
Minami, a zwłaszcza okolice kanału Dotombori słyną ze znakomitego
jedzenia, więc w małej rodzinnej restauracji na grilla wjechała pyszna
wołowinka.
Nara, 28 kwietnia, niedziela
Nara to pierwsza stolica Japonii, więc miejsce historycznie ważne. Aż 8 zabytków wpisanych jest na listę UNESCO, w tym Daibutsu (Wielki Budda) w wysokiej świątyni Todai-ji. Hol Wielkiego Buddy (Daibutsu-den) to największa drewniana budowla na świecie. Figura ma 16 metrów wysokości i jest zrobiona z 437 ton brązu i 130 kilogramów złota. Wizerunek kosmicznego Buddy, zwanego również Wajroczana, powstał na polecenie cesarza Shomu, by zapobiec kolejnej epidemii ospy, która dziesiątkowała ludność w VIII wieku. Faktycznie, pomnik robi dość duże wrażenie i warto przyjechać go zobaczyć. Mniejsi gabarytem mogą spróbować się przecisnąć przez drewnianą kolumnę z dziurą w podstawie, co ma zagwarantować osiągnięcie oświecenia. My nie próbowaliśmy.
W bramie Nandai-mon znajdują się dwie ogromne figury strażników Nio z XIII wieku, w całości wykonane z drewna. Postaci mają gniewne miny i groźną postawę, są fenomenalne.
Kompleks świątynny znajduje się w obrębie ogromnego Parku Nara-koen, którego największą atrakcją są… daniele. Dawniej były uważane za boskich posłanników i cieszą się w Japonii ogromnym szacunkiem. Można kupić specjalne ciasteczka dla nich (200 jenów), a zwierzaki podchodzą po nie i charakterystycznie się kłaniają, w ogóle nie bojąc ludzi. Jest to urocza atrakcja!
![]() |
Byodo-In Temple w Uji |
Wracają z Nary wysiedliśmy na
stacji w Uji, by zobaczyć świątynię Byodo-in. Wzmiankę o niej znalazłam
w książce Alexa Kerra Japonia utracona i narawdę warto się tam pofatygować. Piękna
budowla znajduje się na środku oczka wodnego i otoczona jest wspaniałym
ogrodem, w którym co sezon rosną inne kwiaty.
Kioto - > Hiroszima, 29
kwietnia, poniedziałek
![]() |
Wyspa Itsukushima |
Tutaj parę słów o śmieciach i
jedzeniu. W Japonii trudno o śmietnik - pojemniki na odpady są zazwyczaj w
sklepach konbini takich jak Seven-eleven czy preferowany przeze mnie Lawson,
czasami obok automatów z napojami. Jednak jeśli nie skonsumuje się nabytego
pożywienia na miejscu, śmieci należy zebrać ze sobą. Mimo takiego utrudnienia w
kraju jest bardzo czysto i nie widzi się porozrzucanych puszek czy pustych
opakowań. Rzadko się widzi, żeby ktoś jadł coś na ulicy albo w biegu, więc
nabyte kanapki czy batoniki należałoby zjeść od razu, a śmieci wyrzucić na
miejscu. Nas nie wpuszczono do jednej ze świątynek, bo mieliśmy pusty papierowy
kubek po kawie, którego przez 700 metrów nie było gdzie wyrzucić. Stąd w tym
miejscu taka dywagacja.
Hiroszima -> Ibisuki 30
kwietnia, wtorek
Dzisiaj po raz pierwszy jak ludzie - Shinkansen dopiero o 10:30, a nie o 8 rano jak codziennie. Ale droga długa - zamierzamy dotrzeć najbardziej na południe jak zaplanowaliśmy, a więc do Ibusuki, na kąpiele w gorącym piasku. Koło 14 wysiedliśmy więc z lokalnej kolejki i pomaszerowaliśmy na nocleg, bezskutecznie rozglądając się za jakimś jedzeniem, ale pustki. Na noclegu (autentyczny japoński dom, z rytuałem multikapciowym i bosym) dostaliśmy do dyspozycji bardzo zardzewiałe (ale działające) rowery, więc ruszyliśmy eksplorować miasteczko. Skończyło się na posiłku marketowym, a potem przewspaniałej kąpieli w gorącym (50-55 stopni) piasku i kąpieli w onsenie z minerałami. Potem kolacja w lokalnej knajpce (grillowane mięso i ryby), a później wieczorny spacer po ciepłym piasku - dzień wypoczynkowy. W nocy w naszym japońskim domu obudził nas deszcz dudniący o dach i tak się skończył błogi pobyt w Ibusuki.
