poniedziałek, 13 lutego 2023

Jordania (24-31.01.2023)

Welcome to Jordan

Warto polować na tanie loty i podróżować w nieoczywistych kierunkach. Kiedy z końcem grudnia kupowałam loty do Jordanii za 120PLN od osoby w dwie strony z Poznania, byłam jednocześnie podekscytowana (w tym rejonie świata mnie jeszcze nie było) i lekko przerażona (ten sam powód). Szczęśliwie wszystko się udało, lot był względnie sensowny (z Poznania do Ammanu 14:35, lądowanie 20:40, powrót 21:35, lądowanie 23:30).

Co udało nam się zobaczyć?

W Jordanii spędziliśmy tylko 8 dni, a w zasadzie 7, bo pierwszego dnia przylecieliśmy, odebraliśmy auto i pojechaliśmy do hotelu na obrzeżach Ammanu.

Starożytne rzymskie miasto Geraza
Geraza

W środę zaczęliśmy od zwiedzania wpisanego na listę UNESCO starożytnego rzymskiego miasta Geraza (obecnie we współczesnym mieście Jerash, Dżerasz). Ze względu na znakomity stan zachowania ruin nazywane jest Pompejami Wschodu. Faktycznie, spokojne obejście całego kompleksu to co najmniej 3 godziny, a na terenie miasta założonego w 331r.p.n.e. przez Aleksandra Macedońskiego znajdziemy wiele imponujących zabytków – odrestaurowany Łuk Hadriana, czyli łuk triumfalny ze 129 lub 130 r., za którym znajduje się hipodrom na 17 tysięcy widzów z 220 r. o wielkości 244m x 52m, owalne forum otoczone jońskimi kolumnami z II w., świątynia Zeusa czy amfiteatr południowy z I w. z widownią na 5 tysięcy osób.

Mały amfiteatr w Gerazie

Główna ulica miasta – Cardo Maximus – ma aż 800 metrów długości i zachowaną oryginalną nawierzchnię z wapiennych płyt, a wzdłuż niej wznosiły się niegdyś ważne budynki miejskie – liczne kościoły, meczet, łaźnie. Na terenie miasta znajdziemy też ruiny świątyni Artemidy z korynckimi kolumnami z II w. czy teatr północny ze 165 r. na 2 tysiące widzów. Mimo że nie pasjonuję się starożytnością, ten kompleks miejski zrobił na mnie naprawdę wielkie wrażenie, a możliwość chodzenia po tak starym mieście i odtwarzania życia sprzed wieków była dla mnie wyjątkowa.

Zamek Ajlun

Następnie udaliśmy się do muzułmańskiego zamku Ajlun (Kalat ar-Rabad, Adżlun) z XII wieku, z którego był piękny widok na okolicę oraz całkiem nieźle zachowane mury. Zamek długo przechodził z rąk do rąk i został porzucony dopiero w 1837 roku po trzęsieniu ziemi i od tego czasu popadał w ruinę. Z perspektywy czasu – można go sobie spokojnie odpuścić, jeśli planuje się zobaczyć zamek Shobak albo zamki na pustyni. Nam zabrakło przez to czasu na zobaczenie Betanii – musielibyśmy czekać 30 minut na autobus, który podwozi do miejsca chrztu Chrystusa, a samo zwiedzanie trwa około godziny. Wybraliśmy kąpiel w Morzu Martwym i widowiskową drogę do Al-Karak ze słońcem zachodzącym nad wielkim akwenem słonej wody. W Al- Karak nocowaliśmy w zimnym hotelu ze spektakularnym widokiem na zamek krzyżowców.

Zamek Kerak
Zamek krzyżowców Kerak

W czwartek zwiedziliśmy zamek Kerak, którego budowę rozpoczęto w 1132 r. Z fortecą związana jest postać rycerza Renalda z Châtillon, który było dość barwną i okrutną postacią. W 1188 r. zamek wpadł w ręce muzułmanów i już nigdy nie został odbity przez krzyżowców. Twierdza zajmuje całe wzgórze i jest naprawdę rozległa, oferując widoki na wszystkie strony świata.

Rezerwat przyrody Dana - panorama
Dana National Reserve

Później ruszyliśmy do rezerwatu Dana, jednak napotkany po drodze mężczyzna odradził nam zjazd do doliny i w rezultacie musieliśmy się zadowolić przepiękną panoramą. Dzięki temu jednak zwiedziliśmy zamek Shobak (Asz-Szaubak, znany też pod nazwą Montreal Castle). Budowę rozpoczęto w 1115 r., a ukończona forteca stała na trasie karawan z Egiptu do Syrii i czuwała nad ich bezpieczeństwem. Ponieważ twierdza nie jest otoczona zabudową jak Kerak, robi chyba większe wrażenie, chociaż środek jest zdecydowanie mniejszy i w gorszym stanie.

Panorama Małej Petry
Mała Petra

Pod koniec dnia udało nam się dotrzeć do Małej Petry, która była znakomitą zapowiedzią tego, co będzie się działo w Petrze. Do końca widowiskowego kanionu można dotrzeć w pół godziny, a na końcu znajduje się beduiński sklepik, gdzie można nabyć różne pamiątki, napić się herbaty i… rozpocząć wspinaczkę na szczyt górujących nad wąwozem skał. To było wyzwanie! Udało nam się dotrzeć na szczyt, skąd widoki były naprawdę niesamowite, ale kosztem nadwyrężonego kolana (niestety). Udało nam się jakoś dokulać na sam dół i pojechaliśmy do miejscowości Wadi Musa, gdzie mieści się kompleks Petry.

Spokój Petry na wieczornym pokazie
Petra by Night

Wieczorem poszliśmy na wydarzenie Petra by Night – pokaz świateł i lokalnej muzyki tuż pod Skarbcem (po to też potrzebny był nam dwudniowy bilet do Petry). Chociaż baliśmy się, że będzie to całkowicie komercyjne wydarzenie, typowy tourist trap, było zaskakująco kameralnie i spokojnie. Do Skarbca, a więc najbardziej znanego grobowca Nabateczyków, idzie się jakieś 30 minut szybkim tempem. Punktualnie o 21 rozpoczął się krótki pokaz – świątynia została podświetlona, a po krótkim wstępie rozpoczął się koncert lokalnych artystów, którzy grali na flecie i na rababie (lokalnym instrumencie szarpanym). Chociaż sądzę, że wiele osób mogło się nudzić, dla mnie ten występ był autentyczny i piękny. Powiało pustynią! Z czasem stwierdziliśmy, że podniosły nastrój wieczoru podobał nam się znacznie bardziej niż zgiełk i turystyczne zamieszanie przy Skarbcu następnego dnia. Wracało się tą samą drogą, wąwozem Siq, podświetlonym kameralnym światłem świec rozstawionych w papierowych torebkach co jakieś 2 metry. Naprawdę przyjemny klimat!

Petra

Piątek od samego rana przeznaczyliśmy na zwiedzanie Petry. Wpisana na listę UNESCO i zaliczana do jednego z siedmiu cudów świata, Petra to stolica nieistniejącego już państwa Nabatejskiego, ukryta w wąwozach skalnych, a odkryta dopiero w XIX wieku przez szwajcarskiego podróżnika Johanna L. Buckhardta. Cywilizacja Nabatejczyków przeżywała największy rozkwit w okresie między II w.p.n.e. a I w.n.e., a jej dobrobyt opierał się o handel i przesyłanie dóbr karawanami, natomiast upadek wiązał z przeniesieniem handlu na drogę morską.

Monastyr

Właściciel naszego hotelu słusznie doradził nam, byśmy skorzystali z darmowego transportu miejskiego do Małej Petry, tam wynajęli jeepa i podjechali do początku trasy do Monastyru (czyli jeszcze około godzina podejścia). Petrę zwiedzaliśmy więc od końca. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wiedzieliśmy, że podjęliśmy najlepszą możliwą decyzję, bo podchodziliśmy pod Monastyr stosunkowo łagodnym podejściem, w zasadzie bez innych turystów, z pięknymi panoramicznymi widokami, i osłonieni przed wschodzącym słońcem. Monastyr to największy, wysoki na 48 metrów, nigdy nieukończony grobowiec z I w. Spod Monastyru w dół doliny prowadziło znacznie mniej przyjemnie zejście, było całkiem sporo turystów i mnóstwo kramów z pamiątkami, zakłócających klimat tego miejsca.

Panorama Petry z Wyżyny Ofiarnej

W dolinie znajduje się Wielka świątynia, a droga wystawiona na palące promienie słońca wiedzie obok Nimfeum do Amfiteatru i grobowców (odbicie na lewo) do Skarbca. Bardzo żałuję, że nie wykonaliśmy pierwotnego planu i nie porzuciliśmy zakurzonej i zatłoczonej głównej drogi kolumnowej na rzecz Wyżyny Ofiarnej, z której widoki były naprawdę spektakularne. Napotkani lokalsi sugerowali nam, że podejście jest trudne i wymagające, a skończyliśmy wspinając się do Miejsca Ofiar i schodząc z powrotem do głównej drogi tą samą drogą.



Pustynia Wadi Rum

Krajobraz Wadi Rum

W sobotę zerwaliśmy się bladym świtem, by dojechać do Wadi Rum Village, wioski w parku narodowym pustyni Wadi Rum. Cały obszar, a więc 74000ha, został wpisany na listę UNESCO jako obszar mieszany, łączący zachwycającą przyrodę ze starymi śladami bytności człowieka (rysunki czy ryty naskalne). Tam musieliśmy chwilę poczekać na naszego jeepa, i zaczęła się nasza niespełna dwudniowa przygoda na pustyni. Tak się złożyło, że jeepa i przewodnika mieliśmy tylko dla siebie. Rozpoczęliśmy od źródła Lawrence’a z Arabii (wspinaczka), potem było podejście na wydmę, potem podziwianie skalnego kanionu z wyrytymi na skałach prehistorycznymi rysunkami. Widzieliśmy co najmniej 3 skalne mosty, przy czym wspinaliśmy się na dwa, ciekawe formacje skalne (Grzybek i Kurczak), spacerowaliśmy po wydmach, a w końcu doświadczyliśmy zachodu słońca przy błyskawicznie rozpalonym ognisku i herbacie. Noc na pustyni również nie rozczarowała, choć w naszym beduińskim namiocie było dość chłodno. Natomiast podziwianie gwiazd o 3 nad ranem, niezakłóconych żadnym sztucznym światłem, było przeżyciem metafizycznym.

Wschód słońca na Wadi Rum

W niedzielę znów pobudka bladym świtem, by nagrać wschód słońca, a potem przez 3 godziny wracać na wielbłądach do naszej bazy wypadowej. Przyznam, że spokojna, powolna jazda na dromaderach, mimo swoich niewygód (kołysania, cierpnących nóg i desek z prowizorycznego siodła wrzynających się w tyłek) była znacznie przyjemniejsza niż objeżdżanie jednej pustynnej atrakcji po drugiej i wspinaczka w gronie innych turystów. Tu byliśmy sami, a dookoła nas pustynia, cisza i czasami pochrupujące rachityczne krzaczki wielbłądy. Po dotarciu na miejsce zjedliśmy jeszcze lunch w przydrożnej restauracji i udaliśmy się do Akaby zobaczyć Morze Czerwone. 


Akaba

Plaża w Akabie

Tu daliśmy się złapać lokalnym naganiaczom na półgodzinny rejs statkiem o przeźroczystym dnie (15JOD za 2 osoby) i ku mojemu zaskoczeniu widok rafy koralowej, zatopionych czołgów, które rafa już przejmowała we władanie, i czystej wody zrobił na mnie znacznie większe wrażenie niż zakładałam. Pułapka na turystów okazała się nie taka groźna. Nocowaliśmy dalej od centrum miasta, za portem, blisko plaży, ale pogoda już nam nie sprzyjała. Zrobiło się chłodno i wietrznie i w Morzu Czerwonym nie mieliśmy okazji się wykąpać.


Umm-Ar-Rasas

Mozaika w Umm-Ar-Rasas

W poniedziałek po śniadaniu udaliśmy się do Umm-Ar-Rasas, zobaczyć rozległe ruiny starożytnego miasta (miejsce jest jednym z siedmiu wpisanych na listę UNESCO w Jordanii). Zdjęcia w przewodniku nie zachęcały do udania się w to miejsce, ale okazało się, że są tam ruiny kościoła św. Szczepana z VIII wieku z niesamowitą, zachwycającą mozaiką. Co prawda kościół został przykryty mało estetycznym metalowym dachem, a konstrukcja, po której się chodzi mogłaby mieć umyte szyby, to mozaika sama w sobie jest naprawdę niesamowita. W centrum znajdują się pędy winorośli i pracujący dookoła nich ludzie. Dookoła biegnie ciemna bordiura przedstawiająca sceny morskie, połów ryb, łodzie. Kolejny pas zajmują przestawienia ważnych miast i ośrodków pielgrzymkowych Ziemi Świętej. Można pobawić się w odczytywanie grackich inskrypcji. Warto się przejść ruinami miasta, choć są nie tylko słabo opisane, ale także słabo zbadane. Dla mnie wyglądało to jak morze kamieni z wystającymi gdzieniegdzie łukami skalnymi.

Makaba

Widok z góry Nebo na Ziemię Obiecaną

Stamtąd ruszyliśmy do Makaby, która jest jordańskim centrum mozaiki i znajduje się tam kilka wartych odwiedzenia miejsc. Zaczęliśmy od kościoła św. Męczenników z mozaikami przykrytymi równie nieestetycznym dachem co w Umm-Ar-Rasas. Mozaika jest dość rozległa, można dostrzec wiele zwierząt (dzik, byk, antylopa, tygrys), ptaków, krzewy granatu, natomiast w środku w okrągłym medalionie znajduje się personifikacja morza w postaci Talassy z rybami. Potem pojechaliśmy do cerkwi św. Jerzego zobaczyć słynną mapę świata starożytnego. Mapa jest bardzo ciekawa, zwłaszcza jej orientacja (na wschód), ale zachowała się dość fragmentarycznie i w sumie byłam nią rozczarowana. Na podstawie tej mapy ustalano lokalizację Betanii. Kiedy wróciliśmy do samochodu znaleźliśmy za wycieraczką mandat za niewłaściwe parkowanie, co było dla nas sporym stresem, i opóźniło nas w dalszej podróży. Kiedy dotarliśmy do góry Nebo, centum było już zamknięte. Jednak wspięliśmy się na wzgórze obok i zrozumieliśmy, co ukazało się oczom Mojżesza – dolina rzeki Jordan i panorama na Morze Martwe. Pogoda się pogarszała, zrobiło się zimno, więc zameldowaliśmy się w hotelu w Madabie i wybraliśmy się wieczorem na miasto, na kolację i spokojny spacer.

Największa mozaika z Madaba Archeological Park

Wtorkowy poranek należał do zalanej deszczem Makaby, gdzie udaliśmy się do parku archeologicznego (Madaba Archeological Park) i widzieliśmy zdecydowanie najpiękniejsze mozaiki ze wszystkich z lokalną Panią przewodnik. Jest tam mozaika ze scenami mitologicznymi, która dawniej znajdowała się w bizantyńskiej rezydencji. Potem została zasypana, a kawałek dalej i wyżej powstał kościół ze swoimi mozaikami. Mozaiki z prywatnej rezydencji pochodzą z czasów największego rozkwitu tej sztuki w Madabie, a więc z czasów panowania cesarza Justyniana Wielkiego (527-565). W centrum można rozpoznać Afrodytę obok Adonisa, otoczonych amorkami i gracjami. Dookoła mamy personifikacje pór roku i sceny z polowań.

Zamek Amra

Koło 11 zebraliśmy się z miasta i pojechaliśmy zwiedzać zamki na piasku – najpierw Kasr Amra, wpisany na listę UNESCO, który służył niegdyś jako komfortowe łaźnie (w co patrząc na pustynny krajobraz dookoła trudno dziś uwierzyć). Zamek powstał pomiędzy 705 a 750 rokiem, a w środku zachowały się freski z 1 poł. VIII w., na których mamy przedstawienia ludzi i zwierząt (sceny polowania i oprawiania zwierząt czy picia alkoholu, kąpiąca się naga (!) kobieta, tańczące nimfy, muzycy grający na instrumentach – dość obsceniczne jak na muzułmańskich właścicieli). Zamek jest niewielki i zwiedza się go bardzo szybko.



Zamek Al-Azrak

Dalej jest odległy, ale wart zwiedzania Qasr Al-Azrak z czarnego bazaltu. Zamek był pierwotnie rzymskim fortem, zachowały się oryginalne kamienne drzwi. Zahaczyliśmy też o rezerwat przyrody bagien Al-Azrak, ale widząc, jak ponuro i odstraszająco, a także brudno i martwo wygląda to miejsce w styczniu, zawinęliśmy się raz dwa. Z tym rezerwatem wiąże się smutna historia – z powodu budowy wodociągów do Ammanu miejsce niemal całkowicie wyschło i trzeba tam teraz sztucznie doprowadzać wodę. Obecny rezerwat zajmuje zaledwie 10% pierwotnej powierzchni, a część endemicznych gatunków trzeba tam było wprowadzać od nowa. Wracając zajechaliśmy do Qasr Al-Charana, którego jakimś cudem nie zauważyliśmy przejeżdżając w drugą stronę (nie mam pojęcia jak to się stało). Zamek pochodzi z końca VII lub początku VIII w. i został wzniesiony na planie czworokąta wokół centralnego dziedzińca. Każdy narożnik wieńczy okrągła wieżyczka. Przeznaczenie zamku pozostaje nieznane – na zamek obronny ma za cienkie ściany, na karawanseraj się nie nadaje, bo brakuje źródła wody blisko. Ale robi wielkie wrażenie.

Tęcza nad Ammanem
Amman


Ponieważ zostało nam wciąż sporo czasu do odlotu samolotu podjęliśmy szaloną misję zobaczenia Cytadeli w Ammanie, i była to dobra decyzja. Mimo że w Ammanie lało prawie cały czas, Cytadela jest znakomitym punktem widokowym na całe miasto – widzieliśmy Amfiteatr, zaszliśmy do ruin pałacu Umajjadów, a słońce, które na chwilę przebiło się przez chmury sprawiło, ze na niebie pokazała się niesamowita tęcza. Tak pożegnał nas zimny tego dnia Amman. W drodze powrotnej na lotnisko zajechaliśmy do ostatniego, graniczącego z lotniskiem zamku, Qasr Al-Mushatta (Kasr Al-Muszatta, Zimowy Zamek), dawniej największego ze wszystkich. Nieukończona budowla datowana jest na VIII w.

Potem ruszyliśmy do naszego portu lotniczego. Pomyłka z wybraniem niewłaściwego parkingu kosztowała nas jeszcze 9JOD na do widzenia. Przygoda z Jordanią skończyła się dokładnym trzepaniem bagażu na lotnisku, i już lecieliśmy do domu.

Wyjazd z Wadi Rum

Jordania zdecydowanie zaskoczyła mnie pięknem przyrody, zróżnicowaniem terenu (tego samego dnia byliśmy na wysokości 1800 m.n.p.m. i -400m.n.p.m), skalą zabytków i parków narodowych. Przez całą podróż czuliśmy się bezpiecznie, chociaż kilkakrotnie zatrzymywała nas policja (papiery samochodu, ewentualnie „where are you from?”). W hotelach było różnie z czystością, w zdecydowanej większości były problemy z ciśnieniem wody i możliwością regulacji temperatury (albo wrzątek, albo lód), ale śniadania wszędzie były obfite i zapewniały dobry start w pełen atrakcji dzień. Żałujemy w sumie dwóch rzeczy – po pierwsze, że nie odżałowaliśmy jednak kilku stów więcej i nie spaliśmy w którymś z luksusowych hoteli przy Morzu Martwym. Jednak kąpiel w tej gęstej od soli wodzie była nie lada atrakcją, a możliwość skorzystania z prysznica po kąpieli na pewno by nam pomogła. Plus można by było spokojnie poczytać książkę, odpocząć, a nie gnać dalej. Dwa, niewykorzystany potencjał trasy widokowej w Petrze.

Czy Jordania jest drogim krajem?

I tak i nie. Jeszcze przed przyjazdem wydaliśmy ponad 2k – Jordan Pass (wiza + wstępny do prawie 40 zabytków, w tym Petry) kosztowały 75JOD od osoby (1JOD – ca. 6PLN, a więc 450PLN), wynajem samochodu (Nissan Micra w automacie) – 540PLN plus dodatkowe ubezpieczenie 240PLN, ubezpieczenie podróżne 240PLN za dwie osoby w zwiększonym wariancie, plus rezerwacja na wycieczkę po pustyni – 50USD. Czy tych kosztów dało się uniknąć? Nie bardzo. Sam wstęp do Petry, w której planowaliśmy spędzić dwa dni, to 55JOD. Pozostałe wstępy wg. naszych obliczeń wynosiły jeszcze 25JOD, a koszt wizy (40JOD) był już zawarty w Jordan Pass. Co prawda kosztów wizy można uniknąć udając się w przeciągu 48 godzin do wskazanego biura wizowego w Akabie, ale nam opłacało się już na samych wstępach.

Sok ze świeżych granatów

W samej Jordanii było przystępnie cenowo – za posiłki nie zapłaciliśmy więcej niż 9JOD od łeba (i to tylko raz, poszliśmy do drogiej knajpy spróbować lokalnego jedzenia), zazwyczaj płaciliśmy po 5JOD,  zdarzało się i zjeść za 2JOD za dwie osoby. Paliwo na wszystkich stacjach kosztowało 0.90JOD za litr benzyny 90-oktanowej (tak tak, taka tam jeszcze istnieje, u nas już tylko 95). Za najdroższy hotel ze śniadaniem zapłaciliśmy 215PLN za dwie osoby, za najtańszy odpowiednio 100PLN mniej. Nie szaleliśmy za bardzo z pamiątkami ze względu na bagaż podręczny w sezonie zimowym, więc po prostu nie mieliśmy miejsca. Jordania oferuje piękne szale, smakowite przyprawy i kosmetyki z błotem i solą z Morza Martwego.


Wskazówki praktyczne

Drogi w Jordanii pozostawiają sporo do życzenia – są pełne dziur, i to dość głębokich, drogi na pustyni były mocno spękane i nierówne, plus wszędzie, również na autostradach, są progi zwalniające. Dlatego odradzamy podróżowanie w nocy – hopki są słabo oznaczone i często jadąc w większą prędkością w ciągu dnia zdarzało nam się na nie nadziać. A można zgubić podwozie! Na drogach często są kamyczki, etc., więc warto wykupić dodatkowe ubezpieczenie.

Dla osób korzystających z karty Revolut - nie ma problemu z wybieraniem gotówki z bankomatów Jordan Kuwait Bank, ale tych bankomatów nie ma na lotnisku ani w centrum kraju. Są tylko w Ammanie, Madabie i Akabie, poza tym – pustynia. Jednorazowa opłata za wybranie gotówki z ATMu waha się od 4-6.5JOD. Warto więc zaopatrzyć się w gotówkę przy którymś z dużych miast, zwłaszcza że hotele często nie przyjmują płatności kartą. Nawet jeśli na stronie piszą, że jak najbardziej da się tak zapłacić.

Mimo że byliśmy w styczniu pogoda nam dopisała – oprócz ostatniego pochmurnego wieczoru i całego ostatniego deszczowego dnia w Ammanie mieliśmy piękną pogodą. Wydaje mi się jednak, że mieliśmy trochę fuksa, a pogoda w chłodniejszych zimowych miesiącach częściej przypomina tę z ostatniego dnia.

Podejście do Monastyru

Absolutny must have w Jordanii to wysokie buty trekkingowe. Mimo, że wzięłam sobie miejskie półbuty, cały wyjazd chodziłam w moich traperach. Jeśli chce się porządnie zwiedzić Petrę i Małą Petrę, a także zobaczyć wszystkie zabytki pustyni, gdzie jest zaskakująco dużo wspinaczki na różne formacje skalne i strome kamienie, takie buty to zdroworozsądkowa konieczność. My latamy tylko z niewielkim bagażem podręcznym, więc ograniczamy liczbę przedmiotów do minimum. Oczywiście, należy pamiętać że Jordania jest krajem muzułmańskim, więc lepiej ubierać się skromnie i nie eksponować – zwłaszcza w przypadku kobiet – za dużo. Zimą akurat nie było z tym zbyt wiele problemu. Na plażach nad Morzem Czerwonym kobiety siedziały w tradycyjnych, zakrywających wszystko strojach, i tak też się kąpały, więc widok półnagiego bardzo bladego ciała może budzić niezdrową sensację.

Tyle. Polecamy Jordanię, bo przy dobrej pogodzie zimą można naładować trochę swoje baterie słoneczne i zwiedzać jedne z najsłynniejszych zabytków na świecie w nie tak strasznym tłumie (i przy zdecydowanie lepszej i tańszej ofercie hotelowej). Od wiosny noclegi i dodatkowe atrakcje trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem.

Zatem – udanej podróży!

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz