czwartek, 28 listopada 2019

Neil Gaiman, Chłopaki Anansiego (Anansi Boys)

Twórczość Neila Gaimana znam dość dobrze. Czytałam i Amerykańskich bogów, i Nigdziebądź, Koralinę, Wilki w ścianach, Odda i śnieżnych gigantów, a teraz wreszcie Chłopaków Anansiego. Wszystkie jego książki były dobre, i chłopaki Anansiego nie zawiedli  tym względzie, ale chyba spodziewałam się czegoś więcej.

Mix gatunków z happy endem

Chłopaki Anansiego łączą w sobie kilka gatunków - to zdecydowanie fantastyka, ale również chandlerowski kryminał noir i lekkie romansidło. Przeszkadzała mi całkowicie przewidywalna fabuła, bo czasami sama ścieżka jej rozwiązania to za mało, by się nią cieszyć.


Gruby Charlie Nancy podczas planowania ślubu z narzeczoną Daisy dzwoni, by zaprosić na to uroczyste wydarzenie swojego ojca, mimo że nie darzy go szczególną sympatią, mówiąc delikatnie. Ojciec często stroił z niego żarty i Charlie przeżył z jego powodu wiele upokorzeń. Ślub jest jednak okazją do pojednania. Syn dzwoni zatem na Florydę, skąd pochodzi, i dowiaduje się, że jego ojciec właśnie zmarł (we właściwym sobie stylu, a więc spadając ze sceny w bujny dekolt siedzącej nieopodal blondynki, i obnażając jej piersi). Charles leci zatem na pogrzeb, gdzie spóźniony wygłasza mowę nie na tej ceremonii co trzeba... Mamy już zatem pojęcie, jakim niezgułą jest początkowo nasz bohater. Od przyjaciółki rodziny dowiaduje się, że ma brata, i jeśli chce, by ten do niego przybył, wystarczy, że poprosi pająka o przekazanie wieści. Podpity Charlie tak właśnie robi, i faktycznie - niedługo potem u jego drzwi staje przystojne alter ego naszego sympatycznego bohatera. Spider, bo tak nazywa się brat, odmieni życie Charlesa, ukradnie i rozdziewiczy mu narzeczoną, zaszantażuje szefa, co spowoduje jednocześnie podwyżkę jak i donos na policję, a kiedy zrozpaczony chłopak będzie chciał się go pozbyć - będzie musiał sięgnąć do pomocy czarnej magii i uroczej policjantki Daisy. Wiadomo, jak się ta historia skończy.

Dobra, choć nieco tandetna, rozrywka

Ciekawe wątki? Początkowo Spider wydaje się być alter ego Charliego, oddzielonym od niego za pomocą magii przez sąsiadkę. To sprytna, cwaniacka wersja Charliego, "bardziej udany brat", który jednak w trakcie trwania historii nie tylko staje się osobnym bytem, ale również traci trochę swojego czaru i polotu na rzecz brata. Ciekawy jest też wątek, kiedy jedno z bóstw, Kobieta-Ptak, pragnąca zemsty za żarty strojone prze ojca chłopców, Anansiego, wyrywa Spiderowi język. Mimo tak poważnego okaleczenia Spider nie traci rezonu i woli walki, a Charliemu udaje się odzyskać jego język, który oddany właścicielowi z powrotem się zakorzenia i pełni swoją funkcję.

Zdecydowanie nie podobało mi się, że poczucie humoru, dość sarkastyczne, przyznam, zasłaniało często braki fabularne. Pięciu różnych bohaterów udaje się niezależnie od siebie na odległe wyspy na Karaibach? Rosie i jej matka płyną tam w rejs, psychopatyczny szef Charliego, Grahame Coats, ma tam willę i mnóstwo pieniędzy na kontach, Callyanne Higgler, sąsiadka Charliego z Florydy, akurat pojechała tam odwiedzić swoją rodzinę, więc Charlie podąża za nią, a Daisy odkrywa miejsce pobytu mordercy Coatsa i podąża za nim... Planujący z wyprzedzeniem morderca zostawia zakrwawioną koszulę na miejscu zbrodni. Kobieta Ptak wycofuje się z umowy i oddaje ród Anansiego z powrotem w ręce jego synów w zasadzie bez dyskusji... Dużo jest braków fabularnych w imię efekciarskich żarcików.

To, co mi zaimponowało, to wymieszanie światów - świata religii, magii i świata rzeczywistego. W zasadzie nawet to, co realne u Gaimana, jest również płynne i podlega ciągłym przemianom, a zmarli mają naprawdę spory wpływ na rzeczywistość. Pojawia się też częsta u autora perspektywa osoby zmarłej (Maeve Livingstone, którą Coats oszukiwał latami, i wreszcie zamordował).

Rozrywka zaiste przednia, bo książkę połyka się raz dwa, ale mam paskudne wrażenie, że niewiele mi po niej zostało i nie będę chciała do niej wrócić. Znacznie cięższy, mroczniejszy kaliber Amerykańskich bogów dużo bardziej mi się podobał.

Moja ocena: 6/10

Neil Gaiman, Chłopaki Anansiego
Wydawnictwo Mag
Warszawa 2006
Tłumaczenie: Paulina Braiter
ISBN: 83-7480-020-8


_______________________________________________________________________________

I know the work of Neil Gaiman quite well. I've read American Gods, Neverwhere, Coraline, The Wolves in the Walls, Odd and the Frost Giants, and now finally Anansi Boys. All his books were good, and Anansi Boys didn't spoil the image, which was to be expected.

A mix of genres with a happy ending

Anansi Boys combines several genres - it's definitely a fantasy book, but at the same time a Chandleresque noir detective story and a light romance. And yet, the predictable storyline disturbed me considerably, as sometimes the path of the plot alone is not enough to enjoy the whole thing.

Fat Charlie Nancy, when planning his wedding with fiancée Daisy, calls to invite his father to this solemn event, despite the fact that he does not like him particularly, to put it mildly. His father has often made fun of him and Charlie experienced many humiliations because of him. However, the wedding is an opportunity for reconciliation. The son calls Florida, where he comes from, and finds out that his father has just died (in his own style, so falling off the stage into the lush cleavage of a blonde sitting nearby and exposing her breasts). Charles is therefore going to a funeral (instead of a wedding), where he gives a speech at the wrong funeral. So we already have an idea how clumsy is our hero at first. Then he learns from a friend of the family that he has a brother, and if he wants to meet him, all he has to do is ask the spider to tell the news. Tipsy Charlie does just that, and in fact - soon at his door stands a handsome alter ego of himself. Spider, as this is the name of the brother, will change Charles's life, steal and deflower his fiancée, blackmail the boss, which will both cause a raise and a denunciation to the police, and when desperate Charlie will try to get rid of him - he will have to resort to black magic and a charming policewoman Daisy. We all know how this story ends.

Good, but at times trashy entertainment

Interesting threads? Initially, Spider seems to be Charlie's alter ego, separated from him by magic by a neighbor. This is a cleverer, more cunning version of Charlie, 'a more successful brother', who during the course of the plot not only becomes a separate entity, but also loses some of his charm and glow to his brother. Also the Shakespearian motif ot a tongue pulled out from the mouth draws attention - when one of the gods, the Bird Woman, who craves for a revenge for pranks played on her by the boys' father, Anansi, pulls Spider's tongue out. Despite such a serious mutilation, Spider does not lose his resonance and the will to fight, and Charlie manages to regain his tongue, which, returned to the owner, takes root and performs his function again.

I definitely did not like the fact that the sense of humor, quite sarcastic, I admit, often covered the shortcomings of the plot. Five different heroes go independently to remote islands in the Caribbean? Rosie and her mother go on a cruise there, Charlie's psychopathic boss, Grahame Coats, he has a villa and lots of money on his accounts there, Callyanne Higgler, Charlie's neighbor from Florida, just went to visit her family there, so Charlie follows her, and Daisy discovers a place of Coats the murderer hiding and follows him ... The killer planning ahead leaves a bloody shirt at the crime scene. The Woman Bird withdraws from the contract and gives Anansi back to his sons with almost no argument... There are a lot of shortcomings for the sake of flashy jokes.

What impressed me was the mixing of worlds - the world of religion, magic and the real one. In fact, even what is supposed to be real in Gaiman's prose is often vague and subject to constant change, and the dead have a considerable impact on so called reality. Also the narrative perspective of the dead person is a literary trace characteristic for Gaiman's prose (e.g. the one of Maeve Livingstone whom Coats cheated for years and finally murdered).

The entertainment provided by Gaiman is really light, because the book is swallowed in one reading, but I have a nasty feeling that I won't remember much of it and I won't ever come back to it. I liked the heavier, darker tone of American Gods much more.



My rating: 6/10



Author: Neil Gaiman
Title: Anansi Boys
Publishing House: Mag
Warsaw 2006
Translated by: Paulina Braiter
ISBN: 83-7480-020-8

Tove Jansson, Uczciwa oszustka (Den ärliga bedragaren)

Wydana w 2018 roku przez wydawnictwo Nasza Księgarnia książka Uczciwa oszustka Tove Jansson kusi nie tylko nazwiskiem autorki, ale również piękną, utrzymaną w chłodnej tonacji okładką. Jako że serię o Muminkach darzę ogromnym sentymentem z dzieciństwa, z wielką ciekawością sięgnęłam po pozycję spoza słynnego cyklu, przeznaczoną bardziej do dorosłych niż do dzieci czy młodzieży.

Czy oszustka może być uczciwa?


Katri Kling mieszka ze swoim bratem Matsem w niewielkim miasteczku Västerby, w malutkim mieszkanku nad sklepem. Towarzyszy im bezimienny owczarek niemiecki, pies Katri. Dziewczyna, delikatnie mówiąc, za towarzystwem nie przepada, jednak jest ceniona wśród lokalnej społeczności za swoje umiejętności matematyczne i księgowe oraz zdroworozsądkowe podejście do każdej sytuacji. Tylko dzieci z miasteczka, widząc ją, wołają za nią "czarownica", czym Katri nieszczególnie się przejmuje. Jej brat dla odmiany postrzegany jest jako lekko opóźniony w rozwoju, ale jego znajomość szkutnictwa imponuje. Losy rodziców są nieznane. Katri odrzuca mało wyrafinowane awanse zatrudniającego ją sklepikarza i zaczyna rozglądać się za nową pracą i nowym lokum. Jej uwagę szybko przyciąga starsza kobieta, ilustratorka powieści dla dzieci, Anna Aemenlin. Kobieta jest zamożna i zaczyna potrzebować pomocy w prowadzeniu domu, nie wspominając już o porządku w dokumentach. Między kobietami zawiązuje się subtelna więź, i wkrótce Katri wraz z bratem wprowadza się do domu Anny, wnosząc w niego na powrót życie. Pracowita dziewczyna porządkuje finanse swojej gospodyni, potem jej dom, a potem pragnie uporządkować życie i myśli. Napotyka jednak opór i sprawy zaczynają się toczyć nie po jej myśli. Relacja kobiet zaczyna przypominać pojedynek, który wygra jedna z nich, a druga go chyba nigdy do końca nie pojmie.

Ani słowa za dużo

Książka Jansson zbudowana jest w bardzo oszczędny sposób. Zdania są krótkie, surowe. Nawet przeglądając książkę do recenzji czułam surowy klimat zimnej północy i czynności ludzi ograniczone do niezbędnego minimum na mrozie. Jednocześnie książka jest w cudowny sposób niedookreślona, otwarta, wymykająca się łatwym interpretacjom. 

Katri Kling ma żółte oczy, zupełnie jak wilk. Jest samotnikiem, dbającym jednak o potrzeby swoich "młodych" - w tym przypadku swojego młodszego brata. Kiedy znajduje sobie ofiarę - Annę (która - nomen omen - maluje na swoich wspaniałych akwarelach runa leśnego bezbronne króliki), osacza ją i stara się na swój sposób obezwładnić. Katri zależy na spokojnym lokum i bezpieczeństwie finansowym, dlatego opierając się na swoim autorytecie odbiera Annie zaufanie do innych, i kieruje je tylko i wyłącznie na siebie. Nie zwraca jednak uwagi, że ten "królik" też ma na nią wpływ, i zaczyna oswajać dziewczynę w ten sam sposób, w jaki oswaja jej psa. Starsza kobieta stara się wpuścić w zaschnięty i surowy świat młodej dziewczyny odrobinę radości i zaburzającej porządek zabawy. Ten element wymykający się wszelkiej logice zaburza idealny plan Katri. Obie kobiety wychodzą z tej relacji zmienione - Anna przestaje dodawać króliki do swoich rysunków, a Katri - cóż, niech metaforą jej losu będzie jej zdziczały pies.

Bardzo podoba mi się też fakt, że książka stanowi wiwisekcję zaledwie małego fragmentu życia obu kobiet. Ich losy są tylko zarysowane, wszystkie zbędne szczegóły są usunięte, a w centrum książki jest ich zmieniająca się relacja. Zakończenie jest otwarte, niedookreślone, losy Matsa i Katrin - nieznane. To właśnie w tej książce jest wspaniałe - pozostawia ona czytelnikowi dużo miejsca mimo precyzji języka. Z pewnością będę chciała sięgnąć do tej książki po raz kolejny.


Moja ocena: 9/10

Tove Jansson, Uczciwa oszustka
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2018
Tłumaczenie: Halina Thylwe
ISBN: 978-83-13225-3

_____________________________________________________________________________

Published in 2018 by the Publishing House Nasz Księgarnia, the book The True Deceiver by Tove Jansson tempts not only with the author's name, but also with beautiful cool-toned cover. Since I have a great sentiment to the Moomin series from my childhood, I reached for a position outside the famous series with a great curiosity to discover that it has been intended more for adult readers rather than for children or teenagers.

Can a deceiver be honest?

Katri Kling lives with her brother Mats in the small town of Västerby, in a tiny apartment above the store. The siblings are accompanied by a nameless German Shepherd of Katri. The girl, to put it mildly, does not like human company, but is valued among the local community for her mathematical and accounting skills and common sense approach to every situation. Only children from the town, seeing her, call for her "a witch", which doesn't really bother her. For a change, her brother is perceived as slightly retarded, but his knowledge of boatbuilding is impressive. The fate of parents is unknown. Katri rejects the straightforward courtship of her landlord and at the same time shop owner and starts looking for a new job and a new home. Her attention is quickly attracted by an elderly lady, an illustrator of children's novels, Anna Aemenlin. The woman is wealthy and begins to need help in running her home, not to mention the order in the documents. A subtle bond is formed between the women, and soon Katri and her brother move into Anna's house, bringing back life to the old mansion. Hardworking girl organizes the finances of her hostess, then her house, and then wants to organize her life and thoughts. However, she encounters unexpected and subtle resistance and things are start to go wrong. The relationship of women begins to resemble a duel that one of them wins and the other will probably never comprehend.

Not a word too much

Jansson does not use too many words in her prose. The sentences are short and harsh. Even when flipping through the book for review, I felt the harsh climate of the cold north and people's activities limited to the bare minimum in the cold. At the same time, the book is wonderfully vague, open, defying easy interpretations.

Katri Kling has yellow eyes, just like a wolf. She is a loner, but she cares about the needs of her 'cubs' - in this case her younger brother. When she finds a victim - Anna (who - nomen omen - paints defenseless rabbits on her magnificent watercolors), she wraps her and tries to overpower her. Katri cares for a quiet place and financial security, so by relying on her authority deprives Anna of trust in others, and directs it only towards herself. She does notice, however, that this 'rabbit' also affects her, and begins to tame the girl in the same way in which it tames her dog. An older woman tries to let into the dry and harsh world of the young girl a bit of joy and thus disturbs Katri's ordeal. This element of fun, escaping all logic, destroys Katri's ideal plan. Both women are altered by this relationship - Anna stops adding rabbits to her drawings, and Katri - well, let her feral dog be the metaphor of her fate.

I also really like the fact that the book is a vivisection of just a small fragment of the lives of both women. Their fate is only outlined, all unnecessary details are removed, and in the center of the book is their changing relationship. The ending is open, unspecified, the fate of Mats and Katrin - unknown. This book is wonderful - it leaves the reader a lot of space despite the precision of the language. I will definitely come back to it again.



My rating: 9/10


Author: Tove Jansson
Title: The True Deceiver
Publishing House: Nasza Księgarnia
Warsaw 2018
Translation: Halina Thylwe
ISBN: 978-83-13225-3

wtorek, 26 listopada 2019

Katarzyna Kędzierska, Chcieć mniej Minimalizm w praktyce

Z jednej strony lubię, a z drugiej nie lubię czytać książek o minimalizmie. Lubię, bo motywują mnie do działania i podsuwają wiele ciekawych pomysłów i refleksji, a nie lubię, bo widzę, ile mi jeszcze do ideału brakuje. Przy czym ideałem nie jest 100 przedmiotów, ale wolne miejsce w mieszkaniu i porządek, poczucie panowania nad przestrzenią. Poszukiwanie pomocy w książkach uważam zatem za rozpoczęte, a mimo to po książki typu Chcieć mniej Minimalizm w praktyce Katarzyny Kędzierskiej sięgam z dużym sceptycyzmem. Boję się miałkiej treści i zawartych w nich oczywistości. Na szczęście ostatnio często jestem przyjemnie zaskoczona, także tym razem. Książka została wydana przez wydawnictwo Znak w serii litera nova, ma estetyczną, prostą okładkę i jest po prostu ładna. Czyta się ją naprawdę szybko, a niektóre przemyślenia (samą mnie zaskoczyło, które) pozostają z czytelnikiem na długo.


Rzeczy, które nas otaczają, mają na nas ogromny wpływ, dużo większy, niż kiedykolwiek bylibyśmy w stanie przyznać. s. 153

Autorka zwraca uwagę, że posiadane przedmioty są tylko atrybutami, które służą nam do wypracowania sobie pozycji, do rozwoju osobistego, do prowadzenia życia. Są narzędziami, a nie celem w samym sobie, o czym często zapominamy. Dodatkowo, łatwiej (dużo łatwiej!) przedmiot kupić, niż się go potem w rozsądny sposób pozbyć. Wymaga to wysiłku (oczywiście jeśli nie chcemy zaśmiecać środowiska i zapewnić sobie choć częściowy zwrot wydanych na niego pieniędzy), a jednocześnie mamy tendencję do nadawania przedmiotom wyższej wartości rzeczowej, niż faktycznie mają, ze względu na ładunek emocjonalny, który niosą. „Dany przedmiot sprzedasz za tyle, za ile ktoś będzie skłonny za niego zapłacić”, s. 53. Zwykłe przedmioty użytkowe, tak jak auta, tracą połowę swojej wartości przy zakupie.

Rzeczy, które nas otaczają, mają na nas ogromny wpływ, dużo większy, niż kiedykolwiek bylibyśmy w stanie przyznać. s. 153

Plusów minimalizmu nie trzeba wymieniać – czy to w kontekście ochrony środowiska (uwalnianie zasobów i niemarnowanie ich, recycling), czy materialnym (oszczędność przy zastanowieniu się, czy dana rzecz jest nam naprawdę potrzebna, odzyskiwanie części poniesionych kosztów przy dalszej sprzedaży rzeczy), społecznym (więcej czasu dla bliskich, na kontakty towarzyskie, a nie na „opiekowanie się” przedmiotami – czyszczenie ich, przestawianie, magazynowanie), estetycznym (łatwiejsze utrzymywanie porządku w domu), aż w końcu czasowym (począwszy od sprzątania, poprzez konieczność ciągłych wyborów, czego akurat używać, aż po czas spędzony na poszukiwaniu i zakupie danej rzeczy). W wersji makabrycznej przy mniejszej ilości przedmiotów osoby porządkujące nasze przedmioty po naszej śmierci na pewno również będą odczuwały wdzięczność za mniej pracy. Pozbycie się rzeczy sprawia, że nie trzeba się już nimi więcej zajmować, pisze autorka.

Wnioski? Wystarczająco dobra

Nie są rewolucyjne. Dla mnie to większe skupienie na byciu tu i teraz, cieszenie się chwilą, uwalnianie zasobów poznawczych na nowe doświadczenia. Rzeczom trzeba pozwolić spełnić swoją funkcję i ruszać dalej, uwalniać je, by przydawały się innym. Osobiście mam wrażenie, że przedmioty, które mnie otaczają, coraz mniej pomagają mi w funkcjonowaniu, a coraz bardziej osaczają i zabierają za dużo mojego czasu i uwagi. Zdecydowany problem mam z książkami, i choć nie ocieram się jeszcze o syllogomanię (patologiczne zbieractwo), to chyba zdecydowanie podążam w tym kierunku. Natomiast konkretnych porad trochę mi zabrakło. Jak rozstać się z przedmiotami, których mamy za dużo, ale które uważamy za ważne (i świadczące o naszym statusie)? Jaki system przy porządkowaniu przyjąć? Jak się do tego zabrać? Zdecydowanie na plus dla autorki, że nie skupia się tylko na materialnych przedmiotach, ale również na zaśmiecaniu swojego czasu:„Mówiąc komuś lub czemuś „tak”, zawsze mówisz też „nie”, niestety, najczęściej sobie.” (s. 85). Kędzierska apeluje o szacunek do samego siebie i zwraca też uwagę na dawanie sobie większej wolności. „Zamiast nieustannie być najlepszą, wybrałam bycie wystarczająco dobrą”, pisze (s. 81). Taka niewielka zmiana może zrewolucjonizować życie. Ja sama nad tym pracuję – by umieć odpuszczać i nie przejmować się tak strasznie.
Na pewno dużą wartość stanowią wskazówki do dalszej lektury, zawarte na końcu pozycji, np. odniesienie do książki Billa Hybelsa Prostota. Jak nie komplikować sobie życia z wydawnictwa Esprit, czy do bloga Leo Babuty: www.zenhabits.net.


Moja ocena: 6.5/10


Katarzyna Kędzierska, Chcieć mniej Minimalizm w praktyce
Wydawnictwo Znak
Kraków 2016
ISBN: 978-83-240-3652-3

_________________________________________________________________________________

On the one hand, I like reading books on minimalism, and on the other I don't. I like it because they motivate me to act and give me many interesting ideas and conceptions, and I don't like it because I can see how much I still have to do to become perfect. And by perfect I don't mean possessing 100 objects, but free space and order in the apartment, a sense of control over space. My quest for finding book advisers I announce to be open, and yet I took Katarzyna Kędzierska's To want less Minimalism in  practice with deep skepticism. What scares me off is the possibility of mediocre content and truisms. Fortunately, I have been pleasantly surprised. The book has been published by the Znak Publishing House in the litera nova series, has an aesthetic, well-designed cover and is simply pretty. It reads really fast, and some insights remain with the reader for a long time.

The things that surround us have a tremendous impact on us, far bigger than we could ever admit. (p. 153)

The author points out that the items owned by us are only attributes that we use to develop professionally, personally, to lead a life. They are tools, not an aim in themselves, which we often forget. In addition, those tools are easier to buy than to dispose of wisely (and responsibly). This requires effort (of course, if we do not want to litter the environment and ensure at least a partial return of the money spent), and at the same time we tend to give objects higher material value than they actually have, due to the emotional charge that they carry. "You will sell an item for as much as someone would be willing to pay for it," reflects the author (p. 53). Normal goods, alike cars, lose half of their value when they are bought.

The things that surround us have a tremendous impact on us, far more than we could ever admit. (p. 153)

The pros of minimalism seemed quite obvious - whether in the context of environmental protection (releasing resources and not wasting them, recycling), or material (saving money after reflecting on the purchase, recovering some of the costs incurred while selling things), social ( more time for loved ones, for social life, and saved on not "looking after" items - cleaning them, moving , storing, etc.), aesthetic (keeping order at home easily), and finally time (starting from cleaning, through the need for constant choices, which item to use, right up to the time spent searching for and buying a given item). In the somber version, with fewer possessions those who organize our goods after our death will certainly feel gratitude for less work. Getting rid of things means that you don't have to deal with them anymore, writes the author.

Conclusions? Good enough

They are not revolutionary. For me it's a greater focus on being here and now, enjoying the moment, releasing cognitive resources for new experiences. Things must be allowed to fulfill their function and move on, freeing them so that they can be useful to others. Personally, I have the impression that the objects that surround me help me less and less, and become oppressive by taking away too much of my time and attention. I have a definite problem with books, and although I am not a case of syllogomania (pathological collecting), I am definitely heading in that direction. However, the book lacked specific advice. How do we part with objects that we have in abundance but which we consider important (and portraying our status)? Which system should I use when ordering? How to do it? Definitely a plus for the author for not focusing only on material objects, but also on littering of our time: "When you say 'yes' to someone or something, you always also say 'no', most often to yourself, unfortunately (p. 85). Kędzierska calls for self-respect and also draws attention to giving yourself greater freedom. "Instead of constantly being the best, I chose to be good enough," she writes (p. 81). Such a small change can revolutionize life. I work on it myself - to be able to let go and not worry so much.
Certainly the great value are the tips for further reading, included at the end of the book, e.g. reference to the publication by Bill Hybels Simplicity. How not to complicate your life by the Esprit Publishing House or the Leo Babuta blog: www.zenhabits.net.



My rating: 6/10



Author: Katarzyna Kędzierska
Title: To want less. Minimalism in practice
Publishing House: Znak
Krakow 2016
ISBN: 978-83-240-3652-3

niedziela, 24 listopada 2019

Jørn Lier Horst, Gdy mrok zapada (Når det mørkner)

Wystarczy jeden długi wieczór i kawałek nocy, by połknąć kryminał Horsta prawie na jedno posiedzenie. Jest w nim wszystko, co w norweskim kryminale najlepsze - zmęczony policjant, odludne tajemnicze miejsce, tajemnica z przeszłości i sypiący gęsto śnieg. Na trwające właśnie zbyt długie wieczory - pozycja jak znalazł. 

Norweski kryminał w najlepszym wydaniu

Ciężko mi będzie spamiętać, co w książce Horsta podobało mi się najbardziej. Mamy tu do czynienia z doświadczonym śledczym Williamem Wistingiem, który wspomina początki swojej kariery w policji. Jest śledztwo powiązane z napadem na bank, jest próba ujęcia złodzieja samochodów, ale jest również przypadkowa sprawa starego auta ukrytego w stodole, które ma na karoserii ślady kul wskazujące, że kierowca zginął na miejscu. W domu kwilą niedawno urodzone bliźnięta, a żona ambitnego i niedosypiającego gliny, Ingrid, wykazuje się nie tylko anielską cierpliwością, ale również ogromnym zrozumieniem dla wymagającej pracy swojego męża. Wszystkie wątki toczą się jednocześnie, co oddaje specyfikę pracy w policji. Są nocne dyżury, wyjazdy do wypadków, wieczne zmęczenie i mozół pracy. 

"W pracy policjanta człowiek wciąż stykał się z tym, co negatywne, chore, destrukcyjne, odbiegające od normy. Ale Wisting pod wieloma względami czuł się w tym mroku dobrze." s. 28

Horst potrafi pisać o tym jasno i klarownie, jednocześnie budując nastrój i podążając wraz z czytelnikami za rozwijającym się tropem śledztwa. Jego głęboka znajomość tematu i realizm opisów wynika z jego policyjnego doświadczenia (do 2013 roku był szefem wydziału śledczego okręgu policji w Vestfold) oraz ukończonym studiom z psychologii i kryminologii. Nie ma przekombinowania fabuły, nie ma niepotrzebnych dłużyzn - akcja toczy się wartko, a jednocześnie oddany jest mozół śledztwa, wielość godzin spęczonych na poszukiwaniach śladów i zniechęcająca biurokracja. Nic dodać, nic ująć. Poszukiwanie kolejnych tomów rozpoczęte!

Moja ocena: 8/10


Jørn Lier Horst, Gdy zapada mrok
Wydawnictwo Smak słowa
Sopot 2016
Tłumaczenie: Karolina Drozdowska
ISBN: 978-83-64846-92-2

____________________________________________________________________________


One long evening and a part of the night are enough to swallow Horst's crime story in one sitting. It has all ingredients that turn it into one of best Norwegian crime stories - a tired policeman, a secluded secret place, a mystery from the past and heavy snow. A perfect match for the long winter evenings! Or just one evening... 

Norwegian detective story at its best

It will be hard for me to point down what I liked most about Horst's book. We follow an experienced investigator William Wisting remembering the beginning of his career in the police force. There is an ongoing investigation related to a bank robbery, as well as an attempt to capture a car thief, but most importantly there is also a random case of an old car hidden in a barn, bering traces of bullets on the body indicating that the driver was killed on the spot. At home, newly born twins await their father, as well as angelically patient wife Ingrid, who shows great understanding of her husband's demanding occupation. All threads run simultaneously, which reflects the specifics of working in the police. There are night shifts, calls to various accidents, eternal fatigue and hard work.

"In the work of a policeman, man was still in contact with what was negative, sick, destructive, abnormal. But Wisting in many ways felt good in this darkness." p. 28

Horst is able to write concisely and clearly about this, at the same time building the mood and following the development of the investigation with his readers. His deep knowledge of the subject and the realism of the descriptions is due to his police experience (until 2013 he was the head of the investigating department of the Vestfold police district) and completed psychology and criminology studies. There is no recombination of the plot, no unnecessary verbosity - the action takes place rapidly, and at the same time is devoted to the hassle of the investigation, the number of hours spent on searching for traces and discouraging bureaucracy. Nothing more, nothing less. The search for other William Wisting volumes has started!

My rating: 8/10

Author: Jørn Lier Horst
Title: When It Grows Dark
Publishing House: Smak słowa
Sopot, 2016
Translated by:
ISBN: 978-83-64846-92-2