Himeji 1 maja, środa
Dzisiaj wykorzystaliśmy okno w deszczu i z naszego noclegu w Ibusuki dotarliśmy na stację w mniej niż 10 minut. Stamtąd na raty docieraliśmy do Himeji - podróż zabrała nam prawie 5 godzin. Półmilionowe Himeji słynie z pięknego zamku, widocznego z dworca jak na dłoni. Powędrowaliśmy więc do słynnego zabytku, zjadając po drodze taki sobie obiad (!). Wstęp na zamek w bilecie włączonym z Japońskim Ogrodem kosztował 1050 jenów. Trzeba pamiętać, że w Japonii wszystko zamyka się dość wcześnie, więc zamek zamknął swe podwoje o 16, a ostatnie wejście do ogrodu było możliwe o godzinie 16:30.
Zamek Himeji, zwany
również Zamkiem Białej Czapli, powstawał już od XIV wieku, ale w późniejszym
czasie przeszedł różnego rodzaju przebudowy i restauracje. W 1333 roku budowę
rozpoczęła rodzina Alamatsu, ale największych zmian dokonał Hideyoshi Toyotomi
w XVI wieku, a potem rodzina Tokugawa (XVII - XIX wiek). Jest wpisany na listę
Światowego Dziedzictwa UNESCO, posiada status Dziedzictwa Narodowego Japonii i
wraz z zamkami w Kumamoto i Matsumoto jest wśród trzech najważniejszych zamków
w Japonii.
Zwiedza się go fantastycznie, do
przejścia jest 6 pięter (zwiedzamy w skarpetkach, buty nosząc ze sobą w
foliowym worku po wąskich schodach) po skrzypiącej podłodze, z widokami na
miasto z każdej strony. Na każdym piętrze jest tablica informacyjna z kodem QR,
odnoszącym do ciekawostek z danego piętra. Do zwiedzenia, koniecznie, jest
zachodnia baszta, która została zbudowana dla księżniczki Sen.
Zamek nigdy nie został zniszczony
i jest jednym z 12 oryginalnych zamków w Japonii.
Niewielki Ogród Japoński zachwyca
- wielością ścieżek, przedstawionymi krajobrazami, pagodami, rzeczkami,
wodospadami, herbacianymi pawilonami i przede wszystkim starannie zadbaną
roślinnością. Widzieliśmy już kilka ogrodów, ale ten w niczym nie ustępuje tym
najpiękniejszym.
Himeji jest ciekawym miastem, bo
w jego panoramie co i rusz wyrasta jakieś niezamieszkanie wzgórze, co sprawia,
że widoki są urozmaicone i przyjemne dla oka.
My dalej w lokalną kolejkę i
ruszamy do Kobe na słynną na cały świat wołowinę.
![]() |
Kolacja urodzinowa - aż ślinka cieknie! |
Kobe - > Nagoya 2 maja,
czwartek
Nagoya - > Tokio 3 maja,
piątek
Ponieważ trafiliśmy na złoty tydzień w Japonii (ichnia majówka), nie udało nam się zarezerwować porannego pociągu do Tokio. Mogliśmy wykąpać się jeszcze raz w hotelowym onsenie, wyspać się porządnie i pójść na solidne śniadanie. Jedzenie w Japonii jest tanie i pyszne, dużo pełnowartościowego białka (jajka, tofu, ryby, wołowina), a do tego szybko i atrakcyjnie podane.
Shinkansenem dostaliśmy się na
dworzec Główny w Tokio, a dalej - po przesiadce w lokalną linię - do naszego
hotelu APA w dzielnicy Nihombashi Bakurocho. Nauczeni doświadczeniem wybraliśmy
hotel blisko stacji z dobrą opcją dojazdu. Dzięki pobytowi w APA hotelu w Nagoi
mieliśmy kupon na check-in o 13 i postanowiliśmy go wykorzystać (i nam się
udało!) Dosłownie wręcz zrzuciliśmy plecaki i poszliśmy na miasto.
![]() |
Pałac cesarski w Tokio |
Z Dworca Głównego poszliśmy do Pałacu Cesarskiego, który wygląda trochę jak Central Park w Nowym Jorku, otoczony wieżowcami. Widzieliśmy most Nijubashi, paradną bramę dla ważnych gości cesarza, który pałac zamieszkuje.
![]() |
Bulwar Omotesando |
Dalej pomaszerowaliśmy do bulwaru
Omotesando, gdzie każda licząca się na świecie marka modowa chce mieć swój
butik, a wielu utalentowanych i nagradzanych architektów realizowało swoje
projekty. Kolejki stały do sklepów Chanel czy Louis Vuitton, a ochrona dbała,
by w luksusowym sklepie nie było zbyt wielu klientów.
![]() |
Ginza |
Późnym wieczorem, opici Ginzą,
wróciliśmy do hotelu.
Fuji, Kawaguchiko Lake, 4
maja, sobota
![]() |
Góra Fuji znad jeziora Kawaguchiko |
Tym razem na autobus 8:15 - autobusem jeszcze nie jechaliśmy i raczej nie powtórzymy tego doświadczenia :) Korki straszliwe, ale zależało nam na oknie pogodowym. Zamiast jechać 2 godziny jechaliśmy 3.5, ale nadal było warto. Widok na górę Fuji znad jeziora Kawaguchiko zapiera dech w piersiach! Dojechaliśmy autobusem nr 9 ze stacji Kawaguchiko (niedaleko tejże znajduje się słynny Lawson z niesamowitym widokiem na górę Fuji – miejsce tak oblegane, że widok został w kocu zasłonięty nieestetyczną czarną siatką, bo nieostrożni turyści wpadali na jezdnię pod samochody robiąc zdjęcia) niemal do ostatniego przystanku, znaleźliśmy sobie spokojne miejsce i kontemplowaliśmy. Wróciliśmy trochę spacerem, trochę autobusem - nasz powrotny autobus był opóźniony o prawie 30 minut, wywiązała się też niezła awantura dotycząca numeru autobusu i mogliśmy poobserwować kłótnię chińsko-japońską. W drodze powrotnej też były korki, więc wróciliśmy na Shibuyę koło 19 i pojechaliśmy do hotelu, żeby zjeść coś lokalnie.
![]() |
Wiosenne ogrody przy Kawaguchiko |
Żałuję, że nie udało nam się zobaczyć lasu Aokigahara, który jest o jakieś 30 minut jazdy od jeziora Kawaguchiko, ale spokojny spacer brzegiem jeziora, ujęcia dronem, zdjęcia i napawanie się tym pięknym miejscem w znakomitej pogodzie okazało się ważniejsze. Las Aokigahara to las samobójców, cieszące się smutną sławą miejsce, do którego Japończycy przyjeżdżają zakończyć swoje życie. Można dokonać tu drastycznych odkryć, a samo miejsce jest ponoć ponure i nieprzyjemne.
Nikko, 5 maja, niedziela
![]() |
Kanmangafuchi Abyss |
Znów korzystamy z okna pogodowego i jedziemy Shinkansenem, a potem lokalną kolejką do Nikko, gdzie mamy dwie atrakcje do zwiedzenia – aleję Kanmangafuchi Abyss, wzdłuż której stoją buddyjskie posążki Jizo w czerwonych czapeczkach. Ścieżka prowadzi wzdłuż koryta rwącej rzeki, która – wezbrana – nie raz wyrządziła figurkom szkodę. Figurki mają chronić dzieci i podróżnych, a kolor czerwony symbolizuje ochronę przed złem. Miejsce ma swój niesamowity urok, a ponieważ jest dość oddalone od głównego kompleksu świątynnego, jest tam cicho i spokojnie. Przy wejściu do alejki sprzedają znakomite lody – ja jadłam o smaku zielonej herbaty matcha, a Małżonek – czarnego sezamu. No pyszota!
![]() |
Nikko Toshho-gu |
Wróciliśmy do centrum, by zwiedzić Nikko Toshho-gu – okazały XVII-wieczny kompleks świątynny pierwszego szoguna, z kolorowymi budynkami i dziełami sztuki. Do kompleksu prowadzą okazałe zdobione bramy, a wśród imponujących zdobień można dostrzec choćby figurki trzech mądrych małp, które symbolizują japońską mądrość „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego” (mizaru, kikazaru, iwazaru). Przysłowie to tłumaczone jest jako niedoszukiwanie się błędów w czynach i słowach innych ludzi, a zaczynaniu od siebie. Inną znaną rzeźbą w kompleksie jest figurka śpiącego kota (nemuri neko).
![]() |
Nemuri neko |
Bramy zdobią malowidła smoków, czapli i piwonii. Nieco nad świątynią znajduje się szintoistyczna świątynia Okumiya Hoto, gdzie znajduje się mauzoleum szoguna Tokugawy. Cały kompleks robi niesamowite wrażenie i naprawdę warto się tam wybrać na całodzienną wycieczkę z Tokio.
Wieczorem w Tokio podeszliśmy
jeszcze pod szintoistyczny chram istniejący od 841 roku z psami-lwami przy
wejściu, w którym dzieci i rodzice modlą się o pomyślność w szkole (stąd
figurka chłopca z plecaczkiem), czyli Teppozu Inari Shrine, kawałek
dalej widzieliśmy wieżę St Luke’s Garden Tower, z której ponoć rozciąga się
piękny widok na miasto. Niedaleko można znaleźć popiersie Siebolda, odpowiedzialnego
za wprowadzenie współczesnej medycyny do Japonii, a wtym samym parczku
instalację Time of Stars. Stamtąd pomaszerowaliśmy do świątyni Tsukiji
Hongwan-ji, należącej do buddystów. Oryginalna świątynia i jej odbudowywane
wersje były wielokrotnie niszczone przez trzęsienia i pożary, a obecna wersja z
1934 roku została zaprojektowana przez architekta Chûta Itõ, zaproponował
świeżą interpretację architektury hinduskiej, dzięki czemu świątynia znacząco
się wyróżnia spośród wszystkich w Tokio. Wieczorem jest pięknie podświetlona.
Znów niedaleko znajduje się pomnik pieska Chirori, pierwszego psiego terapeuty
w Japonii, wraz ze specjalnymi instalacjami do masażu stóp. Świetnie się tam
bawiliśmy przed powrotem do hotelu.
![]() |
Tsukiji Hongwan-ji Temple |
Kamakura, Yokohama, 6 maja, poniedziałek
![]() |
Kompleks Hasedera |
![]() |
Kamakura Daibutsu |
Wsiedliśmy więc w kolejkę i
pojechaliśmy do Jokohamy, gdzie zależało nam na zobaczeniu China Town. Jakie
tam było jedzenie! Totalny obłęd! Gabryś uparł się też na przejażdżkę kolejką
linową (https://yokohama-air-cabin.jp/en/),
która była droga i mało ekscytująca, ale dzięki niej wróciliśmy wybrzeżem do
centrum i znaleźliśmy pierwszy sklep „Wszystko za 100 jenów”, gdzie obkupiliśmy
się po uszy!
Tokio, 7 maja, wtorek
![]() |
Nihonbashi Bridge |
Bardzo chcieliśmy zobaczyć też
legendarny sklep Mandrake Complex, kilka pięter wypełnionych mangą,
lalkami, robotami, komiksami, kolekcjonerskimi figurkami i sami nie wiemy, czym
jeszcze. Ciekawe doświadczenie. Niedaleko znów był sklep „Wszystko za 100 jenów”,
dokupiliśmy więc kilka drobiazgów, wróciliśmy na Ginzę i do hotelu.
Tokio, 8 maja, środa
![]() |
The Sumida Hokusai Museum |
![]() |
Borderless |
Tokio -> Pekin, 9 maja, czwartek
![]() |
Miasto po horyzont - Shibuya Sky |
Nasza przygoda w Japonii dobiega końca. Na sam koniec naszej wycieczki, w sumie trochę pomyłkowo (myśleliśmy, że samolot powrotny mamy dzień później) zarezerwowaliśmy wejście na Shibuya Sky (https://www.shibuya-scramble-square.com/sky/ticket/ ). Wejście rezerwowaliśmy ponad miesiąc wcześniej, a i tak mieliśmy kłopot z dostępnością biletów. Szczęśliwie godzinę wejścia mieliśmy wyznaczoną pomiędzy 10:00 a 10:20, więc mogliśmy jeszcze skorzystać z nietaniej atrakcji (2200 jenów za osobę). Niestety, brzydka pogoda i dość mocny wiatr sprawiły, że wyższa i najbardziej atrakcyjna część dachu była zamknięta, więc można było oglądać Tokio tylko z wewnątrz biurowca, z 47 piętra. Nieźle się przy tym ubawiliśmy, bo w zasadzie z żadnej ze stron nie byliśmy w stanie rozpoznać żadnych znanych nam widoków, chociaż po Tokio jeździliśmy sporo i byliśmy przecież wcześniej w dzielnicy Shibuya. W przysłosci wybierałabym Tokio Sky Tree (https://www.tokyo-skytree.jp/en/ticket/individual/), Shibuya Sky przez zamknięcie najwyższego piętra był dla mnie rozczarowaniem. Z wieżowca pognaliśmy na stację, by dotrzeć na lotnisko na czas. Wracaliśmy przez Pekin i mieliśmy chwilę czasu na wyjście z lotniska po nieprzyjemnych, choć szybko załatwionych formalnościach, więc posmakowaliśmy chińszczyzny w najbliższym centrum handlowym i wróciliśmy na samolot Pekin – Budapeszt, a stamtąd samochodem do domu, walczyć z jetlagiem i wspominać wycieczkę życia.
Wycieczka życia
Japonia totalnie nas zachwyciła z
wielu względów:
·
Jedzenie – posiłki w knajpkach,
sieciówkach, a nawet niewielkich rodzinnych restauracjach były znacznie tańsze
niż w Polsce, a jakość jedzenia wręcz nieprawdopodobna. Sushi w bardzo, w
którym jadło się na stojąco, kosztowało 25zł za 9 kawałków ze znakomitym świeżym
surowym mięsem; obiad to koszt 680-1100 jenów, często z surowym tuńczykiem,
obowiązkowo z podawaną dodatkowo zupą miso; zawsze jakiś napój serwowany jest
do posiłku za darmo, najczęściej jest to woda lub zielona herbata z lodem.
Ramen kosztował 660-1200 jenów, często podawany z gryczanym makaronem soba.
Warto też skusić się na niesamowitej jakości wołowinę (wagyu, kobe), której
koszt jest nieco wyższy – od 2000 jenów, ale nadal znacznie tańszy niż w
Polsce. Objadaliśmy się tymi smakołykami przy każdej okazji. Restauracyjek i
jadłodajni jest pełno na każdym kroku, a już prawdziwe ich zatrzęsienie
następuje koło stacji kolejowych i dworców. Często korzystaliśmy też z
marketowego jedzenia – kanapek onigiri kupowanych w konbini (75-150 jenów),
przecenianego wieczorem sashimi czy sushi. Kawa w Japonii jest niesamowicie
tania, bo kosztuje od 100 jenów w wersji podstawowej (a więc mojej – czarna bez
dodatków) do około 250 jenów w wersji wypasionej (duże latte). Oczywiście mówię
o cenach konbini, a nie Starbucksie, którego wszędzie pełno, zwłaszcza w
wyróżniających się atrakcyjnością lokalizacjach.
·
Atrakcje – większość atrakcji jest
dostępnych po naprawdę przystępnych cenach – najczęściej 1000 jenów, a więc ok.
25 zł. Ich różnorodność zachwyca – od punktów widokowych, poprzez stare zamki,
świątynie, ogrody, po muzea i nowoczesne punkty rozrywki. Do tego dochodzą
onseny, w których można wygrzać zmęczone codziennym chodzeniem mięśnie, a które
można często znaleźć… we własnym hotelu.
![]() |
Muzeum Latawców w Tokio |
· Kultura – może zabrzmi to mało zachęcająco, ale był to pierwszy kraj, w którym czułam się jak obywatel drugiej kategorii. Japońskie społeczeństwo jest tak ułożone i nauczone porządku, że wyglądamy przy nim jak barbarzyńcy. Musieliśmy nauczyć się stawania w kolejce przy wsiadaniu do metra czy pociągu, oduczyć głośnych rozmów i śmiania się w miejscach publicznych. Japończycy szanują się nawzajem i jeśli do kogoś w shinkansenie zadzwoni telefon, osoba wychodzi poza przedział, by swoją rozmową nie zakłócać ciszy i spokoju innych. Zwłaszcza, że wiele osób w komunikacji miejskiej i śródmiejskiej po prostu śpi, nawet na stojąco.
·
Łatwość poruszania się – Japonia jest
jednym z najlepiej skomunikowanych krajów na świecie. Tokio jest oplecione tak
gęstą siecią kolejek i metra, a połączenia dostępne są tak często, że nie
widzieliśmy w mieście korków. Parkowanie jest bardzo kłopotliwe, uliczki
ciasne, więc większość osób wybiera znakomicie rozwiniętą, choć w godzinach
szczytu mocno zatłoczoną komunikację miejską. Bilety nie są drogie, a ich cena
zależy od długości przejazdu. O punktualności japońskich przewoźników krążą
legendy, które są prawdziwe. Podczas 11 minut, kiedy czekaliśmy na nasz pociąg
powrotny na lotnisko, na nasz peron podjechało 5 składów, a nasz był szósty.
Każdy wsiada za porządkiem, a nawet jeśli się nie dobiegnie do metra, które
właśnie zamyka drzwi, za kilka minut będzie następne. Podobnie z shinkansenami
– bilety trzeba sobie osobno zarezerwować i odebrać w biletomatach lub punktach
informacji turystycznej na dworcach, choć są zawarte w Japan Rail Pass (w
większości, niektóre składy są dodatkowo płatne). Na większość Shinkansenów
obowiązuje rezerwacja miejsc, a zwłaszcza podczas długiego majowego weekendu,
który przypada w Polsce w tym samym czasie co w Japonii, warto zająć się tym z
pewnym wyprzedzeniem.
![]() |
Shinkansen |
·
Na osobny podpunkt zasługuje szacunek –
okazywany sobie na każdym kroku. Konduktor przed opuszczeniem wagonu odwraca
się przodem do pasażerów i składa im ukłon, delikatnym skinięciem głowy wita strażnik
na dworcu wjeżdżającego maszynistę, nawet osoba myjąca podłogę w sklepie zanim
wyjdzie na zaplecze kłania się w stronę kręcących się po przybytku klientów.
Chociaż Japończycy są naprawdę – i zaskakująco – słabi w języku angielskim,
starają się nie zostawić turysty bez pomocy, jeśli są o takową poproszeni. W
każdym sklepie, barze, kasie będzie nas witało skinienie głowy i Arigato
gozaimas! (Dziękuję bardzo!) na do widzenia. Ludzie zachowują się cicho i
starają się sobie wzajemnie nie przeszkadzać.
Pozostaje tylko planować powtórny przyjazd!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz